Jan Krajczok prowadzi lekcje historii na nekropolii. Rybnik i Racibórz kształcą w duchu tolerancji.

Tym, którzy dorastają w otoczeniu obciążonym wielopokoleniową udręką, trudniej jest opowiadać o tym, co minęło i jeszcze ciężej to pojąć. Jak zatem kreować otwarte i szanujące różnorodność społeczeństwo? Od czego należy zacząć? Jan Krajczok swój oryginalny projekt realizuje wśród młodzieży, której naucza w Rybniku już od dwóch dekad.
Jan Krajczok prowadzi lekcje historii na nekropolii. Rybnik i Racibórz kształcą w duchu tolerancji. - INFBusiness

Janusz Durdziński prowadzi wychowanków po opuszczonym cmentarzu ewangelickim

Foto: MATERIAŁY PRASOWE

Katarzyna Gruchot

Materiał partnera: T-Mobile

W jaki sposób rozmawiać z młodymi osobami o akceptacji? Część prowadzi prelekcje, inni proponują czytadła i kolejne zadania domowe, natomiast dr Jan Krajczok, pedagog z Rybnika, zabiera uczniów w miejsce, gdzie najłatwiej zaobserwować, jak decyzje i wydarzenia natury politycznej wpływają na losy zwykłych obywateli.

Rybnik oraz Racibórz, mimo iż oba miasta dzieli niespełna 30 km, historie mieszkańców przedwojennego polskiego Rybnika i niemieckiego Raciborza, w którym po wojnie osiedlają się przesiedleńcy, są odmienne. Aby zrozumieć, skąd pochodzą nasze stereotypy, wystarczy przeanalizować dzieje własnej familii, a następnie skonfrontować je z narracjami koleżanek i kolegów – właśnie taki koncept ma dla młodzieży Jan Krajczok, filolog polski z IV LO w Rybniku i twórca książek o Śląsku, który do kooperacji zaprasza uczniów Zespołu Szkół Ekonomicznych w Raciborzu. Asystuje im Barbara Szymczyna – nauczycielka historii i wiedzy o społeczeństwie. Ostatecznie więc na nietypowej lekcji historii, która ma miejsce na obszarze raciborskiego cmentarza ewangelickiego, spotykają się licealiści z Rybnika i Raciborza.

Krajczok swój osobisty projekt realizuje wśród młodzieży, której szkoli w Rybniku już od 20 lat. – Robię to przy okazji omawiania „Dziadów” cz. III Adama Mickiewicza. Po to, żeby wychowankowie odczuli znaczenie niewinnego cierpienia. Tolerancja bywa ostatnimi czasy kategorią uniwersalną, nierzadko nadużywaną. Młode osoby kojarzą ją z aprobatą, co jest bardzo ryzykowne. Tolerancja jest cierpliwym znoszeniem obecności i poglądów innych, ale nie jest akceptacją, bo to by oznaczało zakaz wyrażania opinii, a w rezultacie naruszenie naszego prawa do swobody. W umowie, którą zawieram z uczniami, ustalamy, że się tolerujemy, jednocześnie zostawiając sobie prawo do komunikowania oraz oceniania odmiennych postaw i przekonań – tłumaczy nauczyciel.

Studia historyczne na cmentarzu ewangelickim w Raciborzu 

Wychowankowie z Rybnika przygotowują historie swych rodzin i prezentują je na zajęciach. Kiedy jedna z uczennic opowiada o pradziadku więzionym przez Sowietów w zakładzie cygar w Stanisławowie, a inna o swoim pradziadku – posiadaczu tego zakładu, losy antenatów zaczynają się splatać, a wspólnych opowieści przybywa. I wówczas rodzi się idea, by kolejne rozbrzmiewały w kaplicy cmentarza ewangelickiego w Raciborzu, który mógłby stać się miejscem spotkań poza jakimikolwiek podziałami. 

Jan Krajczok prowadzi lekcje historii na nekropolii. Rybnik i Racibórz kształcą w duchu tolerancji. - INFBusiness Społeczeństwo „1670”: Rozrywka niczym dożynki u Jana Pawła czy serial dla bańki? Czy na pewno wszyscy Polacy pochodzą z Adamczychy

Trafna satyra na dzisiejszą Polskę w historycznym przebraniu czy raczej adamczychowska noc kabaret…

Ostatni pochówek w tym miejscu ma miejsce w 1974 r. Następnie o cmentarzu już nikt nie pamięta i przez kolejne lata pozostaje on domeną dzikiej flory. Obszar porasta tak, że ciężko się zorientować, gdzie znajdują się groby ewangelików, których przed wojną było w Raciborzu parę tysięcy. I finalnie pojawia się nadzieja na ocalenie tego miejsca. Fragment cmentarza wycina Stowarzyszenie Odra 1945, a od roku renowacją i uporządkowaniem zajmuje się Janusz Durdziński, na co dzień lekarz i mieszkaniec Rybnika, który niemal każdą sobotę spędza w Raciborzu. Większość wspomagających go wolontariuszy to jego krewni, przyjaciele, kilku parafian i pacjenci. Usuwają krzewy i chwasty, sklejają i myją ocalałe pomniki i odtwarzają inskrypcje.

Dzięki ich pracy licealiści mogą oglądać miejsca spoczynku licznych młodych osób, które zamiast urzeczywistniać swoje pragnienia, giną w kolejnych konfliktach zbrojnych. Na monumencie dedykowanym poległym w trakcie I wojny światowej żołnierzom jest kilkadziesiąt imion chłopców, którzy już nie wracają do swoich rodzin. Są także opowiadane przez pana Janusza historie, które utrwalają się w pamięci bardziej niż treści z książek. Po nietypowej eskapadzie wszyscy udają się do kaplicy, gdzie czeka ich poczęstunek i najważniejsza część spotkania, czyli rodzinne narracje i rozmowa na temat tolerancji.

Jak to jest porzucić dom 

Dominika przynosi na zebranie papiery pradziadków ze strony mamy. To karta ewakuacyjna oraz wniosek o nadanie prawa własności posiadłości ziemskiej na Ziemiach Odzyskanych. Jej prababcia Katarzyna pochodzi z Daszawy w powiecie stryjskim, który w okresie międzywojennym przynależy do Polski. Kiedy obwód lwowski zostaje po wojnie przyłączony do ZSRR, porzuca dom, gospodarstwo i wraz z czteroletnim synem Romanem oraz półtoraroczną córką Stasią wyrusza w drogę do nowej Polski. Na Ziemie Odzyskane przybywa w sierpniu 1945 r. Otrzymuje przydział do Dzierżysławia w gminie Kietrz, gdzie przez rok mieszka w domu wraz z jego niemieckimi lokatorami.

– Po 1945 r. mieszkańcy Raciborszczyzny albo muszą ratować się ucieczką, albo są wyrzucani z mieszkań, a na ich miejsce zjeżdżają osoby zza Buga – wyjaśnia wychowankom dr Krajczok i dodaje, że ci drudzy na spakowanie się i opuszczenie swoich mieszkań otrzymują 20 minut. – Jak to jest zostawić cały dobytek i być zmuszonym do zamieszkania w obcym miejscu? O tym się dowiaduję, gdy zaczynam edukację w raciborskiej „budowlance”. Połowa moich znajomych to potomkowie mieszkańców Kresów. To, co przeżywają te familii, dla mnie, Górnoślązaka, jest nie do ogarnięcia. Te osoby przybywają na Ziemie Odzyskane, odbudowują zniszczone miasta, ale nie troszczą się o swoje nowe mieszkania, ponieważ wiedzą, że nie są u siebie. Pierwsze pokolenie wciąż pielęgnuje nadzieję na powrót do ojczyzny – tłumaczy zebranym w kaplicy. 

Emilka prezentuje historię pradziadka, który pochodzi spod Stanisławowa, czyli miejscowości ulokowanej na terenie dzisiejszej Ukrainy. Kiedy wybucha wojna, w obawie przed wcieleniem do wojska pełnoletniemu młodzieńcowi rodzina modyfikuje rok urodzenia z 1927 na 1929. Później pozostaje już jedynie ucieczka do lasu, gdzie ukrywa się z kumplami w oczekiwaniu na koniec konfliktu. Pokój nie oznacza jednak rozwiązania problemów. Familia otrzymuje rozkaz natychmiastowego opuszczenia domu. Razem z matką oraz rodzeństwem podróżuje w bydlęcych wagonach najpierw do Wrocławia, a stamtąd do Kłodzka. Kilka lat później babcia Emilki wraz z jej mamą w poszukiwaniu zatrudnienia przyjeżdżają do Raciborza. 

Żołnierze Wehrmachtu intonują polski hymn 

Tobiasz, uczeń IV LO w Rybniku opowiada o swoim pradziadku Emanuelu, który przychodzi na świat w 1927 r., kiedy miasto jest już częścią Polski. Zamieszkuje w dzielnicy Smolna, niedaleko kościoła franciszkanów i wiedzie normalne życie. Mając zaledwie 17 lat, zostaje powołany do niemieckiej armii i skierowany do pracy w holenderskiej kopalni. W 1945 r. przez Niemcy oraz Czechy ucieka do domu. – Kiedy mieszkańcy Rybnika przymusowo wcieleni do Wehrmachtu jadą na front, z wagonów roznosi się głośny śpiew: „Jeszcze Polska nie zginęła”. Niemcy nie reagują, ponieważ potrzebny jest im materiał na żołnierzy w postaci Górnoślązaków – uzupełnia dr Krajczok. 

Blanka nie może opowiedzieć swoim rówieśnikom, co przeżywa jej rodzina, kiedy do Nędzy wchodzi armia radziecka, ponieważ mimo upływu lat wspomnienia są dla nich zbyt dotkliwe. Z opowieści innych mieszkańców wie, że Rosjanie dewastują wszystko, co napotykają na swojej drodze, a jako że wkraczają na obszary niemieckie, z ludnością cywilną obchodzą się wyjątkowo brutalnie.

Gdy mieszkańców powiatu rybnickiego zaczynają powoływać do niemieckiego wojska, to zarówno rząd londyński, jak i biskup zalecają, aby wstępować. To brzmi trochę dziwnie, ale po pierwsze chodzi o to, żeby nie było ofiar, a po drugie, o darmowe przeszkolenie wojskowe

Jan Krajczok, polonista IV LO w Rybniku

Paulina jest z Łukowa, który leży między Raciborzem a Rybnikiem, i od razu zaznacza, że w jej rodzinie wszyscy są świadomi, że to nie Niemcy są źli, tylko Rosjanie. Jej pradziadek zostaje wcielony do niemieckiego wojska i trafia do marynarki wojennej. Ma wówczas najwyżej 17 lat i pamięta zdarzenie, podczas którego Rosjanie wrzucają do morza cywilów, tym samym skazując ich na śmierć. Wraca do Polski jako żołnierz Armii Andersa.

Jak to było możliwe, wyjaśnia Jan Krajczok: – Gdy mieszkańców powiatu rybnickiego zaczynają powoływać do niemieckiego wojska, to zarówno rząd londyński, jak i biskup zalecają, aby wstępować. To brzmi trochę dziwnie, ale po pierwsze chodzi o to, żeby nie było ofiar, a po drugie, o darmowe przeszkolenie wojskowe. Kiedy Niemcy zaczynają przegrywać w Afryce, pojawia się mnóstwo jeńców z Wehrmachtu. To są w przeważającej części Górnoślązacy, którzy po weryfikacji mają do wyboru dwie opcje: albo udać się do obozu jenieckiego, albo do wojska polskiego. 

Raciborzaninie wybierają to pierwsze, rybniczanie – drugie. Tych jeńców do Andersa przerzuca mieszkaniec Rybnika, śląski James Bond, czyli Jerzy Malcher. 

Racibórz – miasto wielu narodowości i wielu kultur 

Uczniowie klasy, którą przyprowadza na spotkanie Barbara Szymczyna, aktualnie realizują wspólny projekt z młodzieżą czeską. Czesi odwiedzają raciborski „ekonomik”, zwiedzają miasto i zapoznają się z jego historią. Młodzi Polacy biorą z kolei udział w rajdzie organizowanym przez swoich sąsiadów w okolicach Pradziada. W ich szkole uczą się młode osoby z Ukrainy, których w aklimatyzacji wspierają polscy koledzy i koleżanki. Pani Barbara przyznaje, że nie obserwuje żadnych przejawów braku tolerancji wobec młodych ludzi, którzy uciekają do Polski przed wojną. – Uważam, że niechęć do innych narodowości uwarunkowana jest od środowiska, grupy rówieśniczej, w której się obracają, oraz rodziny, czyli tego, co się przyswaja w domu. Uczę historii i wiedzy o społeczeństwie, dlatego staram się dużo dyskutować z młodzieżą i ukazywać im, na czym brak tolerancji polega, dlaczego nie powinniśmy krzywdzić bliźniego, bo tym właśnie jest niechęć w stosunku do odmienności – mówi nauczycielka, której rodzinna historia również obciążona jest traumą. 

