Samochód elektryczny porwał kierowcę. Musiała interweniować policja

Samochody elektryczne jako pierwsze zaczęły bunt maszyn? Ten w Wielkiej Brytanii na pewno. Podczas przejażdżki przestał reagować na polecenia kierowcy – sam hamował, a następnie przyspieszał do prędkości 50 km/h. Nikt nie wiedział, jak go wyłączyć. Nawet wypadek go nie zatrzymał.

Samochód elektryczny porwał kierowcę. Musiała interweniować policja

fot. Brian Morrison / / Facebook

To się nazywa przeć do przodu. Brian Morrison zapewne się nie spodziewał, że wieczorna przejażdżka po szkockich drogach samochodem elektrycznym, który kupił w salonie zaledwie pół roku wcześniej, okaże się przygodą, którą zapamięta do końca życia. Jak sam relacjonuje na Facebooku, po godz. 22.00 gdy zbliżał się do ronda, chciał zahamować, usłyszał zgrzyt i zorientował się, że jego samochód nie reaguje ani na wciskanie pedału hamulca, ani na przycisk wyłączenia silnika. 

– Przejeżdżałem na czerwonym świetle z włączonymi światłami awaryjnymi, próbując uświadomić innym kierowcom, że to nie moja wina – relacjonuje. Zadzwonił więc na policję.

50 km/h – z taką prędkością auto elektryczne pokonywało kolejne skrzyżowania, pozostawiając mężczyźnie tylko pełnię władzy nad kierownicą. Nie zwolniło, wjeżdżając pod górkę. 

Eskortowany przez trzy radiowozy rozmawiał z inżynierami, z którymi połączyły go służby. Ci m.in. zasugerowali, by podał kluczyki od auta policjantom w radiowozach (gdy samochód nie wykryje ich w środku, powinien się zatrzymać). Tak się jednak nie stało. Inżynierowie sugerowali przytrzymanie przycisku zasilania przez kilka sekund, ale i to nic nie pomogło. Morrison ma problemy z poruszaniem się, więc nie mógł wyskoczyć z auta. Poza tym to stanowiłoby tylko ratunek dla niego, a nie innych uczestników ruchu. 

Postawiono więc na dość nietypowy, choć staromodny sposób. Policyjna furgonetka wyprzedziła niepokorny samochód elektryczny i gdy ten w kontrolowany sposób uderzył w jej tył, zaczęła hamować, zatrzymując i siebie, i elektryka. Morrison mógł w końcu wyjść z czterokołowej pułapki. Jak wielkie było zdziwienie i jego i służb, widząc jak jego auto ponownie rusza samo, gdy tylko furgonetka przestała je hamować.

 – Wyglądało to tak, jakby samochód jechał sam, bez kontroli. To było stresujące – wyjawia kierowca. 

Całą sprawę potwierdziła szkocka policja w BBC News. "Rzeczywiście otrzymaliśmy zgłoszenie o osobie, która nie była w stanie zatrzymać swojego auta". 

Gdy służba drogowa podłączyła auto do stacji diagnostycznej, okazało się, że komputer pokazał mnóstwo usterek. Jak zaznacza właściciel auta, mechanik przyznał, że jeszcze z niczym takim się nie spotkał. Z obawy przed powtórką nie zdecydował się także na ponowne włączenie auta. 

Morrison nie wie jeszcze, czy ponownie wsiądzie za kółkiem swojego elektryka. Na razie czeka na ustalenia towarzystwa ubezpieczeniowego.

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *