Parlament Europejski przyjął nowelizację tzw. dyrektywy budynkowej. Za sześć lat wejdzie w życie obowiązek budowania domów, które nie zanieczyszczają środowiska. Pozostałe budynki czekają przymusowe remonty. Rzecznik resortu środowiska przyznał, że będą do tego służyć nie tylko dotacje i rządowe programy, ale także kary.
Za sześć lat wejdzie w życie obowiązek budowania domów, które nie zanieczyszczają środowiska (Adobe Stock, Stanisław Błachowicz)
W marcu dojdzie do ostatecznego głosowania Parlamentu Europejskiego nad nowelizacją dyrektywy o charakterystyce energetycznej budynków (EPBD). To oznacza rewolucyjne zmiany w budownictwie w całej UE. Od 2030 r., wszyscy inwestorzy będą zobowiązani do budowy wyłącznie zeroemisyjnych budynków.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Rektor jednej z najlepszych uczelni biznesowych na świecie – prof.Grzegorz Mazurek: Biznes Klasa #22
Znowelizowana dyrektywa EBD zakłada redukcję emisji w budownictwie o co najmniej 60 proc. w ciągu niecałych sześciu lat. Z kolei osiągnięcie pełnej neutralności klimatycznej ma nastąpić do 2050 r. To oznacza, że wszystkie nowe budynki, które będą wybudowane od 2030 r., muszą być bezemisyjne. Do 2040 r. planowane jest także całkowite wycofanie kotłów na paliwa kopalne. Mają być one zastępowane odnawialnymi źródłami energii, np. pompami ciepła, fotowoltaiką.
Doprowadzenie do „zeroemisyjności budynków” ma się odbywać także przez zmniejszenie zużycia energii przez budynki. Chodzi o termomodernizację budynków, z których ucieka najwięcej ciepła. Mają w tym pomóc dotacje i rządowe programy. Coraz częściej jednak mówi się także o karach.
Dla opornych kary. „Państwo musi działać”
Hubert Różyk, rzecznik Ministerstwa Klimatu i Środowiska w wywiadzie dla portalu gazeta.pl wyjaśnił, że najpierw „zeroemisyjne” będą musiały być budynki użyteczności publicznej, a dopiero potem prywatne domy.
Zobacz także:
Setki tysięcy domów w Polsce będzie musiało być ocieplonych. Wymóg UE
Dodał jednak, że w grę wchodzą nie tylko zachęty finansowe, ale i kary dla tych, którzy nie będą chcieli przeprowadzić termomodernizacji.
– Pewnie w jakimś momencie będą też konieczne środki administracyjne. Tak, jak jest w przypadku palenia śmieciami czy jeżdżenia niesprawnym autem – przyznał Różyk. – Państwo musi działać w taki sposób, by na koniec skłonić do termomodernizacji także tych, którzy nie będą chcieli tego zrobić mimo dotacji na ten cel czy innych zachęt – dodał rzecznik ministerstwa.
Zobacz także:
Polacy będą musieli remontować. Bruksela zmienia prawo
Przed deweloperami i właścicielami nieruchomości duże wyzwanie
Według Tomasza Błeszyńskiego, eksperta rynku nieruchomości, dostosowanie się do nowych unijnych przepisów będzie dyżym wyzwaniem.
– Nie wszyscy deweloperzy są gotowi na tego typu inwestycje. Trzeba liczyć się także z tym, że będą one kosztowniejsze niż prowadzone obecne projekty, co przełoży się także na cenę finalną mieszkań. Na rynku wtórnym może się z kolei pojawić problem, skąd wziąć środki na modernizacje starych budynków. Przypominam, że do dnia dzisiejszego nie udało się do końca uporać z tzw. kopciuchami. W tym wypadku zakładam, że będą to bardziej kompleksowe inwestycje niż wymiana pieca – zaznacza ekspert w rozmowie z money.pl.