– Organizacje zbiorowego zarządzania nie są organizacjami tworzonymi dla zysku, a wszystko, co wypracowują, przeznaczane jest na wypłaty dla artystów – mówi Interii Bogdan Pająk, dyrektor Biura Wykonawczego Związku Artystów Wykonawców STOART, reprezentującego muzyków w walce o nowelizację ustawy, która miałaby zagwarantować twórcom tantiemy z internetu. Podkreśla, że artysta wykonawca powinien mieć takie same prawa jak aktor, scenarzysta czy reżyser, a w świetle projektu ustawy jest inaczej.
/Karol Makurat /Reporter
Paulina Błaziak, Interia: „Nasze bezpieczeństwo i przyszłość są zagrożone” – pisali państwo w liście do ministra kultury w kontekście nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Jest aż tak źle w STOART?
Bogdan Pająk, dyrektor Biura Wykonawczego ZAW STOART: – Mówiliśmy tu o bezpieczeństwie prawnym i finansowym artystów. Obawiamy się, że przyjęte w ustawie rozwiązania będą niekorzystne, a artyści znowu zostaną zostawieni samym sobie w walce z wielkimi koncernami. Nikogo nie trzeba przekonywać, że kradzież programu komputerowego to kradzież dobra intelektualnego. Dlaczego więc publiczne odtwarzanie utworów miałoby być traktowane inaczej?
Reklama
Czego więc teraz oczekują państwo od rządu?
– Chcemy przede wszystkim poważnego potraktowania środowiska artystycznego. Proponowane zmiany zmierzają w kierunku ograniczenia roli organizacji zbiorowego zarządzania (OZZ) w przypadku muzyków. To otwiera drzwi dużym przedsiębiorstwom do wywierania wpływów i kształtowania rynku muzycznego według własnych interesów, co poniekąd można nazwać szantażem.
W jaki sposób?
– Przykładowo, utwory artysty nie będą dostępne na danej platformie streamingowej, chyba że podpisze on umowę bezpośrednio z dostawcą (firmą technologiczną). Brak pośrednictwa ze strony OZZ nie gwarantuje również, że artysta otrzyma za swoją pracę sensowne wynagrodzenie. Skutek będzie jeden: koncerny będą miały wpływ na rynek. To one będą kształtować świat kultury – nie artyści, nie środowisko. Polska byłaby chyba jedynym krajem, który ograniczyłby rolę organizacji zbiorowego zarządzania w przemyśle muzycznym.
Artyści podkreślają, że zależy im na pośrednictwie OZZ, bo wzmacnia to ich pozycję negocjacyjną w walce o pieniądze. W jaki sposób wspierają w tym państwo artystów?
– Musimy zacząć od kwestii podziału wynagrodzeń. W dyrektywie DSM mowa jest tylko o sprawiedliwym i proporcjonalnym podziale. Rynkowo może on wyglądać różnie. Producenci i platformy streamingowe mogą nieproporcjonalnie i niesprawiedliwie dzielić pieniądze pomiędzy artystów wykonawców. ZAW STOART ma regulamin repartycji uchwalony przez artystów dla artystów, w którym mamy podział np. na wokalistę, instrumentalistę itd. Stawki podziału nie są narzucane odgórnie, tylko są uchwalane i zmieniane przez artystów. Odejście od pośrednictwa OZZ będzie obejściem, a tym samym naruszeniem zasady sprawiedliwego podziału wynagrodzeń. Artyści podkreślają, że OZZ, które dysponują odpowiednim zapleczem technicznym, prawnym czy księgowym inkasują od dużych podmiotów należności i wypłacają należne tantiemy. Jeśli zostawimy ustawę w obecnym brzmieniu, nie wyeliminujemy patologii.
Posłużmy się bardzo prostym przykładem: najwyższej klasy solista, skrzypek, pianista występujący z orkiestrą symfoniczną, przy obecnych rozwiązaniach, będzie identyfikowany, ale kilkudziesięciu czy kilkuset muzyków, którzy pracują przy aranżacji, już nie. Drużyna to nie jest tylko jeden lider, a zespół też chce czerpać korzyści ze swoich utworów. Filharmonie i orkiestry, które podpisują naszą petycję, wiedzą, jak ważna jest każda złotówka. To te zespoły zgłaszają wykonawców to bazy, a my pracujemy nad należnymi im tantiemami.
