Wygrane tie-breaki z Jastrzębskim Węglem, ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle i Asseco Resovią Rzeszów. Do tego miejsce w czołowej ósemce PlusLigi po ośmiu kolejkach części zasadniczej sezonu 2024/25. Chyba nawet najwięksi optymiści w Częstochowie nie spodziewali się, że Steam Hemarpol Norwid spisze się tak dobrze na starcie rozgrywek.
Bartosz Makoś, jeden z dwóch libero częstochowskiej drużyny, dla Wprost.pl opowiedział o atmosferze panującej w drużynie, wskazując na kilka kluczowych elementów.
PlusLiga: Steam Hemarpol Norwid Częstochowa ograł faworytów
Swój pobyt w PlusLidze Makoś zaczął w 2017 roku, jako gracz Cuprum Lubin. W tej drużynie spędził cztery sezony, po których przeniósł się do Aluron CMC Warty Zawiercie. Dwie kolejne kampanie w zawierciańskich realiach, a następnie najwyższy możliwy poziom, Jastrzębski Węgiel. Paradoksalnie, Makoś jest wychowankiem aktualnych mistrzów Polski, wyjeżdżając z tamtejszej akademii w roli mistrza Polski juniorów.
W sezonie 2023/24 libero zdobył złoto z JW, do tego doszedł finał Ligi Mistrzów. Ale Makoś chciał zacząć grać, nie mając zbyt wielu takich okazji przy kapitalnym Jakubie Popiwczaku. Stąd decyzja o przenosinach do Częstochowy, nieopodal Jastrzębia-Zdroju, ale jednak. To czwarty klub na przestrzeni ośmiu sezonów funkcjonowania w PlusLidze.
– Czuję się w Częstochowie bardzo dobrze. Na ten moment nie mam na co narzekać. Wydaje mi się, że całkiem fajnie odnalazłem się w zespole. Poprzedni sezon spędziłem w swoim rodzinnym mieście. Ponowna wyprowadzka z Jastrzębia-Zdroju nie była łatwa. Ale Częstochowa jest bardzo fajnym miastem. Dodatkowo mamy zespół, który jest fajnym połączeniem młodości z doświadczeniem. To działa motywująco na jedną i drugą stronę. Młodsi nakręcają doświadczonych do jeszcze większej pracy, a ci ze sporym bagażem rozegranych meczów, pokazują klasę i zawieszają wysoko poprzeczkę. To, z jaką myślą był budowany ten zespół, na ten moment się sprawdza. Pokazaliśmy, że potrafimy sprawiać niespodzianki i mam cichą nadzieję, że to jeszcze nie koniec, na co stać Norwid w tym sezonie PlusLigi – przyznaje Makoś.
Częstochowa to wyjątkowe miejsce dla polskiej siatkówki. AZS to sześciokrotny mistrz Polski, do tego tyle samo srebrnych i cztery brązowe medale. Ten ostatni zdobyty w 2008 roku. A w przypadku pokaźnego sukcesu, warto dopisać wygraną w Challenge Cup w 2012 roku. AZS był, ale dzisiaj jest jego młodszy brat, przecierający własne szlaki. Norwid, który przez lata „żył” głównie ze szkolenia młodzieży, ale postanowił wypłynąć na szerokie wody, smakując PlusLigi. Kampania 2024/25 to drugi sezon z rzędu klubu w elicie. Jak widać, z coraz lepszym skutkiem.
Dyrektor Łukasz Żygadło i ciekawa budowa zespołu
Blisko 250 meczów w reprezentacji Polski, do tego zaliczone najmocniejsze ligi na świecie i opinia faceta z ogromną, siatkarską wiedzą. A do tego człowiek z klasą. Taki jest Łukasz Żygadło, dyrektor Norwida.
Były rozgrywający postawił na kilka ciekawych nazwisk przy budowie drużyny na sezon 2024/25. Norwid miał więcej czasu niż w przypadku tego roku, kiedy był beniaminkiem PlusLigi. To niestety problem każdej drużyny, która wchodzi do PlusLigi po zwycięstwie na jej zapleczu. Kiedy siadasz do transferowego stołu, karty są już dawno rozdane. Konkurencja budowanie drużyn na kolejny sezon zaczyna kilka miesięcy po starcie nowej kampanii. Ale Żygadło dobrze poukładał drużynę.
Jedną z rewelacji jest Patrik Indra, czeski atakujący. Człowiek, który w lidze francuskiej rozstawiał rywali po kątach, teraz melduje się z coraz lepszymi występami w PlusLidze.
– Patrik Indra bardzo dobrze wprowadził się do naszego zespołu. Myślę, że Czech pokazał w PlusLidze, że będzie groźny dla przeciwników. Pokazuje to praktycznie od samego początku. Patrząc na treningi, zapewniam, że jego możliwości są zawieszone bardzo wysoko. Potencjał Patrika jest ogromny. Myślę, że jego pewność siebie w PlusLidze z każdym meczem będzie rosła i cała Częstochowa będzie miała dużo radości z tego, jak będzie się prezentował – ocenia kolegę Makoś.
Dla zobrazowania Indra w wygranym meczu z Jastrzębskim Węglem wykręcił 31 punktów. Niewiele „gorzej” było przeciwko Asseco Resovii Rzeszów – 28 oczek.
Z Francji do Polski przeniósł się również rozgrywający, Amerykanin Quinn Lester Isaacson. Andrzej Wrona, kapitan PGE Projektu Warszawa, słusznie zauważył, że to może być historia podobna do Miguela Tavaresa.
Portugalczyk trafiał do PlusLigi, jako mało znany rozgrywający. Jak się jednak okazało, dzisiaj jest jednym z najlepszych w swoim fachu i nieprzypadkowo dowodzi grą drużyny trenera Michała Winiarskiego.
– Miałem okazję spędzić z Miguelem cztery sezony i obserwować jego początek w Lubinie, który faktycznie jest podobny do startu w PlusLidze Quinna. Obaj dotarli do Polski po sezonach spędzonych we Francji. I mogę powiedzieć, że od początku wpasowali się bardzo dobrze w polskie realia. Quinn jest bardzo odważnym rozgrywającym, z ciekawym pomysłem na grę. Podobnie jak w przypadku wspomnianego Patrika, potencjał w rozgrywającym Norwida również jest ogromny i jeszcze nie odkrył swoich wszystkich kart – dodaje z uśmiechem libero Norwida.
Kapitan Milad Ebadipour, czyli doświadczenie w Częstochowie
Obecny Norwid to nie tylko odkrycia, dobre transfery z innych lig, ale też postawienie na postaci dobrze znane z PlusLigi. Przykładem może być kapitan Milad Ebadipour. Irańczyk przed podpisaniem kontraktu w Częstochowie, miał już za sobą kilka lat gry na polskich parkietach. Poza występami reprezentacyjnymi w „gorących” konfrontacjach Polska – Iran, Ebadipour był w latach 2017-22 siatkarzem PGE Skry Bełchatów. Z bełchatowskim klubem zdobył zresztą mistrzostwo Polski w 2018 roku.
Teraz jest bardzo ważną postacią w Norwidzie, duet przyjmujących najczęściej tworząc z kolejnym, doświadczonym graczem na krajowym podwórku. Mowa o Bartłomieju Lipińskim, który nie tylko ligowo, ale kilka lat temu miał też epizod w reprezentacji Polski.
– Milad? Z roli kapitana i perspektywy boiska wywiązuje się po prostu świetnie. Przekazuje bardzo dużo wskazówek i dba o to, żeby te klocki w przyjęciu były odpowiednio poukładane. Gra obok takiego zawodnika z mojej perspektywy jest, nazwijmy to, łatwiejsza. Jeżeli sytuacja tego wymaga, to Milad jest w stanie wziąć na siebie więcej miejsca w przyjęciu, dodatkowo mając w sobie pewność siebie, która bije od tego gracza. Co istotne, to nieoceniona wartość w kluczowych momentach, którą Milad przekłada na pozytywny wynik dla drużyny. To zresztą zaraźliwe, bo można się czuć dużo pewniej – docenia rolę kapitana Makoś.
Libero Norwida dobrze jednak wie, że ocenianie dokonań po ośmiu kolejkach, to zdecydowanie za wczesny etap. Norwid ma jeszcze sporo grania na horyzoncie, a obecny sezon w PlusLidze jest wyjątkowo wymagający, bo spadają trzy zespoły.
Dodatkowo, żeby nie było tak różowo, poza wspomnianymi wygranym nad Jastrzębskim Węglem, ZAKSĄ czy Asseco Resovią, częstochowianie potrafili zanotować dużą wpadkę u siebie z Barkomem Każany Lwów. Ukraiński klub przed meczem pod Jasną Górą nie zdołał ugrać choćby punktu. Ale w Częstochowie Barkom zaliczył przełamanie i wartościowe zwycięstwo w trzech setach.
– Zdecydowanie trzeba pamiętać, że mam przed sobą jeszcze sporo wyzwań. To dopiero początek, ale na pewno atmosfera w drużynie jest bardzo dobra. Dobrze zdajemy sobie sprawę, jak ważne w tym sezonie są punkty. Było już kilka niespodzianek. Wydaje mi się, że na przestrzeni pełnej fazy zasadniczej, w tabeli będzie bardzo ciasno. Na pewno szkoda tego meczu z Barkomem, gdzie na swoim terenie przeszliśmy trochę obok spotkania. Nie udało nam się zapunktować, ale dwa dni później już wróciliśmy na właściwą ścieżkę – dodaje Makoś.
Po wspomnianym Barkomie faktycznie przyszedł czas na Asseco Resovię i triumf w Rzeszowie po pięciu setach. Choć fakt faktem, było już 1:2 w setach i 22:24 na niekorzyść drużyny trenera Cezara Douglasa Silvy. Norwid jednak nie pękł i odwrócił wynik, wywożąc ze stolicy Podkarpacia dwa cenne oczka.
Co będzie dalej? Zapewne metoda małych kroków. Niedziela, 27 października, godzina 20:30. Steam Hemarpol Norwid Częstochowa kontra GKS Katowice. Mecz, który ma charakterystykę tego z Barkomem. Gospodarze będą faworytem. GKS przyjedzie jednak z nożem na gardle, próbując wydostać się ze strefy spadkowej.
I taka jest właśnie w tym sezonie PlusLiga. Nie ma miejsca na nudę.