Uroczyste przekazanie nowego patrolowca w gdańskim porcie odbyło się w atmosferze skandalu. Wybudowali go Francuzi za 111 mln zł, ale zażądali dopłaty 5 mln euro. Straż Graniczna nie tylko im nie dopłaciła, ale potrąciła za opóźnienie w oddaniu statku blisko milion zł. Francuzi szykują kolejny pozew.
Chrzest patrolowca SG-301 (Archiwum, prywatne)
W czwartek, w porcie na Westerplatte w Gdańsku, odbyło się uroczyste przekazanie nowego patrolowca dla Morskiego Oddziału Straży Granicznej (MOSG). Matką chrzestną jednostki o numerze bocznym SG-301 została marszałek Sejmu Elżbieta Witek.
W rządowej fecie, na którą zaproszony został również wiceminister spraw wewnętrznych Błażej Poboży, udziału nie wziął producent patrolowca Philippe Gobert, który jest właścicielem francuskiej stoczni Socarenam.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: "Nie powinniśmy odtrąbiać sukcesu". Widmo inflacji wciąż wisi nad Polską
Płatność w ostatniej chwili, ale pomniejszona
Jak dowiedział się money.pl, Gobert wysłał do Polski swojego inżyniera, a sam poleciał na rozmowy biznesowe z belgijską policją, dla której buduje nowe jednostki. Po uroczystości przedstawiciel stoczni miał wygłosić oświadczenie dla mediów w sprawie kontraktu z polską Strażą Graniczną.
Z treści oświadczenia, do którego dotarł money.pl wynika, że stocznia nie ma sobie nic do zarzucenia: dostarczyła jednostkę w terminie. Patrolowiec spełnia wszystkie wymagania MOSG-u. „Zostaje tyko niesmak, że nie udało się znaleźć polubownego rozwiązania” – czytamy.
Francuzi chcą w ten sposób zwrócić uwagę polskiej opinii publicznej na toczący się spór sądowy pomiędzy MOSG a stocznią z Boulogne-sur-mer o dopłatę ok. 22 mln zł (ponad 5 mln euro).
Twierdzą, że Straż Graniczna nie dąży do polubownego załatwienia sprawy, a wręcz eskaluje konflikt.
Nikt z MOSG nie chce z nami rozmawiać. Nie odpowiadają na nasze maile i pytania. Jest blokada informacyjna – słyszymy od przedstawiciela Francuzów.
Jak się okazuje, również ostatnia transza płatności za statek – ok. 22 mln zł – została zapłacona przez MOSG dopiero w ubiegłą środę i to z potrąceniem. Francuzom naliczono kary umowne za tygodniową zwłokę w przekazaniu jednostki w kwocie ponad 800 tys. zł.
Zobacz także:
Awantura w polskim porcie. Na jaw wychodzą nowe fakty
Zgodnie z umową patrolowiec miał zostać dostarczony do Polski 15 września i tak też się stało. Pomyślnie przeszedł wszystkie testy morskie, ale MOSG stwierdził, że miał braki wymagające uzupełnienia.
Z powodu poprawiania drobnych usterek i uzupełniania braków jednostka została przekazana stronie polskiej z tygodniowym opóźnieniem, stąd teraz te kary.
Francuzi oburzeni zachowaniem Straży
Pomniejszony przelew z MOSG wywołał zdecydowaną reakcję Francuzów, którzy – poprzez swojego prawnika – zapowiedzieli, że oprotestują tę płatność w sądzie. Chcą wytoczyć MOSG-owi drugi proces.
Jak podkreśla adwokat francuskiej stoczni, w umowie była zapisana kaucja w wysokości 5 proc. wartości jednostki (111 mln zł), z której MOSG ma prawo pokryć wszelkie koszty napraw i poprawek w przypadku, gdyby stocznia się od tego uchylała. Przyjmując więc jednostkę 15 września Straż i tak niczym by nie ryzykowała.
Zdaniem strony francuskiej patrolowiec był nie tylko przygotowany 15 września do pełnienia zadań, ale wyposażono go ponad standard, który przewidywała umowa.
Zobacz także:
To może być międzynarodowy skandal. Ucierpią na nim polskie firmy
Zapytaliśmy w czwartek MOSG, czy jest szansa na polubowne zakończenie sporu, mediacje i kompromis. Czekamy na odpowiedź.
Szykuje się długa batalia sądowa?
Pierwszy pozew został złożony przez stocznię w Sądzie Okręgowym w Gdańsku na początku sierpnia.
Sąd wezwał Prokuratorię Generalną, która reprezentuje MOSG i interes Skarbu Państwa, o ustosunkowanie się do żądania dopłaty.
Na początku października Prokuratoria odpisała, że odrzuca w całości roszczenia Francuzów. Nie podała publicznie powodów takiej decyzji, tłumacząc to strategią procesową. Również MOSG nabrał wody w usta i milczy na temat sporu do czasu prawomocnego zakończenia sprawy.
Według strony francuskiej w kilkudziesięciostronicowym piśmie do sądu Prokuratoria podważyła wszystkie argumenty Francuzów. Twierdziła, że dodatkowe koszty nie były tak wysokie (wzrost o ok. 20 proc.) jak przedstawia to strona francuska, ale nie przytoczyła przy tym żadnych opinii biegłych.
Francuzi wskazują z kolei, że patrolowiec był budowany w latach 2020-2023, w czasie pandemii oraz wojny w Ukrainie. Łańcuchy dostaw na świecie były wówczas pozrywane, a ceny surowców, takich jak stal czy aluminium, ale także wyposażenie jednostki w specjalistyczną elektronikę – poszły znacząco w górę. Stąd dopłata.
Skomplikowane rozliczenia i bankructwo
Francuzi już ponad rok temu informowali MOSG o przekroczeniu budżetu na budowę patrolowca o ok. 20 proc. Według nich MOSG miał początkowo wykazywać zrozumienie dla sytuacji, ale ostatecznie nie zgodził się na żadną dopłatę twierdząc, że „nic nie można z tym zrobić”. Opcji dopłaty nie przewidywała zawarta w 2020 r. umowa, w której 90 proc. stanowią pieniądze unijne.
Składając w sierpniu pozew o nakaz zapłaty, Socarenam dołączyła do niego faktury o łącznej wartości tylko ponad 4 mln zł. Jak nam wyjaśniono, stocznia miała umowy z podwykonawcami, że ci wystawią jej faktury końcowe dopiero w dniu, w którym strona polska oficjalnie przejmie jednostkę.
Informację tę potwierdził nam jeden z polskich podwykonawców, któremu Francuzi są winni ok. milion euro.
Zobacz także:
Awantura w polskim porcie. Straż graniczna odmówiła przyjęcia statku
Patrolowiec był budowany również przez kilku polskich podwykonawców, w tym jedną prywatną stocznię, a następnie jego kadłub został odholowany do Francji.
Podwykonawcy ci również przekroczyli budżety i wystąpili do Socarenam z roszczeniami. Money.pl rozmawiał z dwoma przedsiębiorcami. Jeden, z powodu zerwania wszystkich umów z Francuzami za to, że zażądał od nich podwyżek, musiał ogłosić upadłość.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl