Pan Jacek 15 lat temu stracił nogę w wypadku w kopalni. ZUS twierdzi, że jest zdolny do pracy i renta mu się nie należy. – Poczułem się, jakbym dostał w twarz – przyznaje.
Jacek Tomczak w szpitalu dowiedział się, że kończyny nie da się uratować. Zdjęcie ilustracyjne (Getty Images, Mykola Tys)
Do wypadku doszło 8 marca 2009 r. Jacek Tomczak miał wówczas 19 lat i od pięciu miesięcy pracował w kopalni węgla kamiennego Sośnica w Gliwicach. Wpadł między dwie lokomotywy, które zmiażdżyły mu nogę. W szpitalu dowiedział się, że kończyny nie da się uratować. Konieczna była amputacja – czytamy w trójmiejskiej „Gazecie Wyborczej”.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Zbudowała ogromny biznes, jeden z największych w Europie! – Marta Półtorak w Biznes Klasie
Zakład pracy zaoferował mu zatrudnienie w innej formie, dlatego starał się o rentę. ZUS-owska komisja orzekła częściową niezdolność do pracy. – Po rozmowie z rodzicami postanowiłem, że jednak chcę pracować. Starałem się być jak najbardziej aktywny. Ale poruszanie się na protezie nogi obciąża kręgosłup. Mam też osłabioną prawą nogę, bo ratując lewą lekarze próbowali przywrócić krążenie w niej, wycinając żyły z prawej. Do tego dochodzą problemy natury psychicznej – trauma po wypadku cały czas w człowieku siedzi – mówi pan Jacek w rozmowie z gazetą
Po 15 latach złożył wniosek o przyznanie renty. Lekarz orzecznik stwierdził jednak, że mężczyźnie renta się nie należy i nadal może pracować.
W uzasadnieniu ZUS czytamy: „Ubezpieczony w granicach swych możliwości zaadoptował się do utraty kończyny – jest zaprotezowany, porusza się przy pomocy jednej kuli, od lat pracuje biurowo. W chwili amputacji był górnikiem, ale miał zaledwie kilkumiesięczny staż w tym zawodzie i wykształcenie ogólne. Uznano, że nie należy orzekać wyłącznie pod kątem świadczonej krótko pracy fizycznej, a wieloletnia adaptacja do ograniczeń związanych z amputacją i do pracy biurowej powoduje, że naruszenie sprawności w kontekście zawodowym jest już niewielkie” – czytamy w „Gazecie Wyborczej”.
Pan Jacek ma silne poczucie niesprawiedliwości. Uważa, że gdyby od razu po wypadku starał się o rentę, otrzymałby ją. – Poczułem się, jakbym dostał w twarz – przyznaje. Jakby tego było mało, niedawno stracił pracę. – Zakład pracy już nie mógł dłużej czekać na decyzję ZUS-u i musieli podjąć decyzję o zwolnieniu mnie. A na otwartym rynku pracy jestem pracownikiem nieatrakcyjnym – mówi w rozmowie z gazetą.
Zobacz także:
Rolnicy oburzeni na rentę alkoholową. "Wysoce demoralizujące"
Krzysztof Cieszyński, regionalny rzecznik prasowy ZUS województwa pomorskiego w odpowiedzi na pytania dziennika informuje, że renta przysługuje osobom, które nie mogą pracować zarobkowo z powodu złego stanu zdrowia po spełnieniu określonych warunków
– Prawo do renty z tytułu niezdolności do pracy, mają te osoby, które spełniają łącznie następujące warunki: są niezdolne do pracy, mają wymagany – odpowiedni do wieku – staż ubezpieczenia, a niezdolność do pracy powstała w czasie okresów składkowych lub nieskładkowych wskazanych w ustawie, albo w ciągu 18 miesięcy ich od ustania – wyjaśnia.
ZUS: w chwili badania pan Jacek był zdolny do pracy
Cieszyński dodaje, że w momencie badania przez lekarza orzecznika, w kwietniu tego roku, pan Jacek był zdolny do pracy, nie spełnił więc jednego określonych prawem warunków do przyznania renty.
Zobacz także:
Komisja poparła rentę wdowią jednogłośnie. Poprawki PiS odrzucone
– Wieloletnia adaptacja do ograniczeń związanych z amputacją i do pracy biurowej powodowały, że w momencie badania naruszenie sprawności organizmu w kontekście zawodowym było nieznaczne. Lekarz orzecznik ZUS stwierdził zdolność do pracy pana Tomczaka. W tej sytuacji ZUS wydał decyzję, w której odmówił prawa do renty z tytułu niezdolności do pracy – czytamy w gazecie.