Kadydująca z pierwszego miejsca na liście Trzeciej Drogi na Dolnym Śląsku Róża Thun nie zdobyła wystarczającej liczby głosów do objęcia mandatu w Parlamencie Europejskim – wynika z pierwszych sondaży powyborczych.
/Krzysztof Kaniewski/REPORTER /East News
Thun była obecna w PE od 15 lat. Przegrana w wyborach jest więc swego rodzaju niespodzianką. Do tej pory jednak kandydowała z list Platformy Obywatelskiej (w 2009 i w 2014 roku), zaś w poprzednich wyborach startowała z listy Koalicji Europejskiej. W tym roku zmieniła swoje polityczne barwy na rzecz Polski 2050-Trzeciej Drogi.
Na co stawiała Róża Thun w kampanii?
Pierwsze miejsce na liście nie wystarczyło do tego, aby Thun po raz czwarty znalazła się w kręgu posłów do PE – wstępne wyniki wyborcze wskazują, że ugrupowanie Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza może liczyć na cztery mandaty w skali całego kraju.
Reklama
Na finiszu kampanii wyborczej Thun podkreśliła że najważniejsze są obecnie kwestie bezpieczeństwa. Wymieniła m.in. konieczność obrony przed agresją zewnętrzną, wsparcia Ukrainy, a także inwestycji w schrony i szkolenia.
– Będziemy i tak podwajać już ilość produkowanej amunicji i ilość broni. To już jest twardo w planach instytucji europejskich, naszej wspólnoty. Żebyśmy mogli sami lepiej odstraszać Rosjan i czuć się pewniej oraz aby pomagać Ukrainie – powiedziała Thun. Jak wskazała, elementem bezpieczeństwa jest też bezpieczeństwo energetyczne. – Na to są i będzie coraz więcej funduszy – dodała.
Jak zauważyła, w przyszłym roku zaczynają się prace nad następnym wieloletnim budżetem UE. – I w tym budżecie musi być solidna ilość pieniędzy dla Polski, na tę transformację energetyczną i na solidarność z ludźmi, którzy obawiają się, że to może być dla nich zbyt kosztowne – mówiła.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News