Wwiózł granatnik nielegalnie, a odpalając go, zagroził życiu ludzi i mieniu – były szef policji z zarzutami. Zmiana optyki nastąpiła po zmianie władzy.
Były komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk wchodzi do siedziby Prokuratury Okręgowej w Warszawie
„Rz” już w połowie sierpnia wskazywała, że szefowi policji za granatnik prokuratura będzie chciała postawić zarzuty, i tak się stało. Generałowi Jarosławowi Szymczykowi, który za rządu PiS przez siedem lat był komendantem głównym policji, a w końcówce kariery okrył się złą sławą przez odpalenie granatnika – prezentu od szefów ukraińskich służb – w poniedziałek przedstawiono dwa zarzuty.
– Nie zrozumiałem zarzutów, nie będę się do nich odnosił ani zeznawał – stwierdził gen. insp. Szymczyk i zażądał pokazania decyzji szefa MSWiA o zwolnieniu go z tajemnicy służbowej.
W prokuraturze stawił się z adwokatem, mec. Bogumiłem Zygmontem.
Czy gen. Jarosław Szymczyk powinien zgłosić granatnik?
– Pierwszy zarzut dotyczy posiadania bez koncesji broni przenośnej, przeciwpancernej, bezodrzutowej w postaci granatnika RGW 90, który został uzyskany na terenie Ukrainy i przewieziony przez granicę RP bez zgłoszenia służbom celno-skarbowym na przejściu granicznym w Dorohusku – wskazuje prok. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Drugi odnosi się do odpalenia granatnika – czyli „nieumyślnego sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób i mienia wielkich rozmiarów w postaci budynku Komendy Głównej Policji w związku z odbezpieczeniem zabezpieczeń broni przeciwpancernej, następnie dokonania wystrzału, co wywołało gwałtowne wyzwolenie się energii”.
Za pierwszy z czynów (z art. 263 kk) grozi do ośmiu lat więzienia, za drugi (z art. 163 kk) – do pięciu.
Zarzuty postawiła prok. Aleksandra Piasta-Pokrzywa, która od marca prowadzi śledztwo wszczęte po doniesieniu ówczesnego szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego. Oparła się głównie na materiale dowodowym zebranym przez innego śledczego, z prokuratury regionalnej, który ocenił, że nie ma do nich podstaw – bo Szymczyk nie miał świadomości, że granatnik był sprawny.
Wybuch na komendzie bez precedensu
Dwa rzekomo zużyte granatniki przeciwpancerne (jednorazowego użytku, po którym zostaje tzw. tuba) Szymczyk dostał 12 grudnia 2022 r., będąc w Ukrainie. Jeden przekazał mu tamtejszy komendant policji Ihor Kłymenko, drugi – wiceszef Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych gen. Dmytro Bondar. Wybuchł granatnik, który miał być przerobiony na głośnik i pusty w środku.
Szymczyk odpalił go dwa dni później w pokoju przy gabinecie – wystrzał trafił w sufit i przebił podłogę.
Jak pisała „Rz”, biegły z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia (w śledztwie prokuratury regionalnej) wskazał, że granatnik był sprawny i uzbrojony, a został odpalony poprzez naciśnięcie spustu. „Jednakże wystrzelony pocisk, w warunkach jego odpalenia, nie był w stanie się uzbroić, co spowodowało, że nie nastąpiła eksplozja zawartego w nim materiału wybuchowego” (był to oktogen). Tylko dlatego że granatnik nie zdołał się uzbroić, skutki eksplozji były niegroźne – zniszczenia w budynku i lekkie obrażenia Szymczyka i pracownika z pokoju poniżej.
Kto ponosi winę za to, że zamiast atrapy był sprawny pocisk – nie wiadomo. Ukraińcy zarzekali się, że dali zużyte tuby, wykluczono, by celowo wprowadzili w błąd. Mogło więc dojść do pomyłki lub dywersji (ktoś podmienił tuby).
Różne oceny zachowania byłego komendanta
Prokurator Przemysław Ścibisz z prokuratury regionalnej – według informacji „Rz” – ocenił, że nie ma podstaw do zarzutów dla Szymczyka.
– Musiałby mieć świadomość, że posiada broń palną, a wszystko wskazuje na to, że jej nie miał. Dlatego nie zgłosił granatnika na granicy i także dlatego, że uważał go za atrapę, nacisnął spust – mówi nam osoba znająca śledztwo.
Prokurator Ścibisz nie zdążył podjąć końcowej decyzji, bo śledztwo mu zabrano i włączono do nowo wszczętego w „okręgówce”. A prowadząca je na podstawie zebranych przez niego dowodów oceniła, że komendantowi zarzuty się należą – w obu wątkach: wwozu granatnika i sprowadzenia zagrożenia.
Skąd nagły zwrot w sprawie gen. Jarosława Szymczyka?
– Zdaniem prowadzącej śledztwo przewóz granatnika był nielegalny, bo komendant nie posiadał zaświadczenia o pozbawieniu tej broni cech użytkowych – mówi prok. Skiba. Wskazuje też, że Szymczyk „dokonał zwolnienia zabezpieczeń granatnika”, czym sprowadził zagrożenie dla osób i mienia. – Na korytarzu było kilka osób. Nie doszło do eksplozji, bo pocisk nie zdołał się uzbroić – wylicza.
To jednak ustalenia z etapu prokuratury regionalnej. – Nowych opinii nie zlecano – przyznaje rzecznik.
Według naszych rozmówców prokuraturze niełatwo będzie pogrążyć Szymczyka. Wystrzał, który przejdzie do historii, nie pociągnął ofiar (pracownik nie chciał ścigania komendanta) ani wielkich zniszczeń – tylko dziurę w podłodze i ślad na suficie – koszty zniszczeń mają sięgać ok. 17 tys. zł.