Po raz pierwszy w oficjalnym dokumencie rząd przyznał, że program, który od stycznia nosi nazwę Rodzina 800+, poniósł klęskę w dziedzinie demografii.
Program wsparcia finansowego rodzin nie przyniósł spodziewanego wzrostu narodzin dzieci, choć był bardzo kosztowny dla państwa
305 mld zł – orientacyjnie tyle kosztował już podatnika wprowadzony w 2016 roku program Rodzina 500+ przemianowany w tym roku na 800+. To więcej niż orientacyjne koszty elektrowni atomowej i Centralnego Portu Komunikacyjnego. Jednak mimo wielkich nakładów program nie przyniósł zakładanych rezultatów. Tak wynika z oficjalnego sprawozdania z wykonania ustawy o pomocy państwa w wychowywaniu dzieci w 2023 roku, które do Sejmu skierował rząd.
Podobne dokumenty przedstawia co roku, zmieniła się jednak narracja. Jeszcze przed rokiem, w ostatnim sprawozdaniu złożonym przez premiera Mateusza Morawieckiego z PiS, rząd przekonywał, że „program ograniczył spadek liczby urodzeń”. Brakowało w nim też kluczowych tabel, pokazujących dramatyczną sytuację demograficzną.
Liczba urodzeń zaczęła gwałtownie spadać poniżej najbardziej pesymistycznych wariantów
Tym razem jest inaczej. Rząd Donalda Tuska załączył tabelę, z której wynika, że liczba urodzeń wzrosła po wprowadzeniu programu, po czym zaczęła gwałtownie spadać poniżej najbardziej pesymistycznych wariantów prognozy demograficznej GUS. „Krótkotrwały, niewielki wzrost liczby urodzeń i dzietności w pierwszych latach po wprowadzeniu programu mógł po części być wynikiem tego programu w tym sensie, że osoby z roczników wyżu demograficznego, wychodzących wówczas z okresu najwyższej dzietności, jeśli do tej pory wahały się lub odkładały decyzję o (kolejnym) dziecku, otrzymały dodatkowy impuls do jej podjęcia” – pisze rząd.
I dodaje, że to już przeszłość. W 2023 roku urodziło się tylko 272,5 tys. dzieci, o 126,5 tys. mniej niż w 2017 roku, gdy program 500+ święcił swoje największe tryumfy. Wówczas współczynnik dzietności, czyli przeciętna liczba dzieci przypadających na kobietę, wynosił 1,45. W ubiegłym roku tylko 1,17, czyli dużo mniej niż przed wprowadzeniem programu.
Przyczyny? Zdaniem rządu współczynnik dzietności systematycznie spada od 1989 roku, przyczyniła się do tego też pandemia Covid-19, wojna w Ukrainie i orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z 2020 roku uniemożliwiające dokonanie aborcji z uwagi na uszkodzenie płodu.
– Świadczenia z program 500+, a obecnie 800+, mogą wpływać na decyzje prokreacyjne, ale głównie u osób, dla których trudnością są koszty utrzymania dziecka. Dzięki badaniom wiemy, że dotyczy to głównie par chcących mieć co najmniej trójkę dzieci – mówi Mateusz Łakomy, autor książki „Demografia jest przyszłością”. – I rzeczywiście, program poprawił liczbę urodzeń trzecich i kolejnych dzieci w rodzinach. Nie polepszyło to jednak trwale całościowych wskaźników demograficznych. Dodatkowo pandemia utrudniła powstawanie związków, w związku z czym zmniejszyła się liczba pierwszych urodzeń, a więc z czasem zmniejsza też drugich i kolejnych – konkluduje.
Ubóstwo a program 500+. Nowe dane
Kolejną złą wiadomością ze sprawozdania rządu jest też coraz bardziej ograniczone oddziaływanie programu na zasięg skrajnego ubóstwa, który wrócił już do poziomu sprzed wprowadzenia 500+. Dane te korespondują z ostatnim pesymistycznym raportem Polskiego Komitetu Europejskiej Sieci Przeciwdziałania Ubóstwu, z którego wynika, że o ile w 2022 roku poniżej minimum egzystencji żyło 1,7 mln osób, to rok później już 2,5 mln, co jest najgorszym wynikiem od 2015 roku. W sprawozdaniu rząd pisze, że przyczyną zwiększającego się ubóstwa była gwałtowna inflacja. Twierdzi, że sytuacja powinna się poprawić wskutek podniesienia kwoty świadczenia z 500 do 800 zł.
Czy wprowadzenie kosztownego programu, przynoszącego tak mizerne rezultaty, było błędem? Michał Kot, były dyrektor istniejącego za rządów PiS Instytutu Pokolenia, a obecnie współtwórca fundacji Instytut Pokolenia, uważa, że mimo wszystko było warto. – Choć nie zostały zrealizowane wszystkie cele stawiane przed programem, wzrosła liczba kolejnych urodzeń w rodzinach wielodzietnych. Zwiększyła się konkurencyjność Polski, co poprawiło saldo migracji, a bez programu zasięg ubóstwa byłby na pewno większy niż obecnie – zauważa.