Jeśli nowa władza będzie traktowała jednych wyborców lepiej od drugich i nie podejmie wysiłku, aby tych niegłosujących na listy opozycji zrozumieć, to zmarnuje dziejową szansę na to, aby 15 października 2023 roku oznaczał coś więcej, niż tylko zmianę władzy politycznej.
Nie po to Jarosław Kaczyński majstrował przy systemie politycznym od 2015 roku, aby po przegranych wyborach siedzieć cicho i w spokoju przeczekać następne cztery lata
Zwycięstwo opozycji demokratycznej zwiastuje nowy rozdział w historii III RP. Na liderach obozu zwycięzców spoczywa wielka odpowiedzialność, aby polityczny sukces nie przesłonił im tego, co bodaj jeszcze ważniejsze – przywrócenia jedności i poczucia wspólnoty w społeczeństwie, które przez ostatnie lata było dzielone przez polityków i ich akolitów – po obu stronach politycznego sporu.
Tym bardziej trzeba liczyć na rozsądek ze strony liderów nowego rządu. Niemniej będzie o to bardzo trudno, nie tylko dlatego, że będzie on z gatunku koalicji więcej niż egzotycznych. Przede wszystkim obawiam się swoistego rodzaju rewanżyzmu ze strony byłej opozycji. Dodatkowo, jeśli Donald Tusk naprawdę chce spełnić swój program „100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów!”, gdzie m.in. planuje postawić przed sądem Andrzeja Dudę czy Jacka Sasina, to tylko czekać na zaognienie i tak mocno napiętych relacji między partiami politycznymi, a idąc dalej – także ze społeczeństwem. I z pewnością nie pomoże tu kolejny maraton wyborczy, który czeka nas w 2024 roku.
Donald Tusk nie po to przejął władzę, aby nie zostać premierem
Musimy pamiętać o tym, że Donald Tusk nie jest tym słodkim i miłym panem znanym ze zdjęć z kampanii wyborczej. To polityk wagi superciężkiej, który jest w obecnym miejscu nie dlatego, że był spolegliwy i szedł na kompromisy przez ponad 30 lat swojej kariery politycznej. Można wyśmiewać teorie spiskowe snute przez prawicowych publicystów, wierzących w to, że nowy rząd jest zainstalowany przez bliżej nieokreślone zewnętrzne siły sterowane gdzieś z okolicy Berlina czy Brukseli. Nie wierzę też w pomysł, że nowym premierem zostanie ktoś inny niż Donald Tusk. Były premier nie po to wrócił do Polski, nie po to stał się wrogiem publicznym numer jeden mediów rządowych i prorządowych, aby oddać premierostwo komuś innemu. Niestety, nie podzielam zdania tej części komentariatu, która uważa, że Tusk schodząc z pierwszej linii frontu, pokazałby, że liczy się dla niego przede wszystkim Polska. Jeśli masz władzę na wyciągnięcie ręki i jesteś Donaldem Tuskiem, to wybór jest więcej niż oczywisty.
Wybór innego premiera niż Donald Tusk byłby kłopotliwy dla PiS-u
Bo to że jest sens w wyborze na premiera kogoś innego niż Tusk, widać gołym okiem. Gdyby premierem został ktokolwiek inny (nie trzeba nawet podawać konkretnego nazwiska), nowa opozycja w postaci PiS miałaby dużą trudność w bezpardonowych atakach na nowego premiera, który z pewnością nie miałby tak wielkiego elektoratu negatywnego jak Tusk, i byłby bardziej koncyliacyjny i kompromisowy niż główny bohater Wiadomości w TVP1. Więcej, premier inny niż Tusk, mógłby lepiej i łatwiej ustawić sobie relacje z prezydentem Dudą, który bądź co bądź pochodzi z obozu politycznego Jarosława Kaczyńskiego i chociażby z tego powodu „musi być twardy”.
Nowa władza musi poradzić sobie z polaryzacją polskiego społeczeństwa
Niezależnie od tego, czy premierem zostanie lider PO czy ktoś inny, rolą nowej władzy będzie to, aby przynajmniej próbować załatać te wszystkie podziały, które pojawiły się w ciągu tych ostatnich ośmiu lat. W końcu żyjemy w jednym państwie. Nie muszę być fanem Donalda Tuska i na niego głosować, aby uznać wynik wyborów i żyć ze świadomością, że to także jest mój premier. To zadanie zszywania narodu dotyczy nie tylko zwolenników prawicy, ale również tych, którzy swój głos oddali na Koalicję Obywatelską. Dość przypomnieć, jak traktowane były inne środowiska opozycyjne i jej liderzy, kiedy nie chcieli iść do wyborów pod sztandarem jednej wspólnej listy. Dopiero ostatnie dni kampanii uzmysłowiły kibicom (a wręcz kibolom) politycznym, że zwycięstwo w wyborach zależy również od tego, czy do parlamentu dostaną się także Trzecia Droga i Nowa Lewica.
Nie wierzę też w pomysł, że nowym premierem zostanie ktoś inny niż Donald Tusk. Były premier nie po to wrócił do Polski, nie po to stał się wrogiem publicznym numer jeden mediów rządowych i prorządowych, aby oddać premierostwo komuś innemu
Wyborcy Zjednoczonej Prawicy to także część naszego społeczeństwa
Te 7,6 mln obywateli, którzy oddali swój głos na listę Zjednoczonej Prawicy, stanowi część naszego społeczeństwa. Słusznie pisała Estera Flieger na łamach „Rzeczpospolitej”, że „nie może być powrotu do polityki sprzed 2015 roku. Opozycja musi wreszcie zrozumieć, że Polska i jej społeczeństwo wraz ze swoimi aspiracjami bardzo się przez ostatnie osiem lat zmieniły”. Jeśli nowa władza będzie traktowała jednych wyborców lepiej od drugich i nie podejmie wysiłku, aby tych niegłosujących na listy opozycji zrozumieć, to zmarnuje dziejową szansę na to, aby 15 października 2023 roku oznaczał coś więcej, niż tylko zmianę władzy politycznej.