Ostatnią nowelizację prawa autorskiego mieliśmy, gdy radio i telewizja stały się głównymi środkami przekazu. Teraz mamy internet. Wtedy nie przespaliśmy tej szansy. Teraz możemy przegrać na rzecz koncernów. To one zyskają, natomiast straci na pewno polski artysta. Związki zawodowe jednogłośnie popierają apel ZAW STOART. Polski rynek muzyczny nie stanie się przez to mniej konkurencyjny. Przykładowo rynek hiszpański po wprowadzeniu takiej samej regulacji nie załamał się, nadal się rozwija.
Ile wynosi prowizja STOART?
– OZZ nie są organizacjami tworzonymi dla zysku, a wszystko, co wypracowują, przeznaczane jest na wypłaty dla artystów. Mówimy tu o gronie 700 tys. osób. Odsetki od zebranych kwot przeznaczane są natomiast na fundusze celowe: socjalny, wspierający artystów w trudnej sytuacji oraz promocyjny, wspierający rozwój kultury. Prowizje ustalają sami artyści, a w przypadku naszej organizacji są one sukcesywnie obniżane i obecnie wynoszą 23 proc. Biorąc pod uwagę ilość pracy wykonywanej na rzecz artystów oraz zasobów jakie wykorzystujemy stawka jest bardzo konkurencyjna w porównaniu do jakichkolwiek usług komercyjnych.
Nie lepiej artystom jest działać samodzielnie i nie płacić prowizji?
– Jeżeli popatrzymy na wydanie utworu np. na Spotify, mamy tam wiele opłat pobocznych: producencką, za dodanie do bazy danych, za promocję itd. Te prowizje podmiotów mogą sięgać kilkudziesięciu procent, są gigantyczne.
Współpracują państwo w jakikolwiek sposób z tymi platformami?
– Zaproponowaliśmy spotkanie jeszcze w fazie projektowej tworzenia ustawy, aby omówić zasady współpracy, przy założeniu obowiązkowego pośrednictwa OZZ. To wyzwanie, bo odtworzenie utworu w naszej definicji oznacza każdorazowe uruchomienie, ale w przypadku Spotify – dopiero od ósmej sekundy. Chcieliśmy ten temat przedyskutować, ale do spotkania nie doszło.
Przedstawiciele Spotify odmówili?
– Początkowo było zainteresowanie, ale ono wygasło, bo w świetle obecnego projektu ustawy nie muszą z nami współpracować.
Załóżmy więc, że w ustawie znalazłby się zapis o obowiązkowym pośrednictwie OZZ. Ustalają wówczas państwo z innymi OZZ wspólną tabelę?
– Nie da się inaczej. Jesteśmy obecnie na zaawansowanym poziomie rozmów. Wówczas trzeba będzie złożyć wspólny wniosek do Komisji Prawa Autorskiego określający wysokość opłaty za odtworzenie, ewentualnie określenie procenta przychodu dla platformy. Wówczas będziemy musieli razem rozpisać tę kwestię z podmiotami obsługującymi streaming. Jeśli doprowadzimy do zaskarżenia, to spędzimy w sądach kilka lat. Ale ostatecznie będziemy mieć stawki określone z udziałem artystów wykonawców, uznane za sprawiedliwe i proporcjonalnie dzielone.
Problem nie leży w rozbieżnych interesach, ale w braku jasnych przepisów. Jesteśmy przygotowani do pracy logistycznie i technicznie.
Tyle, że państwo zakładają bardzo optymistyczny scenariusz, bo w przypadku tantiem z tytułu wyświetlania filmów w kinach sprawa ciągnie się latami i wraz z czterema innymi OZZ nie mogą się Państwo porozumieć. Dlaczego na polu eksploatacji muzyki miałoby się udać szybciej?
