Rozgrywka o media publiczne między prezydentem Andrzejem Dudą a nową większością parlamentarną, weszła w fazę zajmowania miejsc przy stole. Każdy z graczy ma jednak dodatkowe talie kart ukryte po kieszeniach.
Prezydent Andrzej Duda oraz premier Donald Tusk
Rząd zrobił otwarcie w tej grze wszystkimi kolejnymi decyzjami ministra Bartłomieja Sienkiewicza, zaczynając od mianowania rad nadzorczych i prezesów mediów publicznych, przez postawienie w stan likwidacji głównych spółek medialnych, a teraz także i regionalnych. Prezydent odpowiedział na to śmiałym atakiem, wetując ustawę okołobudżetową. Obie strony wiedzą więc już, że stać je na wiele i w razie czego ręka im nie zadrży. To pora na rozpoczęcie negocjacji.
Spotkanie w KRRiT
W piątek zapoczątkowało je spotkanie z prezydentem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, w której dominują ludzie PiS, z jej szefem Maciejem Świrskim na czele. Mimo tego, wymiana zdań pomiędzy wskazanym przez poprzedni (opozycyjny) Senat ekspertem, prof. Tadeuszem Kowalskim, a szefową Kancelarii Prezydenta Grażyną Ignaczak-Bandych wskazują, że negocjacje wystartowały, niezależnie od opinii nominatów PiS w KRRiT i ponad ich głowami.
Zdaniem Kancelarii Prezydenta doszło do podstawowych ustaleń: „sytuacja wymaga naprawy, ta naprawa powinna nastąpić jak najszybciej, członkowie KRRiT zobowiązali się, że przedstawią w trybie pilnym projekt”, mający pomóc przeciwdziałać obecnej sytuacji w mediach publicznych. Z kolei prof. Kowalski poinformował, że prezydent podczas spotkania uznał działania ministra Sienkiewicza wobec mediów publicznych za „niedopuszczalne”, ale jednocześnie „krytycznie” ocenił ich działalność w ostatnich latach.
– Ustaliliśmy, że być może pewną opcją na przyszłość mógłby być powrót do roku 2015. Trzeba rozważyć wszystkie konsekwencje prawne takiego stanu rzeczy, a później dopiero rozpocząć prace nad jakąś dużą ustawą. Ta propozycja pojawiła się w czasie tego spotkania ze strony pana prezydenta – powiedział Kowalski po spotkaniu z Andrzejem Dudą.
Jaka będzie cena prezydenta?
Co to oznacza? Przede wszystkim wyeliminowanie powołanej przez PiS, jako dodatkowe zabezpieczenie swoich wpływów politycznych, Rady Mediów Narodowych i przekazanie wszelkich jej kompetencji z powrotem do KRRiT, tak jak to było do 2015 roku. Dla strony rządowej oznacza to jednak kłopot personalny, kadencje członków KRRiT trwają 6 lat, a obecni członkowie zostali wybrani przez Sejm, Senat i prezydenta jesienią 2022 roku. I za pomocą przepisów ustawy odwołać się ich nie da, chyba że po wyroku Trybunału Stanu, a to karkołomna i długa droga.
Żeby więc to KRRiT stała się platformą zmian na lepsze w mediach publicznych, trzeba by zgody prezydenta na personalne „wyzerowanie” rady, tak by nie decydowali o nich kreatorzy obecnego stanu rzeczy. To zapewne jest możliwe, ale zgoda prezydenta miałby na pewno wysoka cenę – np. zwiększenie liczby prezydenckich przedstawicieli w KRRiT. Oczywiste wydaje się przy tym jedno: stronami tych negocjacji jest większość parlamentarna i prezydent. PiS operetkowymi okupacjami i informacjami o astronomicznych zarobkach swoich ludzi w TVP, sam wyautował się z rozgrywki. Nowy ład medialny będzie budował kto inny.