Polskie banki stoją pod ścianą. Kiedy gospodarka ruszy, zaczną się inwestycje, nie będą w stanie tego kredytować. Najlepsze okazje przejdą im koło nosa, a rozwój Polski sfinansuje zagranica. I – oczywiście – będzie drożej. Co zrobić, żeby takiego scenariusza uniknąć? Odpowiedź brzmi – emitować obligacje.
/123RF/PICSEL
Na razie polskie banki emitują obligacje dlatego, że muszą. Z punktu widzenia ekonomicznego pozyskiwanie pieniędzy w inny sposób niż z depozytów im się zupełnie nie opłaca, a i tak mają ich więcej niż potrzebują. Dlatego w bankach jest nadpłynność. Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej szacuje ją na 380 mld zł. Powódź pieniędzy.
– Topimy się w tym, co już mamy – mówił Marek Lusztyn, wiceprezes ds. zarządzania ryzykiem w mBanku podczas seminarium „Ryzyko i regulacje w sektorze bankowym” zorganizowanego przez Urząd Komisji Nadzoru Finansowego i Europejski Kongres Finansowy.
Reklama
Rafał Kozłowski, starszy ekspert w globalnej formie doradczej McKinsey&Company wylicza jakie są koszty finansowania się banków. Za depozyty płacą średnio ok. 2 proc., za nowe depozyty terminowe – 4,2 proc. A obligacje? Wychodzi dużo drożej, nawet kilka razy. Banki od bezpiecznych papierów, jakimi są listy zastawne, musiałyby zapłacić kupującym odsetki 6,6-7,3 proc. rocznie, a od obligacji kapitałowych – od 13,2 do nawet 20,6 proc. To się nie opłaca.
Mimo to już w zeszłym roku polskie banki musiały wyemitować ok. 30 mld zł obligacji w związku z wymogiem ostrożnościowym MREL. Co to takiego? Oprócz kapitału banki muszą mieć określoną przez regulatorów porcję papierów dłużnych, żeby w wypadku ewentualnej przymusowej restrukturyzacji (resolution) można było upadły bank z tego „odbudować”. Wtedy obligacje liczone do MREL zamieniane są na kapitał nowej instytucji, a ich posiadacze (podobnie jak akcjonariusze banku) – tracą wszystko.
– Obligacje są emitowane pod przymusem – mówiła Dagmara Wieczorek-Bartczak, członkini zarządu Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, odpowiedzialnego w Polsce za prowadzenie procedury resolution i wyznaczającego bankom ile muszą mieć MREL.
– Wymogi ostrożnościowe wyganiają banki na rynki obligacji – powiedział Kamil Liberadzki, doradca przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
Emisje obligacji dla frankowiczów
Gdyby poddany przymusowej restrukturyzacji Getin Noble Bank wyemitował wcześniej papiery MREL, polskie największe instytucje nie musiałyby zrobić „zrzutki” na 3,5 mld zł, żeby mógł powstać potem VeloBank. Gdy GNB został poddany przymusowej restrukturyzacji, jego ujemne kapitały przekraczały 3 mld zł.
– Resolution następuje, kiedy kapitału nie ma – powiedziała Dagmara Wieczorek-Bartczak.
– Gdyby były emisje MREL, nie musielibyśmy jako sektor tak głęboko sięgać do kieszeni – dodał Marek Lusztyn.
Wymogi MREL, obowiązujące w całej Unii, to niejedyny powód emisji obligacji przez banki. Już w tej chwili przynajmniej niektóre z nich muszą emitować papiery dłużne, żeby nie odczuwać niedostatku kapitału. Powodem są gigantyczne rezerwy, jakie muszą tworzyć na pokrycie roszczeń frankowiczów.
– Emitujemy (obligacje) po to, żeby pieniądze rozdać frankowiczom. Wszystkie emisje mBanku były spowodowane brakiem kapitału. Emitujemy, żeby poprawić sobie strukturę kapitałową i nie zatrzymywać biznesu z powodu niespełnienia wymogów – powiedział Marek Lusztyn, wiceprezes ds. zarządzania ryzykiem mBanku.
– Gdyby nie emisje nie bylibyśmy w stanie takich strat (na roszczeniach frankowiczów) zaabsorbować – dodał.
O ile do tej pory regulacje zmuszają banki do emitowania obligacji, w niedalekiej przyszłości wszystko to może się zmienić. Kiedy? Gdy w polskiej gospodarce ruszą inwestycje, a ruszyć muszą. Banki – dzięki zasobom, jakie maja teraz – mogłyby udzielić kredytów na 600-700 mld zł. Ale potrzeby gospodarki na energetykę odnawialną, zbrojenia i rozwój przedsiębiorstw szacowane są w nadchodzących latach na co najmniej dwukrotnie więcej. I w tym momencie polskie banki dostają zadyszki. Będą miały za mało kapitału, żeby temu sprostać.
Skąd brać kapitał, który jest konieczny, żeby banki mogły zwiększać kredyt, bo kredytu mogą udzielać tylko w odpowiedniej, ściśle określonej proporcji do posiadanego kapitału? Z emisji obligacji – odpowiadają eksperci.
Czemu nikt nie chce brać kredytu
Na razie popytu na kredyt nie ma. Stosunek kredytów do depozytów polskiego sektora bankowego spadł pod koniec zeszłego roku poniżej 70 proc. Aktywa banków to zaledwie 117 proc. naszego PKB, kredyt dla sektora niefinansowego to zaledwie nieco ponad 30 proc. PKB. Udział kredytów dla przedsiębiorstw w polskim PKB spadł w zeszłym roku poniżej 12 proc. W okresie ośmioletnich rządów PiS udział inwestycji w polskim PKB obniżył się w okolice 17 proc., gdy średnia dla Unii wynosi aktualnie ok. 22 proc. To sytuacja, w której banki mogą czuć się komfortowo, bo stopy procentowe są wysokie i zarabiają na „starych” kredytach.
– Z perspektywy 2-3 kwartałów mamy kapitału mnóstwo – przyznał wiceprezes PKO BP Piotr Mazur.
Zamiast gospodarki banki kredytują państwo. W tej chwili w swoich bilansach mają ok. 520 mld zł obligacji skarbowych. Emisje brutto obligacji Skarbu Państwa w tym roku planowane są na 449 mld zł. Znaczną część tych papierów będą musiały kupić polskie banki.
– To ogromna kwota, która nie miała jeszcze miejsca w historii – powiedział Ludwik Kotecki.
– Polski sektor bankowy jest jednym z najmniejszych w Europie (w relacji aktywów do PKB), a udział papierów dłużnych Skarbu Państwa w aktywach sektora bankowego jest największy w Europie – dodał.
Dlaczego popytu na kredyt nie ma? Profesor Leszek Pawłowicz, koordynator EKF twierdzi, że jest po prostu zbyt drogi dla przedsiębiorstw.
– Brak popytu spowodowany jest ceną – powiedział.
Bankowcy mówią na to – zgoda, ale nie możemy z ceną zejść w dół. Jeśli kupimy bony pieniężne to dostaniemy 5,75 proc. Póki nie spadną stopy NBP, kredyt nie potanieje. I wymieniają inne powody barku popytu – destrukcja za czasów ośmioletnich rządów PiS systemu prawnego w Polsce. Przedsiębiorstwa działają w warunkach skrajnej niepewności prawa i boją się kredytu, gdyż nie wiedzą, czy będą go w stanie spłacić. Dla banków powoduje to także ryzyko i bankowcy mówią, że kredyt powinien być jeszcze droższy.
– Rozmontowanie systemu prawnego powoduje nowe ryzyka i nie mamy tego w wycenie produktów. Brakuje nam pewności prawnej – powiedział Piotr Mazur.
– Brak inwestycji spowodowany jest bardzo dużą niestabilnością otoczenia prawnego (…) przedsiębiorcy nie chcą podejmować ryzyka – mówił Marek Lusztyn.
– Są potrzeby inwestycyjne, ale firmy do banków nie zgłaszają się po kredyt – dodał.
Co będzie, kiedy zaczną się inwestycje
Inwestycje jednak muszą ruszyć. Choć PKB na głowę mieszkańca Polski (według parytetu siły nabywczej) mocno urósł, to wydajność pracy w Polsce wciąż stanowi ok. 40 proc. wydajności pracy w Niemczech, gdy średnia unijna to blisko 80 proc. wydajności niemieckiej. Poprawa wydajności pracy jest niemożliwa bez inwestycji kapitałowych.
– Jak mamy nadgonić skoro nie inwestujemy w gospodarkę? (…) Jeśli chcemy sfinansować ogromne nakłady inwestycyjne nie obędzie się to bez emisji obligacji przez instytucje finansowe – powiedział Kamil Liberadzki, doradca przewodniczącego KNF.
– Jeśli chcemy dogonić to pytanie, czy bardziej powinniśmy to sfinansować kapitałem zagranicznym, czy bardziej rozwinąć polskie instytucje finansowe – dodał.
Banki będą do tego potrzebować emisji obligacji, zwłaszcza tych, które nadzór zalicza jako instrumenty wzmacniające kapitał. Na razie finansują się niemal w całości z depozytów, a papiery dłużne stanowią zaledwie 2 proc. ich pasywów. W Danii banki finansują się obligacjami w ponad 40 proc., a w Holandii – w 21 proc.
Do tego dojdą nowe regulacje. Komisja Nadzoru Finansowego finalizuje prace nad Wskaźnikiem Długoterminowego Finansowania. Chodzi o to, żeby banki nie udzielały długoterminowych kredytów (jak np. hipoteczne) z krótkoterminowych depozytów, tylko z obligacji gwarantowanych hipotekami, czyli z listów zastawnych.
– Wskaźnik ten jest na finalnym etapie naszych prac regulacyjnych i wkrótce stanie się elementem naszego pejzażu regulacyjno-nadzorczego – powiedział przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski.
– WFD ma uzupełniać wymogi kapitałowe (…) banki będą musiały w większym stopniu emitować obligacje – dodał Kamil Liberadzki.
W Unii, a także na świecie opracowywane są regulacje mające odzwierciedlać ryzyko klimatyczne, jakie biorą na siebie banki. Jest niemal pewne, że będzie z tym związana także konieczność podnoszenia kapitału.
– Mogą być dodatkowe wymogi kapitałowe w związku z ryzykami klimatycznymi. Jak to się przełoży na sektor bankowy w Polsce, najbardziej emisyjnej gospodarce w Unii? – mówił Marek Lusztyn.
Choć ryzyko gwałtownych zmian klimatu w Polsce jest mniejsze niż w innych krajach, banki będą dotknięte też ryzykiem tzw. aktywów osieroconych. Ich ikoną jest w Polsce blok węglowy Ostrołęka III, którego budowa a następnie rozbiórka pochłonęła miliardy zł.
Jacek Ramotowski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News