Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, w Polsce występuje problem związany z domami przekształcanymi na hotele dla pracowników. Sąsiedzi tych obiektów skarżą się na bójki, hałas oraz stosy śmieci. W międzyczasie gminy niewiele mogą z tym uczynić, ponieważ właściciele odkryli lukę w przepisach, na której zyskują.
/123RF/PICSEL
W serwisach ogłoszeniowych można znaleźć setki ofert dotyczących wynajmu kwater dla pracowników w domach jednorodzinnych. Ceny zaczynają się od 20 zł za dobę. Zakup domu na wynajem dla robotników, jako sposób na zyskowną inwestycję, od lat promują flipperzy. W mediach społecznościowych można natknąć się na liczne filmy, w których dzielą się swoimi wskazówkami i przedstawiają kalkulacje kosztów oraz potencjalnych zysków. Kiedy jednak internauci pytają o legalność tego rodzaju wynajmu, unikają jednoznacznych odpowiedzi.
Reklama
Fliperzy rekomendują hotele pracownicze w domach. Ignorują skargi sąsiadów
Fliperzy nie przejmują się również tym, że lokatorzy domów przekształconych na hotele często łamią zasady współżycia społecznego – nadużywają alkoholu i organizują głośne imprezy, które kończą się bijatykami. „Kiedy zaczynają imprezę w piątek, to kończą w poniedziałek rano. Na zwrócenie uwagi reagują agresywnie” – skarżył się „Gazecie Wyborczej” we wrześniu mieszkaniec podwarszawskiego Józefowa, które, jak podano, „słynie z hoteli dla pracowników”.
Problem przekształcania domów na hotele dla pracowników opisuje również we wtorek, 15 kwietnia „Dziennik Gazeta Prawna”. „Hałas, bójki, samochody parkujące w każdych możliwych miejscach, stosy śmieci i bezsilność sąsiadów – tak można streścić skargi, które napływają do posłów oraz Ministerstwa Rozwoju i Technologii od osób, które szukają sposobu na poradzenie sobie z takim uciążliwym sąsiedztwem” – można przeczytać w artykule.
Kwatery dla pracowników w domach. „Mamy lukę w prawie”
Magdalena Kołodziejczak (KO), posłanka i przewodnicząca sejmowej podkomisji ds. budownictwa, gospodarki przestrzennej i mieszkaniowej oraz poczty, w rozmowie z „DGP” przyznaje, że dobrze zapoznała się z tym problemem, gdy była burmistrzem Pruszcza Gdańskiego. „Szukaliśmy rozwiązań w nadzorze budowlanym, sanepidzie, straży pożarnej, urzędzie skarbowym. Stąd wiem, że mamy lukę w prawie i bez zmiany przepisów nie poradzimy sobie z tym problemem. Opracowanie odpowiedniego rozwiązania nie będzie łatwe, ale musimy je znaleźć” – powiedziała Kołodziejczak.
Czytaj także: Sąsiad nie grzeje i kradnie ciepło. Oto, co można z tym zrobić
Sprawę podjęła również grupa posłów PiS w interpelacji do Ministerstwa Rozwoju i Technologii. „Kwestia ta wymaga pilnej interwencji, aby chronić prawa mieszkańców przed naruszeniami ich spokoju i bezpieczeństwa w najbliższym otoczeniu. Ważne jest opracowanie rozwiązań prawnych, które zapobiegną wykorzystywaniu luk w przepisach” – cytuje posłów „DGP”. Michał Jaros, wiceminister rozwoju i technologii, zapewnił parlamentarzystów, że departament pracuje nad rozwiązaniem. Ministerstwo rozważało wprowadzenie ograniczeń dotyczących kubatury budynków, ale doszło do wniosku, że „choć to może być najprostsze rozwiązanie, może być nadmiarowe, a nawet krzywdzące”.
Ograniczenie kubatury budynków nic nie zmieni
Inż. Andrzej