Pandemia, wojna, inflacja – te hasła przyświecały nam w ostatnich latach. Czy rok 2024 może być wreszcie inny. Zastanawiają się nad tym analitycy banku PKO BP. Ich zdaniem pierwszy raz od dawna o trendach gospodarczych będą decydować fundamentalne procesy, nie szoki.
Na jakie zmiany w gospodarce musi szykować się rząd Donalda Tuska? (FORUM, PIOTR PIWOWARSKI)
Eksperci Banku PKO przedstawili dziesięć kluczowych prognoz na rok 2024. Co ich zdaniem będzie miało największy wpływ na gospodarkę i ekonomię?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Na parterze czy na piętrze? "70 tys. zł oszczędności"
Globalną gospodarkę czeka miękkie lądowanie?
Jak czytamy w analizie PKO BP, głównym bankom centralnym udało się sprowadzić inflację w pobliże celu bez wzrostu bezrobocia. Zarówno w USA, jak i w strefie euro, stopa bezrobocia jest na rekordowo niskim poziomie lub w jego pobliżu, pomimo znaczącego zaostrzenia polityki pieniężnej.
„Spodziewamy się, że w połowie tego roku Fed i EBC rozpoczną obniżki stóp procentowych, a do końca 2024 stopy zostaną obniżone łącznie o 75–100pb. Interesującym strukturalnym zjawiskiem jest nowa polityka przemysłowa w USA (i w pewnym stopniu w UE). Ma ona na celu dekarbonizację, reindustrializację, zmniejszenie zależności od Chin i wsparcie regionów zaniedbanych gospodarczo” – piszą.
Środki z UE przełomem dla gospodarki?
Analitycy podkreślają też, że zmiana polityczna w Polsce dała nadzieję na stosunkowo szybki napływ środków unijnych z Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności (RRF – Recovery and Resilience Facility), które są uzależnione od spełnienia kamieni milowych.
„Wraz z projektem RePowerEU, który jest częścią RRF, środki potencjalnie dostępne dla Polski wynoszą obecnie 60 mld EUR. W szczególności, RRF pomoże sfinansować inwestycje poprawiające efektywność energetyczną, które są konieczne ze względu na ambitne cele klimatyczne UE. Oczekujemy, że w 2024 fundusze RRF zapewnią znaczny napływ funduszy UE przy stosunkowo niskiej absorpcji środków związanych z polityką spójności” – piszą.
Co z deficytem?
PKO BP podkreśla też, że sytuacja fiskalna Polski systematycznie pogarsza się na tle innych państw UE – z pozycji jednego z liderów fiskalnych w popandemicznym 2021 spadliśmy szybko do dolnej połowy unijnej stawki. Od pandemicznego szczytu w 1q21 relacja długu do PKB obniżyła się o 10,3pp, przy pozytywnym wpływie wysokiej inflacji (deflator PKB obniżył relację o 11pp) i relatywnie silnego realnego wzrostu gospodarczego (wpływ: -7pp).
„Spodziewamy się, że deficyt fiskalny w relacji do PKB pozostanie relatywnie wysoki przez dłuższy czas, zmniejszając się powoli z 5,9 proc. w 2023 do 5,6 proc. w 2024 i 4,7 proc. w 2025. Przestrzeń do dalszych dyskrecjonalnych działań w zakresie polityki fiskalnej jest znacznie ograniczona. Rosyjska agresja na Ukrainę zakończyła okres „dywidendy pokojowej” i wymusiła wzrost wydatków wojskowych. Kryzys energetyczny/transformacja energetyczna także stanowi poważne obciążenie dla finansów publicznych Polski” – oceniają analitycy.
Zobacz także:
Szokująca prognoza polskiego banku. Stopy nie spadną przez najbliższe dwa lata
W Polsce zabraknie rąk do pracy?
Podkreślają też, że polski rynek pracy był odporny na spowolnienie gospodarcze w latach 2022-2023, a stopa bezrobocia utrzymała się na rekordowo niskim poziomie. Nominalny wzrost płac był dwucyfrowy, a w ujęciu realnym w 2023 stał się znowu dodatni dzięki gwałtownie spadającej inflacji. Hojna podwyżka płacy minimalnej w 2024 utrzyma ogólny wzrost płac na dwucyfrowym poziomie.
„Popyt na pracę jest ograniczony, ale w 2024 powinien rosnąć wraz z oczekiwanym ożywieniem gospodarczym. Skala wzrostu zatrudnienia będzie jednak ograniczona przez niedobory podażowe, związane z malejącą liczbą ludności w wieku produkcyjnym, które tylko częściowo zostaną zrównoważone przez korzystną migrację netto i potencjalnie wyższe wskaźniki aktywności zawodowej kobiet” – piszą.
Czeka nas wzrost PKB?
Eksperci banku zauważają, że solidny wzrost PKB w 2h23 jest jedynie wstępem do jeszcze silniejszego ożywienia w kolejnych kwartałach.
„Prognozujemy, że wzrost PKB w 2024 będzie bliski 4 proc. Konsumpcja gospodarstw domowych będzie najważniejszą siłą napędową odbicia gospodarczego, głównie ze względu na poprawę realnych dochodów (dwucyfrowy wzrost płac i emerytur, niższa inflacja, zwiększone transfery socjalne). Odmrożenie funduszy RRF pobudzi inwestycje” – piszą.
Inflacja nie powiedziała ostatniego słowa
Analitycy wskazują też na ostatnie dane inflacyjne, które wspierają niższą od konsensusu prognozę inflacji CPI w 2024. „Przewidujemy, że w okresie marzec-kwiecień 2024 inflacja CPI wyniesie około 3 proc. r/r i znajdzie się bardzo blisko celu NBP wynoszącego 2,5 proc.” – czytamy w analizie banku
Tak silny spadek nie byłby jednak możliwy bez efektu wysokiej bazy i przedłużanych działań antyinflacyjnych. Ożywienie popytu przedwcześnie zatrzyma trend dezinflacyjny, a droga do trwałego osiągnięcia celu NBP nadal jest długa – czytamy w analizie.
Zobacz także:
"Szokujące prognozy" banku na 2024 r. Poprzednie czasem się sprawdzały
Czy jest przestrzeń do obniżek stóp?
PKO BP podkreśla też, że przed RPP trudne wybory. „W kraju będzie obserwować szybkie ożywienie popytu w otoczeniu wciąż wysokiej inflacji. Za granicą trendem 2024 będzie globalny zwrot w kierunku obniżek stóp procentowych. Zakładamy, że szukając optymalnego kształtu polityki pieniężnej, RPP zdecyduje się na ostrożne dostosowanie stóp” – czytamy w analizie banku.
„Silna bieżąca dezinflacja powinna dać przestrzeń do obniżki stóp o 25pb w marcu. Z kolei globalne otoczenie może skłonić RPP do kolejnego takiego ruchu pod koniec roku, prawdopodobnie w listopadzie. Przewidujemy, że na koniec 2024 stopa NBP wyniesie 5,25 proc. wobec obecnego poziomu 5,75 proc. Ryzyko dla tego scenariusza jest zdecydowanie asymetryczne – w stronę utrzymania stóp procentowych bez zmian” – piszą analitycy PKO BP.
Dalsze umocnienie złotego
Analitycy zauważają, że w 2023 roku złoty znacząco umocnił się wobec głównych walut. Realny efektywny kurs wymiany wskazuje na znaczące umocnienie wszystkich walut w regionie.
„Aprecjacja wspiera banki centralne regionu w ograniczaniu presji inflacyjnej, zmniejszając presję ze strony cen importowych. Niemniej jednak negatywną konsekwencją mocniejszej waluty jest erozja opłacalności eksportu. Według badań NBP odsetek eksporterów z nieopłacalnym eksportem jest już najwyższy od 2011″ – twierdzą ekonomiści.