– Tam mamy więcej uprawnionych, każdy uważa, że reprezentuje innych artystów. Łatwiej się porozumieć, gdy są dwie strony – my i SAWP. Implementacja tej dyrektywy powinna w końcu zostać zrealizowana. Minęły trzy lata i przez ten czas środki nie były wypłacane artystom. Podmioty, które powinny wypłacać pieniądze, dostały trzy lata w prezencie.
O kwestii opóźnienia wdrożenia dyrektywy mówili głównie filmowcy.
– Chcemy równego traktowania, aby dyrygent, artysta był traktowany samo jak artysta audiowizualny. Jeżeli słyszymy na posiedzeniu komisji stwierdzenie, że jedni coś sobie wywalczyli, to znaczy, że muzyk na iść zagrać coś pod ministerstwem? Palić opony? Nasze zdziwienie pozostaje dosyć duże. Artysta wykonawca powinien mieć takie same prawa jak inny artysta.
Chcielibyśmy być zauważeni, bo mowa o niebagatelnym dorobku, który również kształtuje dosyć istotne uwarunkowania rynkowe. To też są pieniądze krążące w rynku, z których są płacone podatki.
A propos pieniędzy – IMS, firma zajmująca się marketingiem muzycznym w zakresie odtwarzania muzyki np. w hotelach czy galeriach handlowych alarmuje: „ZAiKS i ZPAV potrafią realizować ustawę i rzetelnie rozliczać się z artystami z tytułu publicznych odtworzeń, natomiast STOART – nie”. To prawda?
– Oczywiście, że wypłacamy. Z niewiadomych nam przyczyn, firma ta nie akceptuje naszego sposobu naliczania repartycji. Nie będziemy komentować umów innych podmiotów.
Czy w przypadku reemitowania utworów również byliby państwo za stworzeniem jednej tabeli stawek?
– Bardzo chętnie rozmawialibyśmy o tym, gdyby tylko podmioty nie uciekały się do najróżniejszych taktyk omijania płacenia należności.
O kim mowa?
– Mówimy o podmiotach prowadzących działalność polegającą na reemisji, które unikają wypłaty należnych wynagrodzeń, w różnych krajach. To są podmioty niemające siedziby w Polsce, ale udostępniający sygnał w Polsce. Mamy umowy z polskimi nadawcami, którzy nie kwestionują stawek, ale mamy też masę podmiotów, które za wszelką cenę próbują nie płacić artystom.
Monitorujemy to zjawisko i mocno się nad tym pochylamy. Istotne jest, że więcej energii idzie w kierunku unikania opłat niż w ustalanie ich sprawiedliwego poziomu.
Nowelizacja prawa autorskiego to jedno, ale mamy na tapecie ustawę o artystach zawodowych, do tego dochodzi kwestia opłaty reprograficznej. Co się w tej kwestii dzieje?
– Środowiskowe spotkania w tym temacie trwają. W ustawie o zawodzie artysty jest mowa o świadczeniach dla artystów, w tym emerytalnych, finansowanych z opłaty od czystych nośników. Obecnie kwestia ta jest przedmiotem postępowania i to wyrok przesądzi, czy w katalogu tych nośników są również smartfony, tablety.
Na czym w praktyce miałoby polegać to finansowanie świadczeń artystów?
– Pomysł był taki, żeby finansować świadczenia ze sprzedaży tych urządzeń. Przy dużym wolumenie, a mówimy tylko o jednym sprzedawcy, jest to kwota około 200 mln zł rocznie dla artystów. Zezwolenie na to ma SAWP (Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Muzyczno-słownych – red.).
Po jednej stronie z stoi zwykły obywatel, zwykły artysta, którego zasoby finansowe oscylują „od pierwszego do pierwszego”. Z drugiej strony stoją międzynarodowe korporacje o olbrzymich środkach. Jeśli nie będziemy mieli mocnej legislacji, sposoby na obejście wypłat na rzecz artystów będą się mnożyć.
Rozmawiała Paulina Błaziak
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL