Odbyła się Kongres Impact24 w Poznaniu. To „prestiżowe wydarzenie gospodarczo-technologiczne na skalę światową, w którym udział biorą eksperci z największych globalnych firm i organizacji z całego świata związani z zarządzaniem, polityką, prawem, nauką i retoryką”.
/Łukasz Gdak /East News
Podczas tegorocznej edycji najbardziej spodobała mi się retoryka przedstawiciel Amazona. Oświadczył on mianowicie, że polskie rządy są bardzo przyjazne dla biznesu.
„Towar zwolniony z cła zwolniony z VAT”
Nie wątpię. Jest tak od 30 lat. Zaczęło się od zwolnienia z podatku dochodowego spółek z udziałem zagranicznym. Takiego ogólnego zwolnienia. Potem było zwolnienie z cła dla towarów sprowadzanych z zagranicy. Dzięki temu komputery takich potentatów przemysłu komputerowego jak Olivetti czy Bull sprowadzane z zagranicy były zwolnione z cła (a od 1993 roku także z VAT – bo zwolnione z VAT były towary zwolnione z cła). A Roman Kluska musiał komputery Optimusa montowane w Polsce, eksportować za granicę, żeby je potem sprowadzić, bez cła. Za co chcieli go zamknąć do więzienia.
Reklama
W specjalnych strefach ekonomicznych też inwestował „biznes”. Oczywiście zagraniczny. I też był zwolniony z podatków.
Jak już zwolnienie z podatków nie wystarczało, rząd udzielał „inwestorom” dotacji. Te dla dużych producentów można było jeszcze pokracznie uzasadniać „dobrem przemysłu”, „sprowadzaniem nowoczesnych technologii”, „tworzeniem nowych miejsc pracy”. Ale dotacje na otworzenie biura otrzymał nawet duża, firma konsultingowa, z tych, które, dla nadania sobie prestiżu, nazywają się „bankami inwestycyjnymi”.
Polski liberalny rząd (takim mianem określał się rząd Kongresu Liberalno-Demokratycznego – pierwszej partii Donalda Tuska) po zaaplikowaniu polskim „prywaciarzom” podatku dochodowego w wysokości 40 proc. od dochodu przewyższającego równowartość 10-11 tys. ówczesnych marek niemieckich, podczas gdy w Niemczach ponad połowa tej kwoty była w ogóle zwolniona z opodatkowania, oświadczył, że miejsca pracy w Polsce będą tworzyć „inwestorzy zagraniczni”.
Inwestor zagraniczny a polski „prywaciarz”
No i konsekwentnie, kolejne rządy sprzyjały „biznesowi”. I tępiły „prywaciarzy”. Każdy premier chętnie podejmie takiego „inwestora” uroczystą kolacją. „Focie” sobie strzeli. Jakby przyleciał do Polski szef Amazona to może nawet jego samolot honorową asystę polskich F-16 dostanie. A z takim prywaciarzem, który prowadzi sklep internetowy (jak kiedyś Amazon) to uczciwy polski polityk się nie spotka. Jeszcze o uleganie jakiemuś lobbingowi mógłby zostać posądzony. Albo nawet o korupcję.
A poza tym taki polski przedsiębiorca jest „nieestetyczny”. Taki „Janusz” jeszcze skarpetki do sandałów mógłby założyć. Co prawda na pokazach różnych „dyktatorów mody” ostatnio można było zobaczyć „osoby modelowe” w takim właśnie stroju wykpiwanym kilka lat temu przez różne autorytety (jak ktoś nie wierzy niech zapyta Sztuczną Inteligencję) ale przecież „tego nie można porównywać”, jak wielu innych rzeczy.
Więc pozwolę sobie skonstatować: nie inwestorzy zagraniczni tworzą bogactwo narodów. Tylko przedsiębiorcy krajowi. Im lepiej jest w danym kraju tym przedsiębiorcom krajowym, tym większym strumieniem płynie do tego kraju strumień inwestorów zagranicznych. Bez żadnych „zachęt” – ulg podatkowych czy dopłat.
Powód jest banalny. Przez ostatnie lata nadrukowano tyle „kapitału”, że „inwestorzy” nie wiedzą już, co z nim robić. Oczywiście wolą dostać łapówkę od jakiegoś rządu (ulgę, zwolnienie, albo dotację) niż jej nie dostać. Ale jak policzą, że bez takiej łapówki im się też inwestować opłaca, to i bez niej zainwestują.
Odpływ inwestorów z Polski
Niestety, widzimy ostatnio jakby odpływ z inwestorów. Fabryki w Polsce zamykają, albo przynajmniej ograniczają produkcję, takie koncerny jak ABB, Coca Cola, Levi Strauss, czy Goodyear. Tłumaczą to różnie, ale chodzi o koszty. Takie koncerny mogą się przenieść tam, gdzie koszty są jeszcze niższe. Polscy przedsiębiorcy, przez intelektualne elity, analityków rynku i postępowych ekonomistów nazywani pogardliwie „Januszexy”, nie mogą.
Najzabawniejsze, że traktują ich tak, ci sami, którzy uważają, że „kapitał ma narodowość”. To w końcu ma, czy nie ma? Moim zdaniem co do zasady, w większości przypadków, nie ma. Inwestuje tam, gdzie zyski najwyższe. No chyba, że robi gdzieś interesy z politykami i musi ich posłuchać. To się zdarza.
Na przykład Fiat kilkanaście lat temu, gdy wybuchł kryzys finansowy, którego symbolem było bankructwie Lehman Brothers, przeniósł produkcję Pandy do Włoch (czego zresztą później żałował). Ale zazwyczaj ten duży kapitał ma narodowość „kapitalistyczną”. Narodowość ma ten kapitał mniejszy, który nie ma jak inwestować na rynkach międzynarodowych. I dlatego żaden rząd nie powinien preferować inwestorów zagranicznych, kosztem krajowych. Równość dla wszystkich!
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opnie
Śródtytuły pochodzą od redakcji
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL