W tych wyborach o sukcesie rozstrzygną promile. Scenariusz negatywny dla Tuska? Tylko totalna kompromitacja. A na to chyba jednak jego przeciwnicy liczyć nie mogą – pisze Bogusław Chrabota.
Donald Tusk
Bywały w historii Polski debaty, które zmieniały historię. Jeśli szukać przykładów to najlepszą ilustracją są trzy telewizyjne dyskusje.
Pierwsza to debata Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim z 1995 roku. Wałęsa walczy o drugą kadencję, Kwaśniewski liczy na falę lewicowej kontrrewolucji, która zaczęła się z powrotem lewicy do władzy w 1993 roku. Wałęsa wciąż jest trybunem, wygrywa w sondażach, ale debata go obnaża. W dużej części rozmowy jest agresywny, źle to wygląda na tle młodego i po swojemu uroczemu Kwaśniewskiego. Na koniec urzędujący prezydent mówi na wizji na odczepkę, że zamiast ręki może podać Kwaśniewskiemu nogę. „Cham”, kwituje elektorat. Wałęsa przegrywa debatę i wybory.
Trzy historyczne debaty
Pierwsza to debata Lecha Wałęsy z Aleksandrem Kwaśniewskim z 1995 roku. Wałęsa walczy o drugą kadencję, Kwaśniewski liczy na falę lewicowej kontrrewolucji, która zaczęła się z powrotem lewicy do władzy w 1993 roku. Wałęsa wciąż jest trybunem, wygrywa w sondażach, ale debata go obnaża. W dużej części rozmowy jest agresywny, źle to wygląda na tle młodego i po swojemu uroczemu Kwaśniewskiego. Na koniec urzędujący prezydent mówi na wizji na odczepkę, że zamiast ręki może podać Kwaśniewskiemu nogę. „Cham”, kwituje elektorat. Wałęsa przegrywa debatę i wybory.
Kolejna debata, rok 2007. Naprzeciwko siebie dwaj główni antagoniści polskiej polityki – Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. Pierwszy w drodze po władzę, drugi pragnący ją zachować. Kluczowe momenty: rozmowa dotyczy cen podstawowych artykułów. Tusk wykazuje, że Kaczyński nie ma o nich pojęcia. Jest przy tym bardziej ludzki, rzucając liderowi PiS słynne „mów mi Donek”. Efekt? Wygrana debata i łatwiejsza ścieżka do ośmioletnich rządów.
Idąc do TVP, Donald Tusk już zebrał premię za odwagę
I jeszcze jeden przełom. Słynny wist Adriana Zandberga w debacie w roku 2015. Nikomu nieznany polityk partii Razem wypada nadzwyczaj dobrze w telewizji i winduje marginalną partię Razem, pozostającą poza orbitą koalicji sił lewicy.
Efekt? Kandydaci lewicy w cieniu Zandberga nie przekraczają wymaganego dla koalicji progu 8 procent i wypadają z Sejmu. D’Hont katapultuje zaś wysoko PiS, który otrzymawszy dodatkowe głosy przejmuje w Polsce władzę.
Trzy debaty; trzy różne przypadki, ale o ich wadze dla polskiej historii trudno dyskutować.
Donald Tusk liczy na ostrą debatę w TVP
Tym razem, przed wyborami 2023 debata też może mieć fundamentalne zdarzenie. Oto bowiem rozbija bańki społecznościowe wyborców poszczególnych partii. Przez fakt, że odbędzie się w TVP, przed programem tego nadawcy zasiądzie nie tylko tradycyjna, wspierająca PiS widownia, ale również elektorat pozostałych partii i niezdecydowani.
I to ze względu na nich w TVP wystąpi Donald Tusk. Teoretycznie to dla niego wyzwanie, zwłaszcza że po stronie rządzących będzie miał przeciwko sobie wygadanego premiera Morawieckiego i prowadzących program propagandzistów partii Kaczyńskiego. Może być ostro i brutalnie. I na to właśnie liczy Donald Tusk. Idąc do TVP już zebrał premię za odwagę.
Punkt drugi to brak w studiu Kaczyńskiego, który w przekonaniu większości komentatorów przestraszył się antagonisty.
Po trzecie jeśli Mateusz Morawiecki i PiS-owscy dziennikarze będą próbowali go „zaorać”, sympatia – zwłaszcza niezdecydowanych – przesunie się w stronę „ofiary telewizyjnej przemocy”.
I rzecz czwarta, najważniejsza. Jeśli Donald Tusk dobrze wypadnie w debacie, w gronie niezdecydowanych rozgorzeje debata, czy wygrał, czy przegrał. I o to chodzi, bo taka debata oznacza zwykle wynik pół na pół. I możliwe, że część tego „tuskowego” 50 procent pójdzie zagłosować. Nawet jeśli to będzie to stanowiło niewielki wzrost frekwencji, to właśnie o niego chodzi.
W tych wyborach o sukcesie rozstrzygną promile. Scenariusz negatywny dla Tuska? Tylko totalna kompromitacja. A na to chyba jednak jego przeciwnicy liczyć nie mogą.