Średnia emerytura w Polsce wynosi niecałe 3,5 tys. zł brutto. Jednocześnie 144 tys. osób zgromadziło na kontach kapitał emerytalny przekraczający 1 mln zł. Może dać im to świadczenie emerytalne w wysokości co najmniej 4 tys. zł. Wysokość naszych świadczeń zależy od zebranego kapitału i liczby przepracowanych lat.
Najwyższa emerytura wypłacana w Polsce wynosi 43,4 tys. zł. Można pozazdrościć, ale trudno będzie powtórzyć wynik mieszkańca Zabrza: pracował przez ponad 62 lata, a na emeryturę przeszedł w wieku 86 lat.
— Im wyższe zarobki, tym wyższe składki i w konsekwencji wyższa emerytura. Ponadto późniejsze przejście na emeryturę daje nam, że statystycznie średnie dalsze trwanie życia ulegnie zmniejszeniu. Zatem podstawę obliczenia emerytury będziemy dzielić przez mniejszą liczbę miesięcy, co daje nam wyższy emeryturę – wyjaśniła regionalna rzeczniczka ZUS Beata Kopczyńska, cytowana przez PAP.
Emerytalni rekordziści i cała reszta
Średnia emerytura w Polsce wynosi niecałe 3,5 tys. zł brutto.
Serwis Business Insider ustalił, że średni stan konta emerytalnego (pierwszy filar, tj. bez składek zewidencjonowanych na subkontach, z uwzględnieniem waloryzacji składek i kapitału początkowego oraz składek za okres do końca 2022 r.) wynosi 104,4 tys. zł. Nie jest to wiele. Nieco ponad 100 tys. zł kapitału przy 20 latach pobierania świadczenia daje zaledwie 435 zł miesięcznie. „To śmieszna kwota, ale trzeba pamiętać, że w tej statystyce brane są też pod uwagę niewielkie oszczędności emerytalne osób, które są dopiero na początku zawodowej kariery” – wyjaśnia BI.
144,4 tys. osób zgromadziły na kontach kapitał emerytalny przekraczający 1 mln zł. W przypadku kobiety przechodzącej na emeryturę w wieku 60 lat taki kapitał daje miesięczne świadczenie w wysokości ponad 3,9 tys. zł, a u mężczyzny po ukończeniu 65. roku życia — prawie 4,8 tys. zł.
Rekordzistą w ZUS jest mężczyzna urodzony w 1949 r. zamieszkały w województwie śląskim, który ciągle nie przeszedł na emeryturę. Na koniec ubiegłego roku miał na koncie kapitał emerytalny w wysokości 2,4 mln zł.
Emerytury dzisiejszych czterdziestolatków
Dzisiejszy statystyczny 40-latek nie ma dobrych perspektyw emerytalnych. Prawdopodobnie jego emerytura wyniesie nie więcej niż 30 proc. jego ostatniej pensji. Niewiele można zmienić, bo w tym wieku „płowa kart jest już rozdana”. Dr Tomasz Lasocki z UW zauważył w programie „Newsroom” w Wirtualnej Polsce, że przez 25 lat od reformy emerytalnej nie dotarło do nas, jak działa system emerytalny i liczymy na to, że potraktuje nas on jak pokolenie rodziców. A to błąd.
Prowadzący zapytał go, na jaką emeryturę on, jako statystyczny 40-latek, może liczyć.
– Jeśli jako student pracował pan na zlecenie, a zakładam, że tak, to ma pan 5 lat nieskładkowych, które liczą się wyłącznie do tego, by dostać minimalną emeryturę. Jeśli pański ojciec skończył studia, to zwiększył w ten sposób emeryturę o 3,5 proc. Zupełnie zmieniły się zasady gry. W starym systemie wystarczyło pokazać 10 lat dobrej pracy, by ustalić wysokość emerytury. W nowym systemie nie jest wybaczona ani jedna składka – powiedział. – Przez 25 lat się tego nie nauczyliśmy i to nie dotarło do naszej świadomości.
Stopa zastąpienia. Jak przeżyć za ¼ ostatniego wynagrodzenia
A co ze stopą zastąpienia, czyli jakim procentem wynagrodzenia będzie nasza statystyczna emerytura? Szacuje się, że dla pokolenia urodzonego na przełomie lat 80. i 90. Będzie to 25 proc., w niektórych przypadkach wysokość ta będzie odpowiadała trzydziestu kilku procentom ostatniej wypłaty.
Trzeba jednak pamiętać, że każda kolejna dekada życia niesie za sobą określoną dynamikę.
– Starość dzieli się na etapy. Te pierwsze 10 lat, czyli do siedemdziesiątki w przypadku kobiet, to jest najprzyjemniejszy czas, kiedy mamy jeszcze siły, więc dorabiamy. Możemy skorzystać z różnych programów: PPK, IKE, IKZE. Tylko środki tam zgromadzone, o tym rzadko się mówi, nie podlegają waloryzacji. Osoby, które dostały pieniądze z PPK 5 lat temu, już pewnie tych środków nie mają, bo przecież zjadła je inflacja. Tak tracimy siłę nabywczą. Po 10 latach na emeryturze zostają nam tak naprawdę już tylko pieniądze z ZUS – wyjaśnił dr Lasocki.