Ochroniarz Uniwersytetu Warszawskiego próbował unieszkodliwić napastnika uzbrojonego w siekierę gołymi rękami. Uczelniana ochrona to fikcja – nie ma możliwości użycia żadnych środków przymusu bezpośredniego, nawet gazu.
Znicze i kwiaty na terenie Kampusu Głównego UW w Warszawie
Izabela Kacprzak, Grażyna Zawadka
39-letni strażnik, który w środowy wieczór, ryzykując własne życie, ruszył na pomoc portierce zaatakowanej przez 22-latka, nie miał przy sobie broni, paralizatora ani nawet gazu pieprzowego. Dysponował jedynie „gołymi” rękami. Gdyby nie obecność funkcjonariusza Służby Ochrony Państwa, który w trakcie innych obowiązków był na miejscu i unieszkodliwił napastnika, ofiar mogłoby być więcej – w tym strażnika.
Dramat rozegrał się około 18.50. Mieszko R., 22-letni student trzeciego roku prawa, zaatakował portierkę w momencie, gdy zamykała drzwi do budynku Audytorium Maximum. Zadał jej szereg ciosów, w tym w głowę. Kobieta nie miała szans na przeżycie. Sprawca ranił również pracownika straży uniwersyteckiej, który próbował go powstrzymać.
Uniwersytety bez prawdziwej ochrony. Strażnicy mogą legitymować i powiadamiać policję
Tragiczne zdarzenie rodzi pytanie o aktualny stan zapewnienia bezpieczeństwa na polskich uczelniach. Dlaczego strażnik nie miał nawet gazu do unieszkodliwienia napastnika?
Anna Modzelewska, rzecznik UW, przyznaje dziś w odpowiedzi dla „Rz”: – Pracownicy straży uniwersyteckiej UW nie mają uprawnień do używania środków przymusu bezpośredniego. Prowadzimy negocjacje z Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji m.in. na temat ewentualnej zmiany przepisów, które zwiększą kompetencje strażników uniwersyteckich.
Jakie więc mają obecnie uprawnienia w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia? Praktycznie żadne.
Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, uczelniane straże to fikcyjna ochrona – nie dysponują uprawnieniami do użycia środków przymusu bezpośredniego zgodnie z ustawą o ochronie osób i mienia, ani nie są w nie wyposażeni. Tych mogą używać jedynie licencjonowane agencje ochroniarskie.
– Dotychczas nie było też potrzeby stosowania takich środków. W sytuacjach zagrożenia wzywana jest policja, która przyjeżdża niezwłocznie – tłumaczy Magdalena Nieczuja-Goniszewska, rzeczniczka Uniwersytetu Gdańskiego. Na czym więc polega ochrona straży? Głównie w patrolowaniu obiektów i dróg. Mogą legitymować osoby zakłócające porządek, wezwać do opuszczenia terenu uczelni.
Czy naprawdę konieczne jest zmienianie prawa? Przykład Politechniki Śląskiej, która także dysponuje własną ochroną – strażą akademicką, dowodzi, że nie. Pracownicy mają do dyspozycji pałki służbowe, kajdanki, ręczne miotacze substancji obezwładniających, które mogą wykorzystać w sytuacji bezpośredniego zagrożenia zdrowia lub życia. Dlaczego mają tę możliwość?
– Bo zatrudniamy wyłącznie wykwalifikowanych pracowników ochrony – tłumaczy Iwona Flanczewska-Rogalska, rzeczniczka Politechniki Śląskiej. Dodaje, że uczelnia „bada obecnie możliwość装备ania strażników akademickich w paralizatory oraz planuje jeszcze rozszerzyć zakres już obecnych na uczelni szkoleń z udzielania pierwszej pomocy, w tym resuscytacji.”
Uniwersytet Wrocławski jako jeden z nielicznych zatrudnia profesjonalną ochronę, lecz budynki i teren są zabezpieczane przez pracowników portierów.
– Niektóre obiekty, takie jak: biblioteka
Źródło