Eksperci powołani przez rząd do zbadania rosyjskich wpływów mają pracować na wynikach audytu ze służb specjalnych – dowiedziała się „Rzeczpospolita”.
Premier Donald Tusk chce, żeby rządowa komisja ds. nacisków rosyjskich zaczęła szybko działać
W najbliższy wtorek Rada Ministrów ma przyjąć projekt znowelizowanej ustawy o komisji do spraw badania wpływów rosyjskich i według zapowiedzi premiera Donalda Tuska już od razu zacząć pracę. Problem w tym, że oficjalnie projektu jeszcze nie ma, nie wiadomo także, jacy eksperci będą w niej pracować. Zapowiedzi premiera o pierwszym raporcie w ciągu kilku tygodni wydają się obietnicami na wyrost. Tusk na konferencji prasowej po wtorkowym posiedzeniu rządu zapewnił, że komisja „dostanie termin dwumiesięczny i w ciągu dwóch miesięcy przygotuje raport, z którego będzie wynikało, kto, gdzie i dlaczego, i za ile podlegał takim wpływom. Kto wykonywał zlecenia z Rosji i Białorusi”. Tak konkretnymi deklaracjami premiera zaskoczeni są nawet ludzie z jego bliskiego otoczenia. – Sprawę zna kilka osób, sami jesteśmy zdziwieni tempem, w jaki się to odbywa. Nikt nas o niczym nie informuje – mówi nam jeden z polityków rządzącej koalicji. Co się może za tym kryć?
Komisja ds. rosyjskich wpływów na audycie ze służb
Według nieoficjalnych ustaleń „Rzeczpospolitej” komisja miałaby bazować na wynikach audytu ze służb – Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego – który powstawał przez ostatnie miesiące po przejęciu władzy przez byłą opozycję. To tam miały znaleźć się informacje, że rosyjskie ślady w wielu zainicjowanych przez służby sprawach, nie były badane. Osoba znająca kulisy sprawy: – Sprawy dostawały, mówiąc łagodnie, inercji. Decydowała o tym „góra”. Teraz te sprawy są kontynuowane. Wyjaśniane są także przyczyny, dla których te sprawy nie były robione. To są właśnie konkretne sygnały o wpływach rosyjskich na państwo polskie, poprzez politykę.
Z naszego rozeznania wynika, że jedną z takich badanych spraw jest głośna sprawa urzędnika stołecznego ratusza – Tomasza L., który miał przekazywać rosyjskiemu dyplomacie dane Polaków, najprawdopodobniej do tworzenia nowej tożsamości. L., archiwista w Urzędzie Stanu Cywilnego w Warszawie, został zatrzymany przez ABW pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Federacji Rosyjskiej w 2022 r. Według informacji „Rz” był to efekt ustaleń amerykańskich służb wywiadowczych po agresji Rosji na Ukrainę. W efekcie Polska wydaliła 45 rosyjskich agentów – dyplomatów, bo jeden z nich, pracownik ambasady – był według służb oficerem prowadzącym L. Wiadomo, że L. wynosił dane z archiwum, które jako jedyne w Polsce ma księgi tzw. mienia zabużańskiego dotyczące Polaków przymusowo wysiedlonych w latach 1944–1952. To nieoceniona baza danych dla szpiegów, bo dzięki niej mogli „legendować” się jako potomkowie Polaków ze Wschodu – składać wnioski o Kartę Polaka i legalnie przyjeżdżać do Polski, a nawet otrzymywać obywatelstwo.
Według naszych informacji audyt w służbach wykazał, że ABW w czasach poprzedniej władzy nie badało tego wątku.
Służby badają również m.in., dlaczego rząd PiS zlikwidował Centrum Eksperckie Kontrwywiadu NATO, co uczyniło Polskę „ślepą i głuchą” na wpływ wschodnich służb.
Komisja na wariackich papierach
Nie wiadomo jednak nie tylko, kto miałby zasiadać w komisji (mają być to eksperci, oficerowie służb, urzędnicy), ale też skąd nagle w rządzie tak silna presja na szybkie powołanie komisji i jej wyniki. Z naszych rozmów z politykami wynika, że to pośrednio wpływ ustaleń służb wywiadowczych USA i państw UE o szykowanej przez Rosję fali akcji sabotażowych i prowokacji także m.in. w Polsce. – Rząd chce zrobić skok do przodu i powiązać przyczyny ze skutkami – mówi nam jeden z polityków kręgu Tuska.
Zasugerował to publicznie, we wtorek, premier Tusk, mówiąc: – Kiedy minister Siemoniak (Tomasz Siemoniak – minister koordynator służb specjalnych oraz szef MSWiA – przyp. aut.) składał dzisiaj Radzie Ministrów raport o zagrożeniach sabotażem, a to ma bezpośredni związek z wpływami rosyjskimi, to zapadła cisza. Bo do wszystkich ministrów dotarło, że to nie jest polityka, to nie jest propaganda. Mówimy o rzeczy nowej dla Polski i w skali bardzo niepokojącej – stwierdził Tusk.
Wczoraj w Sejmie mówił o tym minister Tomasz Siemoniak. Zastrzegł, że służby badają przyczyny czterech pożarów jakie miały miejsce w ostatnich dniach w Polsce, a także to czy nie są akcjami sabotażu. Zapewnił, że dziś nic na to nie wskazuje. – Mamy do czynienia z bardzo intensywnymi działaniami na zlecenie białoruskich i rosyjskich służb – mówił Siemoniak dodając, że „sytuacja w Polsce i krajach NATO jest bardzo poważna”.
Ujawnił, że zatrzymany w styczniu tego roku we Wrocławiu przez ABW Ukrainiec miał dokonać podpalenia centrum handlowego. Akt ten udaremniono.
Nikt nie wie jednak, jak premier zamierza utworzyć komisję na podstawie nowelizacji ustawy o komisji, którą w ubiegłym roku powołał PiS. W Sejmie jest projekt jej likwidacji (prowadzi go grupa posłów Polski2050), choć wiadomo, że musi zgodzić się na nią prezydent Andrzej Duda. Najbliższy Sejm zbiera się 22 i 23 maja. – Zakładamy, że nowelizacja ustawy będzie w tym terminie głosowana. To będzie zupełnie inna komisja niż PiS – mówi nam osoba z kręgu Tuska. Jej wadą może być zbyt duża część informacji niejawnych, których nigdy nie pozna opinia publiczna.