Gospodarka rusza, ale hamulce skrzypią. Wyjście ze stagnacji będzie trudne

Gospodarka powinna w tym roku mocno przyspieszyć – przewidują ekonomiści. Grudniowe dane GUS pokazały jednak, że hamulce wzrostu wciąż są zaciśnięte i z odblokowaniem ich trudno będzie sobie poradzić. Co więcej, na zaciągniętym hamulcu ręcznym wjeżdża w 2024 rok konsumpcja. A to ona miała dać w tym roku turbonapęd polskiemu PKB. Zdjęcie

Polska gospodarka może napotkać na trudności w wyjściu ze stagnacji /Piotr Molecki /East News

Polska gospodarka może napotkać na trudności w wyjściu ze stagnacji /Piotr Molecki /East News Reklama

To trochę tak, jak w co starszych autach, które przejechały już niejeden kilometr, bywa z hamulcem ręcznym. Niby jest, ale już się trochę popsuł, dobrze nie trzyma i na przeglądzie mocno kręcili nosem zanim przybili stempel. Próbujemy ruszyć, auto niby się toczy, więc myślimy, że wszystko jest ok. Ale kiedy przyciskamy gaz, dalej się tylko toczy. I skrzypi. Popsuty ręczny. Spróbujmy zatem prześwietlić, jak działa układ hamulcowy polskiej gospodarki.

Grudniowe dane pokazały, że hamulec (ten popsuty) jest wciąż zaciągnięty. Nie za mocno, damską dłonią, na tyle jednak, że gospodarka nie nabiera tempa. Co więcej – październik dawał nadzieję, że po całkiem przyzwoitym III kwartale tego roku, końcówka będzie jeszcze lepsza. Ale w grudniu hamulec nieco mocniej chwycił, jak to się zdarza w kapryśnych, wiekowych autach. Spójrzmy na dane, które o tym świadczą.

Reklama

Produkcja sprzedana przemysłu była w grudniu 2023 roku niższa o 3,9 proc. w porównaniu z grudniem 2022 roku, a w porównaniu z listopadem 2023 – spadła o 9,8 proc. Wpływ na taki wynik miała większa liczba dni wolnych, ale po wyeliminowaniu czynników sezonowych produkcja była niższa niż w grudniu poprzedniego roku o 0,5 proc., lecz o 2,9 proc. wyższa niż w listopadzie. Analitycy banku Pekao wyliczyli, że w grudniu produkcja sprzedana przemysłu spadła najmocniej od kwietnia ubiegłego roku. Przypomnijmy, że dane „odsezonowane” pokazały miesięczne spadki produkcji i w październiku, i w listopadzie.

Sprzedaż detaliczna w cenach stałych spadła w grudniu o 2,3 proc. rok do roku, lecz wzrosła o 11 proc. w porównaniu z listopadem. Największego spadku, aż o 11 proc. licząc rok do roku, doznały dobra trwałego użytku, takie jak meble, oraz sprzęt rtv i agd. Po wyeliminowaniu wpływu czynników sezonowych sprzedaż detaliczna w grudniu była o 2,9 proc. niższa w porównaniu z listopadem. Grudzień był drugim miesiącem z rzędu spadku sprzedaży.

Jedyne naprawdę optymistyczne wiadomości w grudniu przyniosła produkcja budowlano-montażowa. Była wyższa (w cenach stałych) niż przed rokiem o 14,0 proc. oraz wyższa o 28,7 proc. w stosunku do listopada 2023 roku. To głównie zasługa finiszu inwestycji samorządów, które chcą rozliczyć środki unijne z poprzedniej pespektywy oraz odpowiedzi deweloperów na nagły wzrost popytu na mieszkania w związku z kredytem „2 proc.”. W grudniu oddano do użytku o 9,9 proc. mieszkań więcej niż w listopadzie, ogółem 20 tys. 772.

Jak nam minął stagnacyjny rok?

Gdy popatrzymy na dane roczne, które GUS także ogłosił, sytuacja wygląda jeszcze mniej optymistycznie. Bo – jak pamiętamy – tylko III kwartał ubiegłego roku przyniósł lekkie obicie gospodarki po dwóch wcześniejszych kwartałach recesji.

Sprzedaż detaliczna liczona w cenach stałych spadła w ubiegłym roku o 2,7 proc. Produkcja przemysłowa skurczyła się o 1,5 proc., w tym w przetwórstwie przemysłowym – o 1,2 proc. Produkcja budowlano-montażowa, której dynamika wraz ze zbliżaniem się końca roku przyspieszała, wzrosła w ciągu dwunastu miesięcy zaledwie o 5 proc. Pomimo silnego finiszu w grudniu, w całym 2023 roku oddano do użytku o 7,6 proc. mieszkań niż rok wcześniej.

I – co może najbardziej istotne z punktu widzenia konsumpcji typowanej na motor wzrostu w tym roku – przeciętne wynagrodzenie wzrosło w 2023 roku o 11,9 proc. przy średniorocznej inflacji 11,4 proc. A zatem realny wzrost płac w przedsiębiorstwach wyniósł zaledwie 0,5 proc.

