Kampania przed eurowyborami trwa w najlepsze. Niektóre ugrupowania jeżdżą po europejskim Zielonym Ładzie jak na łysej kobyle. Problem polega jednak o wiele bardziej na tym, że nikt go nie chce bronić, a tym bardziej wypisywać na swoich sztandarach. Czyżby zielona transformacja tak zalazła ludziom za skórę, że jej nie chcą? – Bzdura – mówią samorządowcy. – Lokalsi w naszych gminach i powiatach bardzo dobrze rozumieją konieczność transformacji.
/Łukasz Szczepański /Reporter
– Problem sprzeciwu wobec Zielonego Ładu to problem wymyślony, wzięty na sztandary przez niektóre ugrupowania polityczne przez wyborami europejskimi – tak uważa Arkadiusz Chęciński, prezydent Sosnowca. O Zielonym Ładzie mówił podczas Samorządowego Kongresu Finansowego Local Trends.
Zmiana zawsze wywołuje obawy, czasem lęki i politycy nie mający nic konstruktywnego do zaoferowania żerują na lękach i obawach przed zmianą. Prezydent wspominał, jak w Sosnowcu „władza” wprowadziła buspasy, co w pierwszej chwili wywołało wśród mieszkańców gwałtowny sprzeciw. Kiedy ludzie się przekonali, że buspasy dobrze służą komunikacji zbiorowej sami doszli do wniosku, że mogą na tym tylko skorzystać.
Reklama
– Były ogromne problemy społeczne, ale dziś znikają, gdy ludzie widzą autobusy mijające stojące w korku samochody – powiedział Arkadiusz Chęciński.
Zielony Ład schował się w kącie
Zielony Ład schował się w kącie po protestach rolników, które w ciągu ostatnich miesięcy przetoczyły się przez cała Unię, także Polskę. Dlaczego rolnicy, grupa społeczno-zawodowa będąca największym beneficjentem unijnych transferów, czyli Wspólnej Polityki Rolnej, zaprotestowali? Gdyż uznali, że cele Zielonego Ładu są zbyt ambitne i ich realizacją zostaną za bardzo obciążeni. Ale to wcale nie znaczy, że społeczeństwo nie rozumie jak potrzebny jest zrównoważony rozwój, czyli – innymi słowy – zaprzestanie rozwoju opartego na grabieży nieodnawialnych zasobów Ziemi.
Celem Zielonego Ładu w rolnictwie jest przestawienie tej działalności gospodarczej na ścieżkę zrównoważonego rozwoju, zwiększenie bioróżnorodności, zmniejszenie użycia nawozów i pestycydów, poprawa dobrostanu zwierząt – zwiększenie gruntów pod rolnictwo ekologiczne, żeby zapewnić, że żywność będzie zdrowa. Zielony Ład w rolnictwie przewiduje także zwiększenie obszarów objętych ochroną oraz wprowadzenie licznych wymogów w zakresie ochrony środowiska w rolnictwie, w tym tzw. ugorowanie 4 proc. ziemi rocznie w gospodarstwach powyżej 10 ha.
Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu i środowiska, widzi możliwości zmian w polityce rolnej w ramach Zielonego Ładu. Niektóre zmiany, pod wpływem protestów, zostały już zapowiedziane. Bolesta uważa jednak, że odejście od innych celów klimatycznych nie jest prawdopodobne.
– Inne cele będą realizowane i nie widzę raczej możliwości, żeby je renegocjować. Natomiast podlegać będą dyskusji cele na okres po 2030 roku i być może ambicje będą trochę przyhamowane – mówił Krzysztof Bolesta na Samorządowym Kongresie Finansowym Local Trends.
Transformacja czyli poprawa jakości życia
Jednym z celów polityki zrównoważonego rozwoju Unii jest osiągnięcie w 2050 roku zerowego poziomu emisji gazów cieplarnianych netto. To znaczy, że Europa stałaby się pierwszym neutralnym dla klimatu kontynentem. Do 2030 roku UE ma obniżyć emisje CO2 o 55 proc. w porównaniu do 1990 roku. Ale zrównoważony rozwój, choć ma na celu ochronę klimatu, jest czymś znacznie więcej niż tylko postulatem zmniejszenia emisyjności gospodarki. To budowa nowej gospodarki, zasilanej energią z odnawialnych źródeł. To także zrównoważone usługi publiczne poprawiające – jak buspasy – jakość życia jak największej liczby ludzi. To wreszcie zmiana postaw konsumpcyjnych.
– Ambitna polityka klimatyczna oznacza dużą zmianę, rodzaj zbiorowej psychoterapii: jeżdżenie inaczej, pracę inaczej, inną konsumpcję dóbr. Ambitna polityka klimatyczna będzie obejmować wszystkie dziedziny życia, musimy w związku z tym pracować nad podniesieniem świadomości – mówił Krzysztof Bolesta.
Samorządowcy uważają, że choć zmiana postaw konsumpcyjnych jest trudna i długotrwała, ludzie skłonni są akceptować zmianę, o ile nie obciąża ich ona nadmiernymi kosztami. – Uważam, że zmiana nastrojów w społeczeństwie, krytyczna wobec zielonej transformacji i polityki klimatycznej, jest chwilowa, związana z kampanią przed wyborami europejskimi – mówił podczas kongresu Local Trends Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa.
– Zagrożenie ze strony Rosji nie może być uzasadnieniem dla Unii do rezygnacji z polityki klimatycznej. Należy element bezpieczeństwa dodać, ale nie można z działań związanych z transformacją energetyczną zrezygnować – dodał.
Samorządowcy mają jednak obawy o to, czy samorządy sobie poradzą z wprowadzaniem zmian, bo oznaczają one duże inwestycje publiczne spoczywające na ich barkach. I są pod presją ludzi, którzy chcą zmiany. - Samorządy mają ograniczone środki, a muszą realizować cele klimatyczne. Nie stać nas na angażowanie innych zwrotnych środków na inwestycje klimatyczne – mówił Krzysztof Mączkowski, skarbnik Łodzi.
Transformacyjne wyzwania samorządów
Skoro znaczna porcja polityki klimatycznej spoczywa na samorządach, to wymieńmy tylko najważniejsze obszary. To zrównoważony transport i elektromobilność w miastach. Pomorska Kolej Metropolitalna zamierza realizować program PKM Południe, czyli linię łączącą Trójmiasto z powiatami leżącymi na południu od Gdańska. Kolej ma przewozić ok. 30 tys. mieszkańców dziennie. Jeśli zostanie wybudowana, zmniejszy się liczba samochodów prywatnych, a być może znikną korki na obwodnicy. Wartość projektu to 2-2,5 mld zł.
– To pieniądze, które są poza zasięgiem regionalnego programu, źródła finansowania jeszcze nie mamy (…) Znaczna część mieszkańców powiatów województwa pomorskiego dojeżdża do Gdańska i po wybudowaniu przystanku kolejowego zostawili samochody w domu – mówił Grzegorz Mocarski, prezes PKM.
Kolejne wyzwania stojące przed samorządami to termomodernizacja komunalnych zasobów mieszkaniowych i programy ograniczające emisje z prywatnych źródeł ogrzewania. Ciepłownictwo komunalne, które obecnie opiera się przeważnie na spalaniu węgla. W końcu usuwanie składowisk niebezpiecznych odpadów, co – według obowiązującego prawa – jest zadaniem gminy.
– Trzeba zabrać się za transformację systemów ciepłowniczych. Ok. 70 proc. paliwa dla ciepłownictwa to węgiel kamienny, a do 2030 roku powinniśmy się go pozbyć. Większość ciepłownictwa jest zarządzana przez samorządy. Większe systemy ciepłownicze mogą przerzucać się na odpady komunalne, co daje ulgę w rachunkach dla mieszkańców – powiedział Marcin Borek, dyrektor Funduszu Inwestycji Samorządowych w Polskim Funduszu Rozwoju.
– Wszystkie aspekty powodujące niezależność energetyki od surowców kopalnych są najbardziej istotne. Niektóre rozwiązania, które wprowadzamy w ramach transformacji energetycznej, są niedopracowane, musimy znaleźć takie, które są kompleksowe, powodują obniżenie energochłonności gospodarki – dodał prezydent Katowic Marcin Krupa.
Ograniczone możliwości przyłączeniowe nowych mocy energetycznych do krajowej sieci powodują, że samorządy tworzą „wyspy energetyczne”. To lokalne systemy bilansowania energii elektrycznej z odnawialnych źródeł, wykorzystywane na ogół do celów gospodarki komunalnej.
– Unikamy podłączenia do sieci ogólnokrajowej (…). Patrzymy na źródła energii jak na czynnik, który będzie decydował o atrakcyjności inwestycyjnej danego regionu – mówił Stanisław Szultka, dyrektor Departamentu Rozwoju Gospodarczego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Pomorskiego.
Będą duże problemy z finansowaniem transformacji
Na takie projekty trudno jednaj uzyskać środki, jeśli jest to spółdzielnia współtworzona z inwestorem prywatnym. O ile ryzyko pożyczania pieniędzy przez banki samorządom jest oceniane inaczej, gdy w spółdzielni jest prywatny inwestor, bank musi przeprowadzić ocenę zdolności kredytowej.
– Spółdzielnie energetyczne są zasadne z punktu widzenia wykorzystania zasobów, ale gdy pojawia się w niej podmiot prywatny trzeba zbadać jego zdolność kredytową i zapytać, czy ma zabezpieczenia. Potrzebny byłby system gwarancji dla takich podmiotów – powiedział Marek Szczepański, dyrektor Departamentu Programów Ekologicznych w Banku Ochrony Środowiska.
Po latach rządów PiS finanse samorządów zostały zdewastowane. Zmiany podatkowe, czyli tzw. Polski Ład uszczupliły dochody własne i ok. połowy miast zamknęło ubiegły rok z operacyjnym deficytem. Rząd starał się ograniczać dotacje na zadania zlecone samorządom, jak np. subwencję oświatową. Niektóre, żeby nie zamykać szkół musiały się zadłużać. W wielu miastach i gminach zadłużenie osiągnęło już ustawowe limity.
Tymczasem rząd PiS zaprojektował Krajowy Plan Odbudowy w taki sposób, żeby do władzy centralnej płynęły bezzwrotne dotacje, a do samorządów pożyczki z unijnych funduszy. Samorządowcy chcą, żeby nastąpiła tu zmiana, gdyż ze środków zwrotnych nie może być finansowanych wiele programów społecznych, bo nie zapewnia one stopy zwrotu pozwalającej spłacić zadłużenie.
Projekty edukacyjne oznaczają korzyści dla mieszkańców, ale nie przysporzą wpływów do samorządowej kasy przynajmniej w terminie, kiedy dług trzeba będzie spłacić. Podobnie jest z termomodernizacją budynków komunalnych, bo chodzi w niej także o to, by opłaty za ogrzewanie były niższe.
Samorządowcy postulują, żeby rząd wspierał z budżetu duże i kosztowne inwestycje samorządowe, takie jak np. budowa PKM. Proponują też, żeby pożyczki z funduszy europejskich oraz zielone obligacje (Łódź jako pierwsza i na razie jedyna dokonała takiej emisji na 50 mln zł) wyłączyć z ustawowych limitów zadłużenia.
Jacek Ramotowski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL