W ubiegłym roku, w 80. rocznicę zbrodni, Polacy nie doczekali się od ukraińskiego prezydenta ani słowa na ten temat, o konkretach nie mówiąc. Sprawa ekshumacji ofiar zbrodni i urządzenia im godnego pochówku tkwi w martwym punkcie.
Na trzy dni przed rocznicą nasz kraj odwiedził Wołodymyr Zełenski. Przyjechał jak zwykle – dowiedzieć się, co jeszcze Polska może Ukrainie dać. To, że przywódca ukraińskiego państwa nie zająknął się nawet słowem o nadciągającej rocznicy – nie dziwi. To kijowski standard.
Pojutrze 81. rocznica krwawej niedzieli – najtragiczniejszego epizodu ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu. W zaatakowanych przez Ukraińców 99 miejscowościach wymordowano dziesiątki tysięcy ludzi – dokładna liczba ofiar nie jest znana do dzisiaj. Te ofiary nie doczekały się ekshumacji i godnego pochówku. Od lat blokują to ukraińskie władze, z obecnymi włącznie. W ubiegłym roku, w 80. rocznicę zbrodni, Polacy nie doczekali się od ukraińskiego prezydenta ani słowa na ten temat, o konkretach nie mówiąc. Sprawa ekshumacji ofiar zbrodni i urządzenia im godnego pochówku tkwi w martwym punkcie. Na domiar złego zabrakło niezłomnego tej sprawy strażnika, ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.
Wizyta Wołodymyra Zełenskiego w Polsce na trzy dni przed rocznicą rzezi wołyńskiej. Prezydent Ukrainy milczał
Na trzy dni przed rocznicą nasz kraj odwiedził Wołodymyr Zełenski. Przyjechał jak zwykle – dowiedzieć się, co jeszcze Polska może Ukrainie dać. To, że przywódca ukraińskiego państwa nie zająknął się nawet słowem o nadciągającej rocznicy – nie dziwi. To kijowski standard. Ale że nie robił tego żaden ze spotykających się z nim polskich polityków ‒ to już skandal. Pan premier i pan prezydent idą tu jedną, tą samą drogą: obaj woleliby, żeby o Wołyniu zapomniano i żeby ten niewygodny problem pamięci i nie pochowanych zmarłych zniknął z pola widzenia.
Jednocześnie Polska podpisała z Ukrainą porozumienie o zobowiązaniach w sprawach obrony, choć faktycznie o o wiele szerszym zakresie. Forma tego dokumentu jest ważna: porozumienie nie jest formalnie umową międzynarodową, dlatego nie wymaga ustawowej formy zgody na ratyfikację. Gdybyśmy mieli do czynienia z umową, byłoby to konieczne, ponieważ mówimy o sojuszu wojskowym – wskazuje na to treść porozumienia. Argumentem za formą umowy jest również bardzo wiele dziedzin, którymi zajmuje się dokument. W Sejmie odbyłaby się dyskusja, padłyby niewygodne pytania o korzyści, jakie z układu ma Polska i o to, czego zażądaliśmy w zamian. Rząd postanowił tę niedogodność obejść. Jasne jest natomiast, że w tym „dwustronnym” układzie praktycznie jedynym beneficjentem jest Kijów.
Polska podpisała z Ukrainą porozumienie o zobowiązaniach ws. obrony. Jedynym beneficjentem jest Kijów
Całość 24-stronicowego dokumentu jest porażająca: to litania polskich zobowiązań wobec Ukrainy, podparta wyliczeniem tego, co już zrobiliśmy. Nie poruszono w nim ani jednego zagadnienia, gdzie polskie i ukraińskie interesy są sprzeczne, jak choćby w przypadku produkcji rolniczej. W Polsce na podstawie porozumienia ma być tworzony ukraiński legion, który nasz kraj ma oczywiście wyposażyć. Nikt nie wyjaśnił, jak to wpłynie na nasze bezpieczeństwo, skoro ukraińscy żołnierze będą faktycznie wkraczać do akcji z polskiego terytorium.
Na szarym końcu porozumienia, na jego 14. stronie, znalazła się enigmatyczna wzmianka o „wzmocnieniu współpracy w prowadzeniu poszukiwań, ekshumacji oraz innych działań służących godnemu pochówkowi ofiar konfliktów, represji oraz zbrodni”. O jakie to „konflikty, represje oraz zbrodnie” chodzi – nie wiadomo.