Jeśli przegapiłeś, żałuj! Minął dokładnie rok, odkąd polska reprezentacja siatkówki pokonała USA 3:2 w półfinale olimpijskim. Jak tego dokonali? Nadal nie wiadomo.
Był 7 sierpnia 2024 roku. O godzinie 16:00 reprezentacja Polski w siatkówce po raz pierwszy od 44 lat grała w półfinale turnieju olimpijskiego. Mało kto to pamięta, ale po sukcesie na Igrzyskach Olimpijskich w Montrealu w 1976 roku, zakończonym złotym medalem, cztery lata później Polacy ponownie znaleźli się w pierwszej czwórce. Jednak drużyna, prowadzona przez trenera Aleksandra Skibę, przegrała 0:3 z Bułgarią, a następnie 1:3 z Rumunią w meczu o trzecie miejsce, zajmując czwarte miejsce na Igrzyskach w Moskwie.
Polska – USA, czyli najbardziej emocjonujący mecz siatkówki wszech czasów na Igrzyskach Olimpijskich 2024 w Paryżu
W 1980 roku nie było ich na igrzyskach olimpijskich, ale amerykańska siatkówka wystawiła w stolicy Francji solidną reprezentację. Po przełamaniu „klątwy ćwierćfinału” – wygraniu przez Polskę tego etapu igrzysk po pięciu kolejnych porażkach – to właśnie reprezentacja USA stanęła na drodze drużyny trenera Nikoli Grbića.
Dwie dekady bez zwycięstwa w ćwierćfinale – ogromny ciężar spadł z serc prawdopodobnie wszystkich, którym leży na sercu los polskiej siatkówki. Na czele stanęła drużyna, która pojechała do Paryża, by rozwiać wszelkie złe wieści i przekuć je w złoto. Wynik był niemal w stu procentach idealny, mimo że organizatorzy przygotowali najtrudniejszy turniej olimpijski od lat. Kandydatów na podium było dwa razy więcej, niż turniej mógł pomieścić.
Ćwierćfinałowy mecz ze Słowenią (3:1) zaprowadził Mateusza Bieńka tuż przed metę. Środkowy reprezentacji doznał kontuzji, która przekreśliła wszelkie szanse na grę w półfinale. W wyjściowym składzie znalazł się również Norbert Huber, obok pewnego siebie Jakuba Kochanowskiego, który ostatecznie został wybrany do drużyny turnieju. Tomasz Fornal, który ścigał się z czasem w fazie grupowej po kontuzji, której doznał podczas przygotowań do igrzysk olimpijskich, również był gotowy. Okazało się, że sztab medyczny reprezentacji, na czele z fizjoterapeutami Tomaszem Pieczko i Mateuszem Kowalikiem, zdziałał cuda. Fornal został powołany z powrotem do składu na ostatni mecz grupowy. Ale nawet cuda wymagają odrobiny szczęścia. Niestety, Bieniek pauzował przez dłuższy okres, znacznie wykraczający poza turniej w Paryżu.
Polska drużyna rozpoczęła półfinał od wygranej w setach 25:23. Grbić wystawił skład, który był pewnym wyborem. Fornal i Wilfredo Leon odpowiadali za przyjęcia, kapitan Bartosz Kurek był w ataku, wspomniany pomocnik Kochanowski i Huber. Marcin Janusz był rozgrywającym, a Paweł Zatorski libero.
Pierwszy set był zacięty i zakończył się wynikiem 24:20, ale Amerykanom udało się zbliżyć na niewielką przewagę 24:23. Huber zakończył pierwszego seta w połowie gry po 30 minutach.
W drugim secie sytuacja się odwróciła, a Polacy musieli gonić wynik. Prowadzili 14:18, 18:21 i 20:22, ale ostatecznie 22:22. Amerykanie byli lepszą drużyną w grze w przewadze, kończąc seta zwycięstwem 27:25.
Jednak najgorsze dla Polaków miało jeszcze nadejść tego dnia…
Obrażenia Zatorskiego i Janusza. Przemówienie Fornala i kluczowy wpis Łomacza.
Trzeci set zakończył się wynikiem 9:12 na korzyść Polski. Dłuższa, chaotyczna wymiana, pełna nieścisłości, ostatecznie przyniosła punkt numer 13 dla USA. Podczas długiej wymiany Zatorski wpadł na Janusza. Wydawało się, że sytuacja jest niegroźna. Jednak doświadczony libero upadł na kort, a w grze nastąpiła dłuższa przerwa, podczas której na miejsce przybyły służby medyczne. Obserwując ruchy Zatorskiego, było już jasne, że sytuacja jest znacznie poważniejsza, niż początkowo zakładano.
Kilka minut później jest 9:16, Kurek (Bartłomiej Bołądź) i Leon (Kamil Semeniuk) poza grą. Set kończy się zupełnie bezproblemowo, z polskiej perspektywy, wynikiem 14:25.
Jakby tego było mało, w czwartym secie Janusz dołącza do Bieńka i kontuzjowanego Zatorskiego, który grał do końca. Przy wyniku 2:3, rozgrywający, którego Grbić konsekwentnie faworyzował od początku swojej przygody z reprezentacją Polski, kończy swoją serię w półfinale. Staje się jasne, że Grzegorz Łomacz jest jedyną opcją. Skreślony przez większość kibiców, kwestionowany praktycznie przez cały cykl olimpijski, pokazuje, że czekał na ten moment przez całą swoją siatkarską karierę. Łomacz doskonale wie, co chce zrobić, jak pomóc drużynie ruszyć z miejsca. A drużyna gra na pełnych obrotach!
Mimo że wynik to 4:8, 9:12 czy 14:16, widać, że Polacy wierzą do końca.
I jak Kurek przyznał przed kamerami po meczu, w pewnym momencie drużyna po prostu postanowiła, że nie przegra tego meczu. Trudno to logicznie wytłumaczyć, ale właśnie tak się stało. Amerykanie natomiast, podobnie jak na MŚ 2018, stracili w półfinale przewagę setową 2:1, mierząc się z słabnącymi Polakami. Warto dodać, że wśród pechowych ćwierćfinałów olimpijskich znalazł się mecz Polska-USA. W 2016 roku, w Rio de Janeiro, zakończył się on ponurym wynikiem 0:3. Wtedy na parkiecie byli Kurek, Łomacz i Zatorski. No i był jeszcze Michał Kubiak, który również był w Paryżu z drużyną Grbića, choć tym razem tylko jako kibic.
Każdy kolejny udany atak Amerykanów był kluczowy w tym krytycznym momencie, przyczyniając się do ich odbudowy pewności siebie. Jedną z kluczowych akcji była wymiana w 9:11, gdzie Fornal, między innymi, przejął piłkę na linii obrony, a Leon ostatecznie ją dokończył. Mówiąc o pewności siebie, nie można również pominąć kwiecistej przemowy Fornala podczas przerwy w 18:20.
„No, k***a, walczmy z nimi, k***a!” – odbiorca wystosował legendarny apel do swoich kolegów.
Wspomniany Fornal zakończył seta numer cztery, a Polacy wyszli z „otchłani siatkarskiego piekła” – jak trafnie ujął to Tomasz Swędrowski, głos polskiej siatkówki. Atak punktowy do stanu 25:23 i spojrzenie Fornala na amerykańską drużynę tylko utwierdziły kibiców Grbića w przekonaniu, że tego dnia i w tym momencie Stany Zjednoczone znów mają się czego obawiać.
Leon jest liderem, Kochanowski jest fantastyczny, a Grbić jest jak Wagner!
Dogrywka rozpoczęła się od skutecznego wprowadzenia Hubera do gry (1:1). Chwilę później środkowy dołożył asa serwisowego (2:1). Kochanowski skutecznie zablokował (3:1) i zaatakował (4:2). Huber ponownie zaatakował skutecznie (7:5), a „Kochan” powtórzył ten wyczyn (12:10), dodając kolejny imponujący gem (13:10).
Ale nie skupiajmy się tylko na środkowych, Polacy mieli skutecznych skrzydłowych. Fornal i Leon wzięli sprawy w swoje ręce. Ten drugi, najskuteczniejszy zawodnik na parkiecie tego dnia, zdobył 26 punktów, w tym ten najważniejszy – ustalając wynik na 15:13. Choć jego ręka mogła drżeć, bo Polacy prowadzili już 14:11, a ich przeciwnik był niebezpiecznie blisko. Warto zauważyć, że Leon zdobył 9 punktów już w czwartym, kluczowym secie, po raz kolejny pokazując, jak cennym zawodnikiem jest dla reprezentacji Polski.
Polacy awansowali do finału, a mecz zakończy się dokładnie za dwie godziny i jedenaście minut. Siatkówka słynie z dłuższych thrillerów, ale prawdopodobnie trudno znaleźć taki, w którym w tak nadzwyczajnych okolicznościach, w tym losowych (np. kontuzje), drużyna mocno osadzona w defensywie wyrywa zwycięstwo rywalom z czołówki.
„Z jednej strony wiele osób czekało na nasz awans do ćwierćfinału, ale nie odczuwaliśmy presji w zespole. Była duża motywacja i dojrzałe podejście do sprawy. Nie było miejsca na strach ani wątpliwości. Wiedzieliśmy, że razem możemy to zrobić, krok po kroku. Na pewno nie chciałem pozostawić nikogo niezadowolonego po turnieju. Że nie zrobiliśmy wszystkiego, co mogliśmy, aby odnieść kolejne zwycięstwa. Nie chciałem scenariusza, w którym przegramy i nie będziemy wiedzieć dlaczego, co się stało. Chciałem walczyć o każdy punkt, dać z siebie wszystko dla drużyny. Naprawdę chciałem złotego medalu w Paryżu. To pierwsza rzecz. Z drugiej strony patrzyłem, jak i jak ciężko pracowaliśmy, aby stanąć na podium olimpijskim. Widziałem, co działo się na boisku. Jak przygotowywaliśmy się fizycznie, mentalnie i taktycznie. I wiecie co? W tym momencie, pod koniec 2024 roku, mogę powiedzieć, że ten srebrny medal w Paryżu to nasz wielki sukces” – przyznał Wilfred Leon w wywiadzie. dla „Wprost”, oceniający cały turniej olimpijski w Paryżu.
Siatkarze wypracowali ten sukces w ciągu ostatnich dwóch dekad „olimpijskiej klątwy”. I jak sami podkreślili po finale w Paryżu, ich celem pozostaje złoto na Igrzyskach.
Kto wie, może w Los Angeles (IO 2028) usłyszymy „Mazurka Dąbrowskiego”?
Siatkarze z pewnością są w stanie osiągnąć taki wynik, co udowodnili w obecnym sezonie. Zaczęli bardzo dobrze, odnosząc drugie w historii zwycięstwo w Lidze Narodów. Złoty medal Ligi Narodów Wietnamu w 2025 roku to doskonałe wprowadzenie do wrześniowych Mistrzostw Świata. Polacy pojadą tam jako wicemistrzowie w 2022 roku. Czy będzie walka o kolejny złoty medal? Wygląda na to, że ta drużyna jest zdolna do wszystkiego, nawet biorąc pod uwagę znaczące zmiany. A tych po wspomnianych Igrzyskach Olimpijskich w 2024 roku będzie sporo.
Przyjrzyjmy się drużynie, która awansowała do finału olimpijskiego w Paryżu. Wyjściowy skład: Tomasz Fornal, Norbert Huber, Bartosz Kurek (kapitan), Wilfredo Leon, Jakub Kochanowski, Marcin Janusz i Paweł Zatorski na libero. Łukasz Kaczmarek, Aleksander Śliwka, Grzegorz Łomacz, Kamil Semeniuk i Bartłomiej Bołądź grali na rezerwach lub w kwartach rezerw. Kontuzji doznał także Mateusz Bieniek. Oraz sztab trenerski, na którego czele stoi trio Nikola Grbić, Paweł Rusek i Adam Swaczyna.