Instytut Pamięci Narodowej od dłuższego czasu nie jest w stanie wydać historycznego bestsellera, który nadałby ton debacie publicznej. Miejsce badań, przykładowo nad kryzysami społeczno-politycznymi, zajęła rocznicowa celebra, propaganda historyczna i promocja prezesa Karola Nawrockiego. Rozmówcy „Rzeczpospolitej” z wewnątrz Instytutu są zgodni: w IPN nie dzieje się dobrze.
Karol Nawrocki
Estera Flieger
„To już pewne! Prezes Instytutu Pamięci Narodowej kandydatem obywatelskim na Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej! Wielokrotnie podkreślał, że Polska to wielka sprawa, dlatego nie boi się wziąć odpowiedzialności za losy kraju” – o tym, że dr Karol Nawrocki startuje w wyborach prezydenckich, IPN poinformował na swoim oficjalnym profilu w serwisie X. Wpis opublikowany został 24 listopada. Tego dnia w hali Sokoła w Krakowie poparł go prezes PiS Jarosław Kaczyński. Dziesięć lat temu w tym samym miejscu prawica ogłosiła start Andrzeja Dudy.
– Kiedy Karol Nawrocki został prezesem, szybko stało się jasne, w jakim kierunku zmierza „firma” – mówi „Rzeczpospolitej” pracownik IPN. – Ponad dziesięć lat temu brałem udział w spotkaniu, podczas którego mówił, że jego celem jest… Wiejska – dodaje.
Jak Karol Nawrocki został prezesem IPN
Dr Karol Nawrocki został prezesem Instytutu Pamięci Narodowej w 2021 r. Wziął udział w konkursie, który zgodnie z ustawą organizuje dziewięcioosobowe kolegium IPN. Jego członkowie – dwóch wskazuje prezydent, dwóch wybiera Senat, a pięciu Sejm – reprezentowali wyłącznie prawicę i jednogłośnie opowiedzieli się za Nawrockim.
W Sejmie – to kolejny krok – Zjednoczona Prawica miała większość (Nawrockiego poparli również posłowie Konfederacji, Kukiz’15 i ludowcy z Koalicji Polskiej: Marek Sawicki, Piotr Zgorzelski i Jacek Tomczak). W Senacie PiS potrzebował wsparcia PSL (oprócz Ryszarda Bobera i Jana Filipa Libickiego oraz niezależnej Lidii Staroń Nawrockiego poparł także Antoni Mężydło z KO, który złamał dyscyplinę partyjną). Wsparcie otrzymał w zamian za zgodę na powołanie dr. hab. Marcina Wiącka na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich. Dodatkowo Nawrocki obiecał PSL otoczenie szczególną troską pamięci o Wincentym Witosie.
Kadencja kolegium IPN trwa siedem lat. W 2023 r. – jeszcze przed wyborami parlamentarnymi – wybrany został nowy skład. Z poparciem Senatu w jego skład weszli dr Bartosz Machalica i prof. Grzegorz Motyka. Jednak większość nadal mają historycy i publicyści związani z prawicą: dr hab. Jan Draus, prof. Andrzej Nowak, prof. Wojciech Polak, prof. Mieczysław Ryba, Bronisław Wildstein, prof. Tadeusz Wolsza i Krzysztof Wyszkowski. Co ciekawe, wszyscy są na liście poparcia dla kandydata w wyborach prezydenckich. Kolegium IPN m.in. przyjmuje roczne sprawozdanie prezesa i opiniuje kandydatów na stanowiska kierownicze oraz rekomenduje kierunki działalności i programy badawcze Instytutu.
Członek kolegium IPN: Karol Nawrocki zapewnił PiS pełną kontrolę
– Instytut tworzono jako neutralną politycznie instytucję służącą społeczeństwu do rozliczenia z dziedzictwem dyktatury komunistycznej. Teraz jest bastionem jednej partii, a Nawrocki wykorzystał go do zbudowania wpływów i zdobycia poparcia tej partii w wyborach prezydenckich – uważa jeden z byłych pracowników IPN.
Instytut Pamięci Narodowej jest dla PiS ważny. „Pracujecie nad przeszłością, ale pracujecie dla przyszłości. Zgromadzony tu zasób archiwalny jest niezwykle ważny dla tego, co się dzieje dzisiaj w Polsce. Prowadzi czasem do wstrząsów i szoków, ale buduje nowy, lepszy porządek życia publicznego. To, co nazywamy czasem IV RP. Jesteście na pierwszej linii frontu walki o prawdę i godność naszego narodu” – mówił Jarosław Kaczyński, odwiedzając krakowski oddział IPN w 2007 r. Prezes PiS, podobnie jak Lech Kaczyński, kandydata na prezydenta widział w prezesie Instytutu dr. hab. Januszu Kurtyce.
