Felieton Gwiazdowskiego: Dzień Wolności Podatkowej

Obchodzimy dziś (28 czerwca 2024 roku) Dzień Wolności Podatkowej (DWP). Po raz trzydziesty pierwszy. Pierwszy raz Centrum Adama Smitha (CAS) ogłosiło go w 1994 roku. Co prawda byli tacy, którzy próbowali „zajumać” tę nazwę – jak socjaliści liberałom nazwę „liberalizm” – stosując jednak inną metodologię jego wyznaczania, dzięki czemu „świętowali” – jak to socjaliści – sporo wcześniej. Zdjęcie

28 czerwca obchodzony jest Dzień Wolności Podatkowej /123RF/PICSEL

28 czerwca obchodzony jest Dzień Wolności Podatkowej /123RF/PICSEL Reklama

Jak wiemy od Beniamina Franklina „tylko dwie rzeczy są w życiu pewne: śmierć i podatki”. Dlatego warto czasem pomarzyć, żeby się od nich jakoś uwolnić.

Przyjęta przez CAS metodologia obliczania dnia wolności podatkowej opiera się na prostym porównaniu wydatków publicznych do Produktu Krajowego Brutto i dni w roku. Wydatki państwa w roku 2024 (według obowiązującej ustawy budżetowej) to 48,9 proc. PKB. A państwo wydaje to, co odbierze obywatelom. W takiej lub innej postaci – podatków, opłat, ceł, składek, mandatów, grzywien. Odbiera „dziś”, albo „jutro”, żeby spłacić długi zaciągane „dziś”, na „dziś” ponoszone wydatki. 48,9 proc. z 366 dni w roku (mamy rok przestępny) to 179 dni – czyli do 27 czerwca. Jakbyśmy do wczoraj wszystko co zarobiliśmy oddawali państwu, to od dziś moglibyśmy już nie płacić nic.

Reklama

Najpóźniej w 1995 roku, najwcześniej w 2018 i 2019 

W tym samym dniu – 28 czerwca – DWP przypadał w 1997 i 2003 roku. Najpóźniej świętowaliśmy w roku 1995 – 6 lipca. Najwcześniej w roku 2018 – 6 czerwca i w 2019 – 8 czerwca. Czyli w pierwszej kadencji PiS. A potem nastał „Nowy Ład”.

Panuje przekonanie, że to rząd (a nie ludzie) tworzy dobrobyt i dlatego rząd musi zabierać ludziom prawie połowę ich dochodów, żeby móc zapewnić im ten dobrobyt. Mamy wybitnych przywódców politycznych, którzy powołują równie wybitnych urzędników i menadżerów,  którzy za radą najwybitniejszych ekonomistów rozmnażają pieniądze odebrane obywatelom. Jak 40 milionów ludzi wyda 400 miliardów złotych tak jak chce, to efekt będzie znacznie gorszy niż wówczas, gdy rząd zabierze im te 400 miliardów, zatrzyma na wynagrodzenia i utrzymanie polityków i urzędników 200 miliardów, a resztę wyda na jakiś  „Fundusz Sprawiedliwości”, „agregaty dla Ukrainy” lub „inhalatory”. Bo przecież wszystkiego nie ukradną.

Jedynie 11 proc. badanych Polaków twierdzi, że rząd dostarcza im usługi i świadczenia o poziomie odpowiednim do podatków, które płacą. Zdaniem 40 proc. te usługi i świadczenia nie są warte podatków, które płacą, a 49 proc. ankietowanych twierdzi, że niewiele dostaje od rządu za podatki, które płaci.

Ale jest jeszcze druga strona medalu. Jak mawiał Terry Pratchett nawiązując do powiedzenia Franklina: podatki są gorsze niż śmierć, bo śmierć przynajmniej nie trafia się człowiekowi co roku. A oprócz wysokości kontrybucji na rzecz państwa jest jeszcze sposób jej pobierania. Ważne co opodatkowujemy, w którym momencie i w jakiej wysokości. 

Dlaczego dziś nie ma bezrobocia?

Dla obywateli i państwa jako takiego o wiele lepiej jest opodatkowywać wydatki niż wynagrodzenia. Ale dla rządu jest gorzej. Bo obywatele mogą się powstrzymywać od niektórych wydatków. A od pracy powstrzymywać się nie mogą, bo muszą jakoś zarobić na swoje wydatki. Paradoksalnie przed pracą może ich czasem uchronić rząd – tak zwiększając podatki od wynagrodzeń, że spada popyt na pracę a rośnie bezrobocie. Tak się działo na początku XXI wieku, gdy na rynek pracy wkraczał wyż demograficzny lat 80. XX wieku rąk do pracy nie brakowało, a Dzień Wolności Podatkowej obchodziliśmy pod koniec czerwca. 

Dziś bezrobocia nie ma nie dlatego, że podatki od wynagrodzeń już nie są za wysokie, ale dlatego, że z rynku pracy schodzi pokolenia pierwszego powojennego wyżu demograficznego lat 50., a wchodzi nań pokolenia niżu demograficznego z początku wieku – czyli z czasu, gdy nadmierne opodatkowanie pracy powodowało bezrobocie, bezrobocie powodowało niepewność, a niepewność powodowała spadek dzietności. Jak mawiał Krzysztof Dzierżawski – pomysłodawca świętowania w Polsce Dnia Wolności Podatkowej – parafrazując tytuł znanej książki Richarda Weavera „Idee mają konsekwencje” – podatki mają konsekwencje.

I jeszcze jedna rzecz istotna dla wolności podatkowej. Obywatele – nawet nie ci prowadzący w jakiejś formie działalność gospodarczą, która zawsze z definicji łączy się z podwyższonym ryzykiem, tylko ich pracownicy, którzy dlatego nie podejmują działalności gospodarczej bo wolą bezpieczeństwo od ryzyka – nie mogą ponosić ryzyka niepewności podatkowej. 

Niestety, Naczelny Sąd Administracyjny, który, zgodnie z konstytucją, sprawuje kontrolę nad działalnością organów administracji publicznej, kontroluje bardziej podatników. I to nawet nie prowadzących działalność gospodarczą, tylko pracowników, a nawet emerytów, którym zdarzyło się dać lub dostać darowiznę, albo sprzedać mieszkanie nabyte w spadku. W „demokratycznym państwie prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”,  w którym praworządność polega na tym, że to sędziowie mają wyłaniać sędziów sami spośród siebie trwałość bezprawnej decyzji administracyjnej, która nakładała na podatnika nie istniejący podatek, jest ważniejsza niż niezgodność takiej decyzji z prawem.

I w Dniu Wolności Podatkowej o tym też trzeba przypominać. Obywatele też mają prawo do praworządności. Nie tylko sędziowie. 

Wideo Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. E-Doręczenia zamiast papierowych listów sponsorowane

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *