Race na Stadionie Narodowym dowodzą, że Polski Związek Piłki Nożnej pod kierownictwem Cezarego Kuleszy przeistacza się w instytucję służebną wobec budującego swoje nowe polityczne otoczenie prezydenta Karola Nawrockiego.
Mirosław Żukowski
Reklama
Obecność grup kibicowskich na spotkaniu Polski z Holandią PZPN tłumaczył zamiarem podniesienia poziomu dopingu dla naszej drużyny narodowej, mimo że piłkarze wielu generacji – kiedy grali dobrze – nigdy nie narzekali na brak emocji z trybun. Wręcz przeciwnie, o warszawskim obiekcie sportowym wypowiadali się jak o swoim domu, więc argumentacja ta jest mało przekonująca.
Reklama Reklama
PZPN zezwolił ultrasom na wejście na wyznaczony przez nich sektor, ponieważ chciał sprawić, aby to przede wszystkim prezydent Karol Nawrocki odczuł się komfortowo, a Donald Tusk po raz kolejny usłyszał to, co od lat intonują o nim fani. Interes zawodników był na dalszym planie. Ciężko inaczej wyjaśnić to, że kibole mogli wprowadzić na stadion race, chociaż ochrona przy wejściach była szczegółowa, a dziennikarzy wjeżdżających na teren obiektu pojazdami kontrolowano, jak na dawnej granicy między Berlinem Wschodnim i Zachodnim.
Komentarze Bogusław Chrabota: Race na Narodowym. Czy pan prezydent zabierze głos?
Prezydent Karol Nawrocki, jak wszyscy zauważyli, był na Narodowym. Był świadkiem skandalu, który spowodowali…
Ultrasi te race wnieśli, ponieważ mieli je wnieść i być może tylko trochę przedobrzyli, chcąc zaprezentować jeszcze swoją tzw. wizualizację, co byłoby już prowokacją wykonaną zbyt niedbale, nawet jak na prezesa PZPN wywodzącego się z kultury disco polo. Po meczu nie da się także usłyszeć ze strony piłkarskiej centrali oświadczeń, że osoby rzucające race można bez problemu zidentyfikować za pomocą monitoringu na stadionie i ukarać ich dożywotnim zakazem wejścia na mecze kadry narodowej, choć piszą o tym media. Prawdopodobnie dlatego, że kibole mogą się jeszcze przydać na spotkaniach drużyny narodowej – rozumianej zgodnie z braunowsko-konfederackim paradygmatem – jako ognisko wulgarnego patriotyzmu.
Komentarze Stefan Szczepłek: Polacy zagrają w barażach o mundial. Kibole zepsuli święto w Warszawie
Graliśmy z Holendrami już drugi raz jak równy, z równym, oba spotkania zakończyły się remisami i n…
Reklama Reklama Reklama
Klubowa piłka nożna w Polsce od dawna jest zakładnikiem nacjonalistów, obecnie za pozwoleniem PZPN i z politycznym wsparciem prezydenta pragną oni przejąć kontrolę nad umysłami na trybunach także podczas meczów kadry, a piłka nożna w rzeczywistości nie jest dla nich najważniejsza, o czym świadczy fakt, że po odpaleniu rac na murawie, masowo opuścili oni stadion.
Jeśli jeszcze raz lub dwa zamanifestują swoją potęgę, państwo bezsilność, a PZPN aprobatę, atmosfera na trybunach podczas spotkań reprezentacji Polski może przypominać to, co dzieje się na stadionie Legii Warszawa pod kontrolą Żylety albo na Marszu Niepodległości organizowanym przez Bąkiewicza. Przegramy wszyscy, już przegrywamy za zgodą tych, dla których futbol to jedynie scena dla bezwzględnej gry. Cała nadzieja w tym, że zwykli kibice zareagowali właściwie: wygwizdali race oraz tych, którzy je rzucali, być może więc jeszcze nie wszystko utracone.



