– Skoro do osoby chorej na otyłość jesteśmy skłonni powiedzieć „mój ty słodki grubasku”, to czy do pacjenta po chemioterapii powiemy „mój ty słodki łysolku”? – pyta w rozmowie z „Wprost” psycholożka Adrianna Sobol. Odnosi się także do modnego teraz ruchu ciałopozytywności.
Katarzyna Świerczyńska, „Wprost”: Nie potrafimy rozmawiać o otyłości?
Adrianna Sobol*: Mamy z tym duży problem, ponieważ najczęściej traktujemy ją nie w kategoriach choroby, ale czegoś wstydliwego, wręcz defektu, na który człowiek sam sobie zapracował. Dlatego najczęściej nie rozmawiamy, a jedynie krytykujemy. Tu potrzebna jest zmiana perspektywy, żeby spojrzeć na człowieka, na konkretną osobę w kontekście choroby otyłościowej.
Tylko zastanawiam się, jak często w gabinecie lekarskim taka osoba słyszy diagnozę: choruje pan/pani na otyłość.
To jest kolejny problem. Dlatego nie ukrywam, że dużo jest jeszcze do zrobienia. W ramach kampanii edukacyjnej „Porozmawiajmy szczerze o otyłości” powstał słownik: „Jak wspierająco mówić o chorobie otyłościowej”, który pokazuje, jak empatycznie rozmawiać o tej chorobie (słownik i inne materiały można znaleźć na stronie ootylosci.pl – red.). Zanim powstał słownik, zostało przeprowadzone badanie opinii publicznej na dużej grupie respondentów: osób chorujących na otyłość i tych, których ona nie dotyczy. Badanie dobitnie pokazuje, że wielu pacjentów na co dzień spotyka się z różnymi formami agresji, hejtu, krytyki.
Pacjenci cytują bardzo okrutne określenia, które słyszą pod swoim adresem. Także ze strony lekarzy i pracowników ochrony zdrowia.
W słowniku nieco zaskoczyło mnie to, że za krzywdzące zostały uznane słowa, które teoretycznie brzmią pieszczotliwie i wydawałoby się pozytywnie. To stwierdzenie „kochanego ciałka nigdy dość”, „pączuszek” czy określenia typu „pulchny” czy „puszysty”. Zresztą to ostatnie weszło do języka bardzo mocno w kontekście odzieży dla osób noszących duże rozmiary. Chyba w każdym polskim mieście jest sklep typu „puszysta pani, puszysty pan”. Co w tym krzywdzącego?