Ropa naftowa na rynkach światowych jest najtańsza od trzech lat. Miedź systematycznie tanieje od kilku miesięcy. Ceny wielu surowców spadają, gdyż na rynki docierają niepokojące dane gospodarcze z Chin i USA. Dzięki obniżonym notowaniom ropy, na polskich stacjach benzynowych ceny są najniższe od października zeszłego roku.
/123RF/PICSEL
- Baryłka ropy brent kosztuje niewiele ponad 70 dolarów. Ekonomiści Citigroup prognozują, że do 2025 roku średnia jej cena może spaść do 60 dolarów
- Dla Ole Hansena, analityka w Saxo Banku, sytuacja na rynku ropy naftowej to “momentum selling”, czyli masowa wyprzedaż aktywów w oczekiwaniu na dalszy spadek cen
- Spadku zapotrzebowania na miedź ze strony chińskiej branży budowlanej może nie zrekompensować nawet silny popyt zgłaszany przez branżę odnawialnych źródeł energii
Europejska ropa typu brent zakończyła tydzień na poziomie zaledwie 71,5 dolara za baryłkę. Z kolei baryłka amerykańskiej ropy West Texas (WTI) jest wyceniana na nieco ponad 68 dolarów. W obu przypadkach są to wartości do jakich inwestorzy po raz ostatni byli przyzwyczajeni trzy lata temu. Notowania surowca w ujęciu tygodniowym spadły najmocniej od niemal roku. Bardzo potaniała także miedź. Za tonę na giełdzie metali LME w Londynie płaci się tylko 8 960 dolarów, czyli tak mało jak na początku sierpnia i pod koniec marca.
Reklama
Chińskie słabe ogniwo
Jedną z przyczyn spadku cen kluczowych surowców był kolejny słaby odczyt wskaźnika ISM w Stanach Zjednoczonych. Indeks menedżerów logistyki dla sektora przemysłowego co prawda wzrósł w sierpniu do 47,2 punktu (wobec 46,8 w lipcu), ale po raz piąty była to wartość poniżej 50 punktów, co jest sygnałem recesyjnym.
W dodatku, indeks PMI dla chińskiego przemysłu w sierpniu spadł poniżej oczekiwań i osiągnął najniższy poziom od sześciu miesięcy. Poza tym, nowe zamówienia eksportowe spadły po raz pierwszy od ośmiu miesięcy, a ceny nowych domów rosły w najwolniejszym tempie w tym roku.
Chiny są największym na świecie importerem ropy. Eksperci Saxo Banku podkreślają, że kontrakty terminowe na ropę brent i WTI są pod wpływem znacznego spowolnienia gospodarczego w Chinach, w których sytuacja nie wykazuje oznak poprawy. Jest coraz więcej wątpliwości, czy możliwy będzie wzrost gospodarczy w Państwie Środka na poziomie 5 proc.
„Dane wskazują na dalszy spadek aktywności w chińskich fabrykach i pogłębiający się kryzys na rynku nieruchomości. Szybkie rozpowszechnianie się pojazdów elektrycznych i samochodów hybrydowych zmniejsza z kolei popyt na paliwa. Doprowadziło to do obniżenia produkcji rafinerii i zmniejszenia ogólnego zapotrzebowania na ropę. Oprócz tego marże rafineryjne, kluczowy czynnik napędzający popyt na ropę, pozostają niskie zarówno w Europie, jak i USA” – czytamy w raporcie banku.
OPEC+ zmienia zdanie
Na rynkach nasilają się obawy o możliwą nadpodaż ropy w czasie, gdy popyt na paliwa słabnie. Dla Ole Hansena, analityka w Saxo Banku, sytuacja na rynku tego surowca to “momentum selling”, czyli masowa wyprzedaż aktywów w oczekiwaniu na dalszy spadek cen.
Do czwartku 5 września ropa taniała także dlatego, że rynki były przekonane o nieuchronności decyzji krajów kartelu OPEC+ o zwiększeniu wydobycia „czarnego złota” począwszy od października o 180 tysięcy baryłek dziennie. Sytuacja zmieniła się, gdy OPEC na stronie internetowej zamieścił oficjalny komunikat, że odracza o dwa miesiąca podwyżkę dostaw ropy. Trzeba tu przypomnieć, że kartel pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej i Rosji tuż przed wakacjami uzgodnił plan stopniowego zwiększania podaży, ograniczonej na postawie umów z 2022 roku.
Rynki nie zareagowały na decyzję o przesunięciu terminów przez producentów surowca. Co więcej, notowania ropy na globalnych giełdach nadal spadały. Analitycy tłumaczą to faktem, że opóźnienie planów OPEC+ nie zmienia innych niekorzystnych dla cen ropy czynników.
