W trakcie ciąży zachorowała na raka piersi. – Byłam drugą kobietą w Szczecinie w takiej sytuacji – mówi Małgorzata Ratajczyk. Rozmawiamy z dwiema amazonkami (mamą i córką) o nowotworze, z którym przyszło im się zmierzyć.
Aleksandra Zalewska-Stankiewicz, „Wprost”: Kto pierwszy w państwa rodzinie zachorował na nowotwór?
Jolanta Lipińska: Moi rodzice, zresztą zmarli na raka, ich rodzeństwo również. Dwa lata po śmierci mojej mamy nowotworową zmianę w piersi wykryto u mojej siostry. Miała wówczas 32 lata. Zmarła po dwóch latach od diagnozy. Jej córki były wówczas w szkole podstawowej – Monika szła do komunii, Agnieszka była w ósmej klasie. Po nowotworowych doświadczeniach w mojej rodzinie razem z Małgosią zapisałyśmy się do Poradni Genetycznej w Szczecinie. Raz w roku pojawiałyśmy się na wizycie kontrolnej. Myślałyśmy, że dzięki temu mamy parasol ochronny.
To nie pomogło?
Jolanta Lipińska: Cztery lata po śmierci mojej siostry lekarze wykryli zmianę w mojej prawej piersi. To był 2005 rok. Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba, miałam 45 lat. Byłam przekonana, że skoro moja siostra po dwóch latach chorowania zmarła na raka piersi, to i ja powtórzę ten scenariusz. Bałam się, że zostało mi niewiele życia. Modliłam się, żeby przeżyć chociaż rok. Wpadłam w amok, pospieszałam moje dzieci, aby szybko założyły rodzinę.
Przeżyła pani nie rok, lecz 18 lat. Dziś jest pani pełnoletnią amazonką. Kiedy pojawiła się nadzieja, że można pokonać nowotwór?
Jolanta Lipińska: Gdy trafiłam do Stowarzyszenia Amazonek Stokrotka w Stargardzie – lokalnej organizacji zrzeszającej kobiety z chorobą nowotworową. Kiedy przyszłam na spotkanie, dziewczyny akurat świętowały tzw. roczki, czyli rocznicę od operacji. Usłyszałam, że niektóre z nich żyją z rakiem nie pięć, nie dziesięć, a nawet 12 lat. Dało mi to nadzieję, że z nowotworem można żyć dłużej niż dwa lata, jak było w przypadku mojej siostry.
Nieśmiało pomyślałam sobie, że być może doczekam się wnuków. I tak faktycznie się stało, mam ich dziewięcioro. Nigdy nie prosiłam Boga o kilkanaście lat życia, zawsze prosiłam o rok.
Po chemioterapii nowotwór się wyciszył. Byłam szczęśliwa, gdy Małgosia zaszła w ciążę. Zbliżał się termin jej kontrolnej wizyty w Poradni Genetycznej. Niespecjalnie chciała pójść, ale namawiałam ją do tego. Córka pojechała na badanie i wróciła z wyrokiem.
Co czuje ciężarna kobieta, kiedy dowiaduje się, że ma raka?