– Dr Karol Nawrocki cieszy się estymą wśród członków kolegium związanych z prawicą. Jego poprzednik dr Jarosław Szarek ma wizerunek sympatycznego i o właściwych poglądach, ale zarzuca mu się to, że nie zrealizował celów PiS w IPN: Instytut rozchodził się w szwach. Nawrocki zapewnił pełną kontrolę. Obiecał, że do słusznej linii polityki pamięci doda sprawczość, czego rękojmią były jego działania w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku – mówi „Rzeczpospolitej” dr Bartosz Machalica.
Jarosława Szarka nie ma w komitecie poparcia Nawrockiego. Stracił on szansę na drugą kadencję, powołując w lutym 2021 r. na stanowisko p.o. oddziału IPN we Wrocławiu dr. Tomasza Greniucha – historyka, który wykonał przed laty gest hitlerowskiego pozdrowienia.
IPN za Nawrockiego: bardziej urząd niż uniwersytet
19 stycznia 1999 r. – przypomina IPN – weszły w życie przepisy ustawy, która powołała Instytut do życia. W niedzielę Instytut skończył więc 26 lat.
Przerost administracji, upolitycznienie, brak pluralizmu i sukcesów wydawniczych, ograniczona wolność badań naukowych: na te problemy zwracają uwagę „Rzeczpospolitej” byli i obecni pracownicy IPN. Część z nich wystąpiła za Szarka, inne się pogłębiły w ostatnich trzech latach.
– Powstały nowe biura: Nowych Technologii i Przystanków Historia. Oraz Centralnego Przystanku Historia im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a jego szefową została była prezes Polskiego Radia dr Agnieszka Kamińska – wylicza jeden z historyków, który odszedł z IPN za Nawrockiego.
Wraz z nowym prezesem, który był wcześniej dyrektorem Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, pojawił się w IPN tzw. zaciąg gdański. To określenie, które słyszymy od historyka zatrudnionego w jednym z oddziałów. Chodzi o zastępcę Nawrockiego, czyli dr. hab. Karola Polejowskiego. – To postać anonimowa w środowisku historyków dziejów najnowszych – wyjaśnia nasz kolejny rozmówca. Polejowski zajmuje się średniowieczem i pracował u Nawrockiego w Muzeum II Wojny Światowej; mediewistą był również Kurtyka, ale ze względu na zainteresowanie podziemiem niepodległościowym był rozpoznawany wśród badaczy historii współczesnej.
Kolejni prezesi IPN do czasów Łukasza Kamińskiego włącznie podkreślali, że nauka jest okrętem flagowym Instytutu, który miał na tym polu ogromne dokonania. Teraz miejsce badań, przykładowo nad kryzysami społeczno-politycznymi, zajęła rocznicowa celebra, propaganda historyczna i promocja prezesa
– Szefem Biura Badań Historycznych, a więc pionu naukowego, został z kolei dr Sebastian Pilarski. To skoncentrowany na administracji technokrata – dodaje pracownik IPN.
„Rzeczpospolita” poprosiła dr. Pilarskiego o komentarz. – Zasady prowadzenia badań są w IPN niezmienne. Pracuję w IPN od 2007 r., więc pamiętam, że recenzentów zawsze akceptował szef pionu naukowego. Zapytałbym, czy technokracja jest zarzutem, skoro – a doceniają to naczelnicy oddziałów – odkąd jestem dyrektorem Biura Badań Historycznych, proces recenzyjny został usprawniony, a więc jest szybszy: nie czeka się już kilku tygodni na akceptację proponowanych recenzentów, jak było to w poprzednich latach.
Inaczej to widzi dr Machalica. Mówi „Rzeczpospolitej”, że Instytutowi, któremu przyglądał się, jeszcze zanim został członkiem jego kolegium, przez wiele lat bliżej było do uniwersytetu. – IPN zawsze towarzyszyło napięcie, na ile ma być urzędem, a w jakim stopniu instytucją naukową. Obecnie jest bliższy realiom urzędniczym – komentuje.
Czy władze IPN wywołują „efekt mrożący”?
Pracownik jednego z oddziałów mówi nam wręcz o „efekcie mrożącym”: – Słyszałem o sytuacji, w której proponowany przez badacza recenzent został odrzucony, bo krytykuje Instytut. Sam zrezygnowałem z organizacji spotkań promocyjnych moich książek, bo nie chcę, aby kierownictwo dokonywało cenzury, odrzucając część uczestników dyskusji.
Szef pionu naukowego zaprzecza: – Odkąd jestem dyrektorem Biura Badań Historycznych, nie rekomendowałem negatywnie wniosku o zgodę na publikację w czasopiśmie zewnętrznym ani nie odrzuciłem proponowanego recenzenta ze względów innych niż np. jego brak czasu na sporządzenie opinii.
IPN od dłuższego czasu nie jest w stanie wydać historycznego bestsellera, który nadałby ton debacie publicznej
Zarzuty odpiera też rzecznik IPN: – Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że w Instytucie jest problem z wolnością badań naukowych i pluralizmem. Od 25 lat jest to instytucja, w której swobodnie można prowadzić badania naukowe w zakresie przewidzianym przez ustawę – przekonuje dr Rafał Leśkiewicz. – Nie spotkałem się z sytuacją zablokowania tematu badań naukowych lub recenzenta książki. Nie dotarły do mnie żadne informacje o takich przypadkach – podkreśla.
– Atmosfera jest napięta. Wcześniej drzwi do pokojów były otwarte, teraz są zamknięte – mówi nam historyk, który rozstał się z IPN.
Sytuacji w Instytucie przyglądało się Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich: w latach 2023 i 2024 wpłynęły do niego wnioski w trzech sprawach. Po pierwsze, RPO poprosił o wyjaśnienia w sprawie zarządzenia, podług którego „pracownicy IPN nie mogą prowadzić w mediach, mediach społecznościowych i serwisach internetowych działalności publicznej niedającej się pogodzić z działalnością Instytutu oraz udzielić wypowiedzi bez uzyskania zgody”. Po drugie, podjął problem unieważnienia przez prezesa IPN wszystkich wcześniej wydanych zgód na podejmowanie przez pracowników dodatkowego zatrudnienia poza Instytutem (np. na uczelni), tym samym musieli o nie wystąpić ponownie. Po trzecie, przyjrzał się obawom pracowników Instytutu, które wzbudziły w nich zapisy o przeniesieniu na rzecz IPN wykonywania zależnego prawa autorskiego.
Dr Bartosz Machalica: Za Szarka i Nawrockiego IPN jest w stanie przemówić tylko do wyborców PiS
Według Machalicy zatrudnionym w IPN historykom tematy są narzucane, a brak pluralizmu nie sprzyja ani poziomowi badań naukowych, ani pozycji Instytutu w debacie publicznej.
– Powstaje pytanie, na ile jest to skuteczne: IPN bardziej pluralistyczny miał większą moc oddziaływania i docierał do większej grupy odbiorców. Nawet jeśli był to ograniczony pluralizm, wykluczający zazwyczaj wrażliwość lewicową, to IPN oddziaływał również na polityczne centrum, wyznaczał hegemonię na polu pamięci historycznej. Za Szarka i Nawrockiego jest w stanie przemówić wyłącznie do wyborców PiS.
Zasiadający w kolegium historyk i politolog zauważył coś jeszcze: – IPN od dłuższego czasu nie jest w stanie wydać historycznego bestsellera, który nadałby ton debacie publicznej. Instytutowi brakuje sukcesów na tym polu. Takich wydarzeń wydawniczych nie ma. Największym sukcesem, jeśli chodzi o pobudzanie publicznej debaty, jest biografia Mieczysława Rakowskiego pióra Michała Przeperskiego, historyka, który z IPN już się rozstał. Jej wydanie dzisiaj chybaby się nie wydarzyło.
Dr Rafał Leśkiewicz, rzecznik IPN, zapytany przez „Rzeczpospolitą” o publikacje, które okazały się sukcesem wydawniczym i wywołały dyskusję, wymienił książkę Grzegorza Wołka z 2024 r. „Szaleńcy niepodległości. Historia Konfederacji Polski Niepodległej”, która raczej nie rezonuje poza prawicą. Dopytywany wskazał też biografię Rakowskiego, z tym że książka ukazała się już cztery lata temu.
– Kolejni prezesi IPN do czasów Łukasza Kamińskiego włącznie podkreślali, że nauka jest okrętem flagowym Instytutu, który miał na tym polu ogromne dokonania. Teraz miejsce badań, przykładowo nad kryzysami społeczno-politycznymi, zajęła rocznicowa celebra, propaganda historyczna i promocja prezesa. To pracownicy Instytutu zaczęli rozwijać skrót IPN jako Instytut Promocji Nawrockiego – podsumowuje badacz, który rozstał się z „firmą”.