– Popyt na ropę jest częściowo w stagnacji, a w Ameryce rośnie produkcja tego surowca. Rynek ropy naftowej w przyszłym roku prawdopodobnie będzie miał nadwyżkę dostaw – oznajmił Norbert Ruecker, analityk Julius Baer.
W najnowszej analizie Citigroup sugeruje, że jeśli OPEC+ nie wprowadzi nowych cięć produkcji, ceny ropy mogą znacząco spaść do 2025 roku, osiągając średnią wartość 60 dolarów za baryłkę. Potem możliwe byłby cofnięcie się nawet do 50 dolarów. Prognoza opiera się na czynnikach, takich jak spadek popytu i wzrost podaży z krajów spoza kartelu.
Z tą wizją polemizują ekonomiści UBS Group. Ich zdaniem, w nadchodzących miesiącach ceny baryłki ropy brent wzrosną powyżej 80 dolarów ze względu na utrzymujący się silny popyt w innych regionach, mimo słabszej konsumpcji w Chinach.
Paliwa po polsku
Eksperci firmy e-petrol zauważają, że pierwszy tydzień września przyniósł bardzo wyraźną zmianę w cennikach polskich producentów paliw. W tym czasie najpopularniejszy gatunek benzyny bezołowiowej 95 potaniał średnio o ponad 200 zł netto na 1000 litrów. Dziś średnia hurtowa cena tego paliwa wynosi 4 433,80 zł. Cena oleju napędowego również spadła, ale mniej, bo o 84,60 zł do poziomu 4 642,80 zł. Zmiana w notowaniach objęła też lekki olej opałowy – w ciągu ostatnich siedmiu dni paliwo grzewcze potaniało o 130 zł.
„Tak wyraźne spadki w cennikach hurtowych polskich producentów są efektem niższych notowań paliw na rynkach europejskich. Obniżki cen w rafineriach zaczynają jednak hamować. W najbliższych dniach zmiany będą coraz mniejsze, a w perspektywie drugiego tygodnia września możliwa jest nawet niewielka korekta w górę” – czytamy w raporcie.
Na razie jednak spadają ceny na polskich stacjach benzynowych. Eksperci e-petrol przewidują, że w tygodniu, który zakończy się 15 września cena najpopularniejszego gatunku benzyny PB 95 powinna mieścić się w przedziale 5,98-6,15 zł za litr, a PB 98 – 6,84-6,98 zł. Diesel ma być oferowany w zakresie cenowym 6,12-6,24 zł, a autogaz kosztować 2,75-2,82 zł za litr.
Ceny wróciły więc do poziomów z października 2023 roku. Trzeba przy tym pamiętać, że kwoty płacone przez kierowców w Polsce mogłyby być niższe, gdyby nie podatki. Zarówno w przypadku benzyny, jak i diesla państwo zabiera ponad 40 proc. z każdego złotego wyliczonego przez dystrybutor.
Taniejący metal
Na rynkach światowych systematycznie tanieje także miedź. Analitycy Citigroup twierdzą, że ryzyko związane z listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA uniemożliwi znaczący wzrost cen metali przemysłowych i ograniczy chęć inwestorów do większego angażowania kapitału na rynkach. Może też nastąpić opóźnienie działań chińskich władz w stymulowaniu słabnącej gospodarki, co źle wróży perspektywom popytu na towary i surowce w tym kraju.
Eksperci Citigroup zakładają, że nastroje inwestorów mogą poprawić się na przełomie 2024 i 2025 roku, gdy już znane będą wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Ci sami analitycy utrzymują swoje trzymiesięczne prognozy dla cen miedzi na poziomie 9 500 dolarów za tonę. Dodają jednak, że kluczowym ryzykiem jest groźba wprowadzenia wyższych taryf celnych w przypadku powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu.
Jeff Currie, doświadczony analityk rynków towarowych, ocenia, że cena miedzi prawdopodobnie będzie się wahać w przedziale 8,5-9,5 tysiąca dolarów za tonę, dopóki polityka wsparcia gospodarki w Chinach nie spowoduje znacznej poprawy popytu.
Także eksperci Saxo Banku twierdzą, że miedź i inne metale przemysłowe zależne są od popytu w Państwie Środka, a ten jest nieduży. Przekłada się to na wzrost zapasów, które w ostatnich tygodniach zostały wysłane za granicę do magazynów monitorowanych przez giełdę metali LME w Londynie i giełdę nowojorską, co z kolei wywiera dodatkową presję na globalne ceny. Analitycy przewidują, że spadku zapotrzebowania na miedź ze strony chińskiej branży budowlanej może nie zrekompensować nawet silny popyt zgłaszany przez branżę odnawialnych źródeł energii.
Jacek Brzeski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News