Jeszcze przed ogłoszeniem danych GUS za grudzień prognozy analityków dotyczące wzrostu PKB za ubiegły rok sytuowały się w przedziale od 0,3 do 0,5 proc. Grudniowe dane nie pozwalają sądzić, że prognozy te należałoby podnieść, a przeciwnie – można przesunąć je nieco w kierunku zera.   

Nie znamy danych o eksporcie – zarówno za grudzień, jak za cały 2023 rok. Ale znamy przesłanki pozwalające sądzić, że eksport netto nie miał dodatniego wpływu na PKB w końcówce roku. Po pierwsze dlatego, że po październikowych wyborach znaczne umocnił się złoty. Wskutek tego import stał się relatywnie tańszy, a zatem można przypuszczać, że nieco wzrósł.

Eksport z kolei napotyka na barierę popytu, szczególnie na dobra pośrednie, spowodowaną osłabieniem gospodarki strefy euro, a zwłaszcza Niemiec. Dlatego trudno się spodziewać dodatniego wkładu eksportu netto w polski PKB. Dane o produkcji także potwierdzają, iż w sektorach eksportowych nastąpił już czwarty miesiąc z rzędu spadek. Dynamikę zapasów trudno przewidzieć. Wiadomo, że 2023 rok przyniósł trend do zmniejszania stanów magazynowych, w przeciwieństwie do roku poprzedniego. Czy cykl się już ustabilizował – nie wiemy.

Konsumpcja gwiazdą 2024 roku?

Analitycy prognozują silne odbicie gospodarki w przyszłym roku i wzrost PKB w przedziale 3-4 proc., który napędzany będzie głównie konsumpcją. Przewidują silny wzrost płac realnych (dwucyfrowy wzrost plac nominalnych przy inflacji średniorocznej w okolicach 6 proc.), zapowiedziany przez rząd wzrost płac w sektorze publicznym oraz świadczeń. To ma pchnąć konsumpcję w górę o 4,5 proc. (według analityków BNP Paribas Bank Polska), a nawet o 5,1 proc. (prognoza mBanku).   

Zasadniczym motorem wzrostu PKB będzie przyspieszenie konsumpcji prywatnej, zasilanej szerokim strumieniem podwyżek płac (…), znaczącą waloryzacją rent i emerytur oraz wzrostem świadczeń społecznych (800+)” – napisał główny ekonomista firmy doradczej Grant Thornton Marcin Mrowiec, który prognozuje, że wzrośnie ona o 3,7 proc.

Choć realny wzrost płac w przedsiębiorstwach w 2023 roku był symboliczny, koniec roku przyniósł wyraźne podniesienie dynamiki. Analitycy Credit Agricole Bank Polska obliczyli, że realna trzymiesięczna dynamika funduszu płac wyniosła w ostatnim kwartale 4,5 proc. rok do roku i była najwyższa od kwietnia 2022 roku. Ale grudzień przyniósł niespodziankę, bo realna dynamika płac obniżyła się do 3 proc.

Analitycy zachodzą w głowę – dlaczego? Może górnicy w grudniu nie dostali premii? Może z nagród za sukcesy zarządcze zrezygnowały zarządy państwowych spółek?

Hipoteza może być jeszcze jedna, a przynosi ją raport banku Pekao na temat sytuacji przedsiębiorstw. Twierdzi on, że w IV kwartale przedsiębiorstwa osiągnęły prawdopodobnie dołek swoich przychodów, przy wciąż narastającej presji płacowej i niemożności przerzucania kosztów na odbiorców końcowych w warunkach spadającej inflacji. Jeśli faktycznie sytuacja rozwija się w tym kierunku, jak przewiduje raport Pekao, silny wzrost realnych wynagrodzeń może wcale w tym roku nie nastąpić, gdyż firmy stoją pod ścianą. Pogarszająca się od kilku kwartałów rentowność może okazać się hamulcem wzrostu płac.

Wydawać czy oszczędzać – oto jest pytanie

Nawet jeśli realny wzrost wynagrodzeń w tym roku osiągnie oczekiwane przez część analityków 5 proc., powstaje pytanie, czy ludzie będą wydawać te pieniądze, czy też będą chcieli je zaoszczędzić. Wzrost bieżących wydatków konsumpcyjnych podnosi aktualny wzrost gospodarki, gdy wzrost oszczędności krajowych podnosi potencjał wzrostu w przyszłości, opierając go na zdrowych fundamentach.   

„Wątpimy, że gros „świeżego” strumienia dochodów będzie oszczędzana zamiast wydawana” – napisali analitycy mBanku.

Tymczasem wraz ze spadkiem inflacji sytuacja oszczędzających całkowicie się zmieniła. W zwykłych bankach, nie w żadnych kryptoaktywach, pojawiają się od pewnego czasu oferty depozytowe pozwalające utrzymać wartość pieniądza w czasie. Pamiętajmy, że od wybuchu pandemii w 2020 roku alternatywy dla szybkiego pozbywania się pieniędzy w ogóle nie było. Jakie decyzje podejmą w tej nowej sytuacji ludzie i jakie będą miały one skutek w skali makro? Nie wiemy. I to kusi, i to nęci. 

