Choć w większości świata autonomiczne taksówki to wciąż melodia przyszłości, na ulicach Phoenix w Arizonie są one od dawna stałą i widoczną częścią ruchu drogowego. I jak wynika z kursu odbytego przez reportera PAP – całkiem sprawnie radzą sobie na drodze.
Jedną z pierwszych rzeczy, którą słyszysz, wsiadając do samojeżdżącej taksówki Waymo, to zapewnienie przyjaznego, lecz sterylnego kobiecego głosu – przywodzącego na myśl filmy science-fiction – że nie ma czego się bać. I żeby nie przeszkadzać robotowi w jeździe.
"To doświadczenie może wydawać się futurystyczne, ale zasady są takie jak zawsze – więc proszę, zapnij pasy" – upomina głos. "My zajmiemy się jazdą, więc nie dotykaj kierownicy ani pedałów podczas twojej przejażdżki" – dodaje. Mówi to już w trakcie jazdy, bo autonomiczny samochód najwyraźniej nie lubi tracić czasu. Wyruszył natychmias po zamknięciu drzwi i wciśnięciu przycisku na konsoli, powoli, ale pewnie włączając się do ruchu – oczywiście używając przedtem kierunkowskazu.
Zanim jednak to się stało, dobrą chwilę zajęło mi odkrycie, jak do niego wsiąść. Kiedy biały, elektryczny i obudowany rozmaitymi czujnikami i kamerami Jaguar I-PACE podjeżdża w zamówione miejsce, klamki do drzwi otwierają się dopiero po wciśnięciu przycisku w aplikacji – co łatwo przegapić, próbując np. zrobić zdjęcie telefonem.
Sama jazda była zaskakująco płynna i – cóż – nudna. Choć widok obracającej się kierownicy rzeczywiście może dać futurystyczne wrażenie, szybko można zapomnieć o tym, że jest się pasażerem samochodu bez kierowcy. Podczas ok. czterokilometrowego kursu z centrum Scottsdale, jednego z miast tworzących rozległą aglomerację Phoenix w pustynnej Arizonie, do miejscowego ogrodu botanicznego, samochód nie wykonywał żadnych niepotrzebnych ruchów, zmieniał pas tylko, kiedy było to konieczne i nie przekraczał limitu prędkości. Jechałem wczesnym popołudniem, więc niewidzialny kierowca nie musiał zmagać się z korkami, które zresztą w porównaniu z innymi amerykańskimi metropoliami są tu bardzo łagodne.
Jazdę mogłem umilić sobie muzyką, ale zanim w pełni doszedłem, jak to zrobić (potrzebna jest aplikacja Google Assistant), samochód dojechał na miejsce. Mój sztucznie inteligentny pilot zaparkował równolegle przy ulicy, podziękował za jazdę – nie prosił o napiwek – i po zamknięciu drzwi odjechał równie szybko, co przyjechał. Koszt 10-minutowego kursu to 9 dolarów, o ok. dolara mniej niż analogiczny kurs Uberem (nie licząc napiwku). Sprawdzając inne kursy o innych porach, ceny Waymo bywały droższe od Ubera lub Lyfta, lecz za każdym razem różnice były niewielkie.
Phoenix – pustynna i mimo zagrażających jej zmian klimatu najszybciej rozrastająca się metropolia w Ameryce – jest głównym poligonem doświadczalnym dla autonomicznych taksówek Waymo, firmy należącej do koncernu Alphabet (spółki matki Google'a). Początki Waymo sięgają 2009 r., kiedy Google rozpoczął pracę nad autonomicznym pojazdem, wówczas opartym na Toyocie Prius. Pierwsze jazdy z udziałem pasażerów rozpoczęły się w Phoenix w 2017 r., zaś rok później rozpoczęły się kursy komercyjne, stopniowo zwiększając obszar działania do dzisiejszych niemal 500 km kwadratowych.
W sierpniu tego roku firma rozpoczęła ofertę komercyjnych kursów w San Francisco, zaś w październiku oferowane były bezpłatne jazdy w Los Angeles. Testy prowadzone są też na ulicach stolicy Teksasu, Austin. Firma twierdzi, że co tydzień jej samochody – obecnie jej flota składa się wyłącznie z elektrycznych Jaguarów – wykonują 10 tys. kursów.
Obok Google'a na rynku jest też należący do koncernu General Motors Cruise, który od 2022 r. oferuje bezzałogowe przejazdy komercyjne w San Francisco, a w bardziej ograniczony sposób działa też w Austin, Dallas, Houston i Phoenix (aby przejechać się pojazdem, trzeba zapisać się na listę oczekujących) i planuje ekspansję do innych miast.
Ekspansja samojeżdżących aut nie zawsze witana jest z entuzjazmem. W San Francisco władze miejskie próbują wymóc na władzach Kalifornii, by zmusiły firmy do spowolnienia rozwoju swoich usług, obawiając się o bezpieczeństwo. Jak podaje "New York Times", samochody Cruise'a zaliczyły kilka wypadków, w tym zderzając sie z pędzącym na światłach wozem strażackim, wjeżdżając w schnący cement czy blokując ruch w jednym z osiedli. Jak doniósł we wrześniu portal Axios, władze Austin otrzymały 19 skarg na niebezpieczną jazdę, głównie pojazdów Cruise'a.
Firma Waymo w swoim raporcie nt. bezpieczeństwa po przejechaniu przez pojazdy firmy 1 miliona mil (1,6 mln km) doniosła o 2 znaczących kolizjach (bez ofiar ani obrażeń) i 18 mniejszych, z czego w 10 przypadkach to żywi kierowcy wjechali w nieruchomy pojazd autonomiczny. W maju jeden z pojazdów firmy zabił jednak przechodzącego przez ulicę psa.
Mimo że białe samochody Waymo od lat są częścią ruchu drogowego w Phoenix, niektórzy mieszkańcy metropolii mają mieszane uczucia co do aut-robotów, które wyróżniają się nie tylko budową (każdy samochód ma na dachu wirujące urządzenie), ale i sposobem jazdy.
"Mam wrażenie, że one jeżdżą jak nastoletni kierowca uczący się prowadzić samochód. Ciężko jest przewidzieć, co zrobi" – mówi mi Eric, pracownik firmy ubezpieczeniowej z Gilbert pod Phoenix. Widząc jednak nagranie wideo z mojego kursu, jest pod wrażeniem płynności ruchów auta.
Współdzielenie jezdni z robotem też może być niekiedy dziwnym doświadczeniem. Jeżdżąc zwykłym samochodem ulicami Phoenix, kilkakrotnie wydawało mi się, że auto Waymo chce mnie wyprzedzić, choć ostatecznie tego nie zrobiło. Widziałem też irytację innych kierowców jadących lewym pasem, kiedy jeden z samodzielnych Jaguarów przed nim jechał czteropasmową autostradą zgodnie z limitem 55 mil na godzinę (89 km/h).
Tina, świeżo upieczona mieszkanka Phoenix, twierdzi, że nigdy nie powierzyłaby swojego bezpieczeństwa kierowcy-robotowi.
"Jeszcze trochę i będziemy mieć scenariusz jak z +Terminatora+" – mówi pół-żartem, pół-serio.
Z Phoenix Oskar Górzyński