W środę mieliśmy do czynienia z historycznym wydarzeniem. Podczas komercyjnego eventu RedBulla Ryoyu Kobayashi ustanowił nieoficjalny rekord świata w długości lotu narciarskiego.
We wtorek światło dzienne ujrzały informacje o tym, że Ryoyu Kobayashi wraz z ekipą RedBulla udał się do Islandii, by pobić rekord świata na skoczni mamuciej zbudowanej ze śniegu. Już w ten dzień Japończyk miał polecieć na odległość 256,5 metra, ale prawdziwy dzień próby nadszedł w środę. Otóż celem było lądowanie na 300. metrze. Kobayashi osiągnął 291 metrów, co i tak jest doskonałym rezultatem. Nagranie z lotu pojawiło się już w sieci.
Zabetonowane loty narciarskie
Początkowo trudno kibicom było uwierzyć w informacje, które pojawiały się w internecie na temat rzekomej próby bicia rekordu świata przez Ryoyu Kobayashiego. Dotychczas nie mieliśmy do czynienia z takimi wydarzeniami poza wiedzą FIS, czyli Międzynarodowej Federacji Narciarskiej.
W dodatku FIS zabetonowała loty narciarskie podczas zawodów Pucharu Świata. Chodzi dokładnie o to, że działacze w taki sposób ustawiają belkę, by skoczkowie nie dolatywali do granicy 250. metra. Dotychczas za najdłuższy lot uznawano ten, który w 2017 roku na Vikersundbakken oddał Stefan Kraft. Osiągnął wtedy 253,5 metra. Od tamtego czasu mieliśmy mało skoków powyżej bajecznej granicy ćwierć kilometra. Dlatego też wyczyn Kobayashiego został tak pozytywnie odebrany przez społeczność sportów zimowych.
Ryoyu Kobayashi z wielką dumą
„Właśnie sobie przypomniałem, dlaczego pewnego dnia pokochałem skoki narciarskie. To jest lot w nową erę” – skomentował wyczyn Kobayashiego Dominik Formela, dziennikarz portalu Skijumping.pl i Polskiego Związku Narciarskiego.
Sam zawodnik również na platformie X opublikował wymowny wpis. „Sezon w końcu się skończył” – napisał. Widać było, że lot na odległość 291 metrów sprawił mu wielką frajdę i potwierdził, jak wielkim jest skoczkiem. Poprzednią kampanię Pucharu Świata skończył na drugiej pozycji za… dotychczasowym rekordzistą świata – Stefanem Kraftem.