Zgodnie z wyliczeniami analityków Credit Agricole wzrost realnych wynagrodzeń w ostatnim kwartale ubiegłego roku zdecydowanie przyspieszył, choć ponownie obniżył się w grudniu. Ale na wzrost wynagrodzeń nie zareagowały słabe wyniki sprzedaży detalicznej, które – z wyjątkiem października – były na minusie. A sprzedaż detaliczna to wiarygodny wskaźnik konsumpcji. Jaki był tego powód?

„Odbicie wydatków nie następuje mimo solidnego wzrostu dochodów realnych. Badania pokazują, że Polacy lepiej oceniają bieżącą sytuację gospodarczą, ale jednocześnie ich długoterminowe plany oszczędnościowe są także bardzo ambitne, bo ceny 'odjechały'” – napisał główny ekonomista ING Banku Śląskiego Rafał Benecki.

Być może konsumenci będą zwlekać z wydatkami, aż ceny po podniebnych podróżach wylądują na ziemi. Ale takie czekanie będzie oznaczać dalszy spadek przychodów firm i zmniejszać przestrzeń na podwyżki płac. Generalnie, byłby to dla gospodarki najlepszy scenariusz – dezinflacyjny, powrotu do równowagi i budowy oszczędności pozwalających na inwestycje. Wzrost PKB byłby jednak marny. Oszczędności mogą być także hamulcem gospodarki.  

„Fundamentalnie niepokojące zjawisko”

Analitycy mBanku znaleźli jeszcze jeden skrzypiący hamulec. To rynek pracy. Wpłynie on na osłabienie potencjału wzrostu polskiej gospodarki. Po poprzednich recesyjnych cyklach gospodarka odbijała, posiłkując się wolnymi zasobami pracy ludzi zwolnionych i bezrobotnych. Tym razem dwie recesje – pandemiczna i lat 2022-23 nie spowodowały niemal żadnych ubytków w zatrudnieniu. 

„To jest właśnie ten moment, aby produkt potencjalny przesunąć w dół. Gospodarka jest ograniczona podażą pracowników. Ergo, niższe dynamiki PKB będą współwystępować z presją płacową” – napisali.

Ręce do pracy mogłyby – przynajmniej częściowo – zastąpić nakłady kapitałowe – na automatyzację, robotyzację, sztuczną inteligencję, chmurę itp. Analitycy zgodnie prognozują jednak osłabienie inwestycji w tym roku. Przypomnijmy, że w roku ubiegłym inwestycje wzrosły o 7-8 proc.

Analitycy Pekao prognozują, że inwestycje zmniejszą się o 1,1 proc., BNP Paribas BP przewiduje wzrost o 2,5 proc., a Marcin Mrowiec – o 3,2 proc. Rozbieżność jest zatem spora. Prawdopodobnie samorządy mają jeszcze zaskórniaki, żeby je wydać przed wyborami, ale już w II kwartale ich cykl inwestycyjny się skończy. Inwestycje publiczne nie ruszą do czasu napływu pieniędzy z Unii, z „odmrożonego” Funduszu Odbudowy i perspektywy na lata 2021-27. To może nastąpić dopiero w II połowie roku.     

„Fundamentalnie niepokojącym zjawiskiem jest wciąż słaba skłonność do inwestycji w sektorze przedsiębiorstw: inwestycje mocno skoncentrowane są w niewielkiej liczbie przedsiębiorstw i zdominowane są przez projekty energetyczne” – napisał Marcin Mrowiec.

Wiadomo, dlaczego udział inwestycji w polskim PKB za czasów rządów PiS spadł poniżej 17 proc. Był to skutek nieustannego tworzenia przez rząd niepewności podatkowej, prawnej i produkcji prawa złej jakości oraz wzrost postrzeganej korupcji, co pokazuje indeks Transparcency International. Pytanie, czy uda się i w jakim czasie te negatywne zjawiska odwrócić? Inwestycje mogą być częścią układu hamulcowego polskiej gospodarki.

Kolejnym hamulcowym będzie w tym roku eksport, bo popyt zagraniczny z powodu dekoniunktury w Niemczech będzie nadal słaby. Nie można przewidzieć, jak długo ta sytuacja się utrzyma, bo na razie nie wiemy, czy osłabienie gospodarki Niemiec to element cyklu, przejściowych problemów związanych z szokiem spowodowanym wzrostem cen energii, czy głębszych strukturalnych komplikacji. Popyt Niemiec na import słabnie już od II kwartału 2022 roku, co dla polskich przedsiębiorstw oznacza spadek przychodów.

Prognozy wzrostu gospodarki w tym roku o 3-4 proc. są optymistyczne. Ten optymizm nie jest bezpodstawny. Na razie widzimy, że gospodarka rusza na lekko zaciągniętym hamulcu ręcznym. I trochę przy tym skrzypi.

Jacek Ramotowski

Wideo Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 64: Czy prawnicy zaczęli uważać się za bogów? INTERIA.PL

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *