Rusza tydzień decydujących manewrów politycznych. Kolejne spotkania liderów koalicji zaplanowane są jeszcze przed głosowaniem w sprawie wotum zaufania 11 czerwca. Jaką strategię i plany ma lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz?
Wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz
Michał Kolanko
Wtorek, 20 maja – tuż po I turze wyborów prezydenckich. Emocje związane z kampanią prezydencką osiągają apogeum. Późny wieczór. PSL przesyła dziennikarzom SMS w kanale, który służy ludowcom do informowania mediów, kto z PSL ma wystąpić w mediach wieczorem lub rano. Tym razem treść jest inna. Otrzymałem (podobnie jak kilku innych dziennikarzy) wtedy z tego oficjalnego konta prasowego PSL fragment komunikatu, który wyraźnie stanowił przekaz dnia ludowców. Oto początek (pisownia oryginalna): „4. Trzaskowski = mniejsze zło, ale realna szansa na odbudowę normalności. Chodzi o normalność, nie ideologie. (…) 5. Nie głosuję sercem. Głosuję rozumem. I rozum mówi mi jedno: dziś Trzaskowski to lepszy wybór dla przyszłości Polski – nie idealny, ale bardziej przewidywalny i bezpieczny”. O tym SMS-sie pisał później m.in. portal Interia. Co ciekawe, dzień wcześniej w Krakowie lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz poparł Rafała Trzaskowskiego, a następnie Kosiniak-Kamysz wielokrotnie wspierał prezydenta Warszawy. Trudno znaleźć lepszy symbol pewnej ambiwalencji, w jakiej od pewnego czasu znajduje się PSL i jego lider. Co uczyni teraz, gdy nie tylko koalicja, ale być może również autorytet samego Donalda Tuska znajduje się na największym od jej powstania zakręcie?
Ankieta rozgrzewa atmosferę. Czy PSL zwiąże się z PiS i Konfederacją?
Tuż po wyborach prezydenckich atmosfera wokół PSL jako partii w ramach koalicji – której posłowie za trzy dni będą głosować nad wotum zaufania dla rządu – definiuje ankieta, która jakiś czas temu została rozesłana do jej członków. Wśród wielu pytań – w tym oceny dotychczasowych działań obecnej koalicji – znalazło się również pytanie o możliwość „odwrócenia” sojuszy i utworzenia koalicji z PiS oraz z Konfederacją, jeśli premierem miałby zostać Władysław Kosiniak-Kamysz, oraz pytanie o podobną koalicję po wyborach w 2027 roku. Pytania z ankiety w ubiegłym tygodniu trafiły do mediów zarówno krajowych, jak i lokalnych, co wzbudziło konsternację wśród koalicjantów. PSL tłumaczy, że tego rodzaju ankiety są czymś rutynowym w partii i świadczą o wewnętrznej demokracji. Ludowcy zapewniają, że odpowiedzi na pytania zawarte w ankiecie wskazują na to, że większość członków partii pragnie utrzymania obecnej koalicji. Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska oraz jeden z kluczowych polityków PSL nowego pokolenia, informował, że ponad 70 proc. członków partii chce utrzymania obecnej koalicji.
Niemniej jednak nasi rozmówcy – koalicjanci PSL – nie są przekonani tymi informacjami. Tłumaczenia krążące w kuluarach Sejmu są dwa. I niekoniecznie muszą się wykluczać. Jedno z nich dotyczy tego, że ankieta jest elementem podbijania stawki PSL w wewnętrznych negocjacjach ludowców z KO w sprawie rekonstrukcji rządu. Drugie – że to jednocześnie pomysł obecnego kierownictwa, by przed wyborami wewnętrznymi na wszystkich szczeblach, w tym na prezesa PSL (kongres planowany jest na jesień), pokazać w partii, że „góra” słucha szeregowych członków.
Co więcej, nawet nasi rozmówcy z PiS – partii, która po wyborach złożyła (w praktyce komunikat kierowany był do PSL) propozycję budowy już teraz rządu technicznego – nie wierzą w odwrócenie sojuszy w tej kadencji.
– Zaufania do obecnego kierownictwa ludowców praktycznie nie ma. Nasza strategia: niech rząd Tuska dryfuje do 2027 – mówi jeden z polityków PiS, z którymi rozmawialiśmy. Co więcej, PSL szykuje na jesień wspomniany kongres, na którym Kosiniak-Kamysz zostanie poddany weryfikacji. A statut PSL wskazuje, że zawsze musi być dwóch kandydatów. Pytanie, czy będzie to formalność jak w poprzednich głosowaniach – czy też nie.