Pudrowanie nosa tu już niczego nie zmieni. Quo vadis, siatkówko? – Siatkówka

Łukasz Kaczmarek Ze smutkiem przeczytałem rozmowę z Łukaszem Kaczmarkiem dla TVP Sport autorstwa Sary Kalisz. Autorka, za co zresztą podziękowałem osobiście, nawiązywała do mojego wywiadu z atakującym reprezentacji i ZAKSY tuż po zakończeniu sezonu reprezentacyjnego.

Kaczmarek alarmował wówczas, że nie ma radości z siatkówki. Przesyt i ponad 70 meczów w sezonie, łącząc ten klubowy i reprezentacyjny, musiał wyjść bokiem. I nie zmienią tego żadne pieniądze, bo jednak coś w tym jest, że choć one wiele w życiu ułatwiają, to jednak nadal – nie dają szczęścia.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, bądź zaraz pochwali się pokaźną liczbą zer (oczywiście po przecinku) na swoim koncie, to polecam fragment rozmowy, w którym Kaczmarek mówi o czasie spędzonym z rodziną. A raczej tym, że musi ten punkt wykreślić ze swoich tegorocznych planów. Jak wspominał chwilę wcześniej na łamach „Wprost”, tak to się już utarło, że częściej dzieli pokój hotelowy z przyjacielem Olkiem Śliwką niż dom z ukochaną żoną. Taki przypadek zabawny może być to raz, ale nie któryś tam z kolei.

Prezes Sebastian Świderski nadzieją na zmiany

Przeczytałem już kilka takich tekstów, przepełnionych troską i chęcią znalezienia rozwiązania z coraz bardziej wyciśniętej, siatkarskiej cytryny. Czy to Edyta Kowalczyk z „Przeglądu Sportowego” i Onetu, czy Ola Chmielowska ze Strefy Siatkówki. Żeby zakończyć ten wilczy pęd, pójść w redukcję kalendarza, nie ilość, a jakość. Ruszyć skostniałe w posadach FIVB czy CEV, bo przecież nie wszystko można zrobić z perspektywy tylko krajowych decyzji. Podpisuję się pod tym, co szanowane przeze mnie autorki napisały, trudno polemizować. Wierzcie mi, każda i każdy chciałby – i dziennikarki wraz z dziennikarzami nie są tu wyjątkami – żeby doszło do zmian. Takich, które pozwolą nadal cieszyć się siatkówką samą w sobie, a nie utyskiwać o kolejnych absurdach.

Nadzieja w Sebastianie Świderskim, prezesie PZPS, który przekonuje, że chce wiele zmienić, właśnie w międzynarodowej przepychance. Terminarz, system kwalifikacji, usprawnić to, co można i jest konieczne. Padają też hasło o zawiązaniu związków zawodowych siatkarzy, które miałyby dociekać swoich praw. Nie wiem, czy nie jest już relikt poprzedniej epoki, ale z pewnością kilku przedstawicieli walczących o prawa innych w zderzeniu z „betonem”, nie zaszkodziłoby. Trzeba dokładać starań, póki nie jest za późno. Żeby choć raz Polak był mądry również przed szkodą.

Zaglądając do… pustych hal

Umówmy się, ale ja już dawno przestałem się łudzić w kontekście przełomowych rozwiązań w PLS. Nie będę tu nawet cytował fragmentów wywiadu z szefem Arturem Popko (brawa dla w/w Edyty Kowalczyk za tekst). To i tak nic nie zmieni, nie jest to człowiek z mojego świata. Podobnie zresztą jak Kamil Drąg, który w swoim tekście jako kontrargument dotyczący przesytu siatkówką, podaje, cytuję hasło: Zajrzyjcie do hal!

Tak, w Spodku faktycznie było ponad 10 tysięcy kibiców. Atmosfera była kapitalna, duże ukłony dla kibiców oraz heroicznie walczących, najlepszych drużyn w Europie. Polska potrafi w duże wydarzenia i to jest fakt. Tylko mam wrażenie, że istotą problemu nie jest jeden mecz na rok czy hitowe starcia, które przyciągają nazwiskami. To jest fundament, który już dawno został wylany. Redaktora Drąga zapraszam do kilku innych ligowych miejsc w Polsce. Przykładowo, ja mam najbliżej do Wrocławia czy Lubina. Coś czuję, że przy terminie pokroju poniedziałku o 20:30, znajdzie się na trybunach kilka sektorów do wyboru, żeby sobie spokojnie zasiać, w ciszy i spokoju dookoła.

Nie za wesoło frekwencyjnie było też na żeńskim Superpucharze Polski. A to już chyba wykładnik, który byłby zapewne bardziej reprezentatywny względem nawiązań do wielkiego show w katowickim Spodku.

Wariactwo trwa, a igrzyska olimpijskie na horyzoncie

Absurdalne jest też to, że zajmując się zawodowo siatkówką, często łapię się na tym, że lepiej sprawdzić, co i w której kolejce jest grane. Jastrzębski Węgiel pochwalił się, że będzie grał w listopadzie w terminach: 16, 19, 22, 25 i 28 – wkładając w krajowe rozgrywki jeszcze Ligę Mistrzów. Którą na etapie fazy grupowej bardziej należy określić mianem „zła koniecznego”, niestety.

A wszystko i tak wisi na jednym, reprezentacji. Tego się obawiam najbardziej. Słyszałem już przed laty bajki z mchu i paproci o sile siatkówki. Ale tak naprawdę była ona malutka, jeśli brakowało sukcesów reprezentacji. Co naturalne, nie ma się na co obrażać. Przypomnę jednak tylko, że wspomniany Kaczmarek, Śliwka, Tomasz Fornal, Norbert Huber czy Jakub Kochanowski – oni są w tym młynku i grają. Dopóki zdrowie pozwala. Dlatego dobrze by było pamiętać, że bez nich czy ich poprzedników (tak jest, prezesie Świderski), próżno byłoby szukać mody na siatkówkę. Najbliższy taki skok, to igrzyska olimpijskie w Paryżu. Gdzie siatkówka będzie miała zresztą męską i żeńską drużynę, pierwszy raz od 2008 roku.

Oby do tego czasu reprezentanci nabrali wigoru. A nie, czekajcie, nie ma kiedy.

Co z tego, przecież to siatkarze. Oni muszą wygrywać, prawda?

Источник

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *