Za pieniądze zrabowane konwojentom kupił 60 metrowe mieszkanie płacąc 357 tys. zł w gotówce. Tym się zdradził i teraz został aresztowany ostatni z podejrzanych o brutalny napad sprzed ponad dekady w Wólce Kosowskiej.
Mazowiecki Wydział do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie doprowadził do aresztowania przez sąd ostatniego z podejrzanych o głośny napad na konwojentów w centrum handlowym w Wólce Kosowskiej pod Warszawą, do którego doszło ponad dekadę temu. Napastnicy używając broni palnej ukradli ponad 4,2 miliona złotych. Śledztwo jest prowadzone z Komendą Stołeczną Policji.
Napad z bronią w ręku w Wólce Kosowskiej
„Skok” miał miejsce 14 marca 2013 r. Pięciu zamaskowanych sprawców zaatakowało wówczas konwojentów prywatnej firmy – kobietę i mężczyznę, którzy przywieźli do placówki banku na terenie centrum pokaźną sumę w gotówce. W dwóch jutowych workach mieli 4 mln 215 tys. zł. Napastnicy przeszli przez ogólnodostępny korytarz i tam oddali do konwojentów co najmniej siedem strzałów, poważne ich raniąc (ofiary doznały m.in. obrażeń klatki piersiowej). Jak tuż po zdarzeniu pisała „Rzeczpospolita” napad był wyjątkowo zuchwały, a sprawcy bezwzględni. Strzelali konwojentom w plecy, i nawet wtedy, kiedy ci ranni leżeli już na podłodze. Zaatakowani przeżyli tylko dzięki kamizelkom kuloodpornym.
Przestępcy zabrali worki z pieniędzmi i uciekli, a żeby odwrócić uwagę, wznieśli okrzyk: „bomba”. Wsiedli do czekających na zewnątrz samochodów i odjechali z łupem – ponad 4,2 milionami złotych.
Pierwsi zatrzymani w sprawie napadu w Wólce Kosowskiej
Sprawą zajęli się policjanci z Wydziału do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw Komendy Stołecznej Policji oraz prokuratorzy mazowieckich „pezetów”. I jeszcze w 2013 r. ustalili dwóch pierwszych napastników – Marcina S. ps. „Mołek” z gangu mokotowskiego, oraz Artura K. (bezcenny okazał się GPS w samochodzie jakiego użyli do napadu – pochodził z wypożyczalni i rutynowo miał zainstalowany nadajnik). Prokurator skierował wobec nich akt oskarżenia do sądu.
W czerwcu 2014 r. śledztwo w pozostałym zakresie umorzono z powodu niewykrycia sprawców.
Po roku udało się jednak ustalić dwóch kolejnych podejrzanych – Edwarda P. ps. „Kaczor” oraz Gawła G. (kierował on jednym z użytych do napadu aut), którzy zostali objęci kolejnym aktem oskarżenia. Do ustalenia został już tylko ostatni napastnik – jednak długo był niewykryty, a śledztwo umorzone.
„Gulczas” zamyka listę
W ustaleniu ostatniej, piątej osoby biorącej udział w skoku sprzed dekady pomogła nieoczekiwanie anonimowa informacja wskazująca na Piotra G. ps. „Gula” vel „Gulczas”. Prokurator zaczął ją weryfikować.
I odkrył, że ok. miesiąc po napadzie, w kwietniu 2013 r. „Gulczas” kupił w Warszawie 60 metrowe mieszkanie, za które zapłacił 357 tys. zł, które w gotówce przyniósł do banku i wpłacił na konto sprzedającego.
„Prokurator ustalił, że w latach 2011 – 2013 Piotr G. nie składał deklaracji PIT, zatem nie miał żadnych dochodów, natomiast jego żona miała niskie dochody, które nie pozwoliłyby na zakup mieszkania. Ponadto prokurator ustalił, że Marcin S. ps. „Molek” i Piotr G. ps. „Gula” vel „Gulczas” już w 2000 roku dokonali wspólnie napadu rabunkowego za który zostali prawomocnie skazani na kare 8 lat pozbawienia wolności” – wskazuje komunikat Prokuratury Krajowej.
Pieniędzy skradzionych w Wólce Kosowskiej nie znaleziono
„Zgromadzone dowody pozwoliły na przedstawienie Piotrowi G. zarzutu rozboju z użyciem broni palnej i zaboru ponad 4,2 mln zł, oraz usiłowania zabójstwa dwóch konwojentów” – informują śledczy. Grozi za to dożywocie.
Ze względu na uzasadnioną obawę matactwa i surową karę za te przestępstwa, prokurator skierował do sądu wniosek o zastosowanie wobec Piotra G. tymczasowego aresztowania. Sąd w pełni podzielił argumentację śledczych i się na to zgodził.
Zrabowanych pieniędzy nigdy nie odnaleziono – poza tymi, które – co już wiadomo – „Gulczas” wydał na zakup mieszkania. Jeden z oskarżonych miał swojego czasu próbować zarejestrować w urzędzie skarbowym ok. 100 tys. zł, twierdząc, że znalazł je w domu po śmierci ojca – możliwe, że chciał w ten sposób zalegalizować część łupu.