Uprzedzony jak liberał Plus Minus Uprzedzony jak liberał

Następne badania podważają oświeceniowe marzenia. Co więcej, podważają niewymagającą dotąd dowodów…

Barbara Szymczyna to córka prezydenta Raciborza Jana Osuchowskiego, który sprawował tę funkcję dwukrotnie: w latach 1982-1990 oraz 2002-2006. Jej ojciec wywodzi się spod Tarnopola, gdzie jako siedmioletni chłopiec jest świadkiem rzezi Polaków dokonanej przez Ukraińców. Na jego oczach umiera matka, a on, uderzony karabinem w głowę, uznany zostaje za nieżywego. Kiedy odzyskuje świadomość, w stogu siana znajduje ukrytą przez mamę czteroletnią siostrę, która jakimś cudem uniknęła bagnetów. Wraz z nią ucieka do pobliskiej miejscowości, gdzie mieszka ich babcia. W 1947 r. ostatnim transportem ze wschodu przyjeżdżają do Kietrza. Podróż 70-letniej babci z dwójką dzieci w wagonach z otwartą platformą trwa dwa miesiące, ale sierot po rzezi wołyńskiej jest o wiele więcej.

Gdy pytam panią Barbarę, jak ta historia wpływa na jej życie, odpowiada: – Należy pamiętać i czerpać z tego wiedzę, że nie warto rozdzielać ludzi. Doświadczenia, które ukształtowały naszych przodków są przenoszone także na nas, ale kolejnych generacji nie można skrzywdzić, trzeba wzajemnie sobie przebaczać. Racibórz jest tak specyficznym miastem, w którym wszystkie te kultury i wszystkie te nacje spotykają się i muszą ze sobą koegzystować. Na szczęście jak dotąd żyją zgodnie i miejmy nadzieję, że tak pozostanie – konstatuje pani Szymczyna. 

Ścieżka do bezpiecznej przyszłości 

Jan Krajczok zachęca młodzież do podsumowania zdarzenia. – Powiedzcie szczerze, czy to spotkanie było dla was interesujące? Co was zaintrygowało? Co wam się podobało?? – docieka. Po fali zachwytów nad przygotowanym dla gości posiłkiem nadchodzi refleksja. Raciborzaninie przyznają, że o cmentarzu ewangelickim nigdy wcześniej nie słyszeli i nigdy wcześniej tu nie byli, a teraz pojmują, że warto było. Rybniczanie zaskoczeni są zabytkami Raciborza, o którym wcześniej myśleli, że to niewielkie i zapewne nudne miasto. Wielu z nich podkreśla, jak istotne są wspomnienia mieszkańców opowiedziane przez ich praprawnuków, ponieważ to żywa lekcja historii. 

A czym jest dla nich tolerancja? Kacper odpowiada na to pytanie w następujący sposób: – Dziś zobaczyliśmy, jak dwie jednostki, czyli Hitler i Stalin, mogą doprowadzić do tego, że w cywilizowanym świecie ludzie zaczynają się dzielić i z powodu tych podziałów wybuchają wojny. Ich decyzje oddziałują na całe familii. Giną młodzi, tacy jak my, którzy pragną normalnie egzystować – mówi uczeń „ekonomika” i otrzymuje brawa od rówieśników. 

Na koniec wszystkim uczestniczącym w spotkaniu dziękuje Janusz Durdziński. – Już bardzo dawno nie było tak wielu osób w tej świątyni. Jesteście przykładem tego, że młode osoby mogą kreować bezpieczną przyszłość. Wiecie już, jak różne były losy ludzi zamieszkujących tu przed wami. Teraz to jest wasza ziemia, wasz kawałek podłogi i sami musicie go zagospodarować. Budujcie wspaniale. Tego wam życzę.

Autorka jest dziennikarką Nowin Raciborskich

Odnaleźć i opisać to, co łączy

Voice Impact Award to organizowany przez T-mobile konkurs na prace pisemne, które uwidaczniają, że w spolaryzowanym świecie są kwestie, które scalają, a nie jedynie te, które antagonizują. Projekt realizowano wespół z ekspertami Wydziału Dziennikarstwa, Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz przedstawicielami 10 największych redakcji informacyjnych w Polsce. Teraz „Dziennik Gazeta Prawna”, „Forbes”, „Gazeta Wyborcza”, „Newsweek”, Onet, „Polityka”, „Puls Biznesu”, „Rzeczpospolita”, Wp.pl, XYZ.pl – publikują nagrodzone prace pisemne.

Materiał partnera: T-Mobile

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *