Katarzyna Bosacka słynie z tego, że obnaża szkodliwe składy lubianych artykułów spożywczych i radzi Polakom, czego nie kupować. Tym razem jednak zaskoczyła swoich obserwatorów. Opublikowała w mediach społecznościowych wpis dotyczący pozytywnych zmian w składzie Berlinek. Skłoniło ją do tego zdjęcie etykiety produktu nadesłane przez jedną z internautek. Sprawdź, jak bardzo zmieniły się kultowe przysmaki.
Pozytywne zmiany w składzie popularnych parówek
Zmianę widać już na pierwszy rzut oka. Etykieta „nowych” Berlinek jest zdecydowanie krótsza. Nie ma już na niej stabilizatorów oraz wzmacniaczy smaku, takich jak na przykład glutaminian sodu, czyli sól sodowa kwasu glutaminowego (E166). Zmniejszono również liczbę innych dodatków. Co więcej, zmienił się również główny składnik produktu. Jeszcze do niedawna było to jedynie mięso wieprzowe. Producent „wymienił” je na mieszankę wieprzowiny i kurczaka (odpowiednio 51 i 20 procent).
W sklepach pojawiły się ostatnio Berlinki dla dzieci, które w 90% składają się z mięsa drobiowego i mają jeszcze krótszy skład. Co prawda można również kupić parówki od innych producentów ze 100% zawartością mięsa, ale nie jest źle – ocenia Katarzyna Bosacka.
Warto zauważyć, że do wprowadzenia tych zmian przyczynili się pośrednio sami konsumenci, którzy, jak wskazuje dziennikarka, zmotywowali producenta do zmodyfikowania składu parówek. Jeszcze do niedawna pozostawiał on wiele do życzenia. „Ja w ostatnim czasie przestałam je jeść, bo tego się jeść nie dało! Były ohydne […] Czy teraz się przekonam to się okaże”… – zauważa jedna z internautek w komentarzu pod postem.
Co w składzie parówek wymaga jeszcze poprawy?
Katarzyna Bosacka dostrzega pozytywne zmiany w zawartości parówek. Jednocześnie wymienia kwestie, nad którymi wciąż warto popracować. Zwraca uwagę między innymi na stosunkowo niewielką ilość głównego składnika. „Mięsa nadal jest w nich zaledwie 71%, a do tego kurczak jest po prostu tańszy niż wieprzowina… Czyżby postanowili również zaoszczędzić?” – zastanawia się w poście. Podkreśla też, że choć zrezygnowano z dodawania do parówek wzmacniaczy i stabilizatorów, to wciąż można w nich znaleźć inne sztuczne związki, na przykład glukozę czy azotyn sodu (E250).
Azotyn sodu to konserwant powszechnie wykorzystywany w przemyśle spożywczym przez producentów wędlin i wyrobów mięsnych. Służy do zabezpieczania żywności przed namnażaniem się bakterii. Nadaje jej też różowy kolor. Związek został dopuszczony do obrotu. Warto jednak zaznaczyć, że jego nadmierne spożycie może utrudniać transport tlenu w organizmie i zwiększać ryzyko mutacji komórek, a co za tym idzie przyczyniać się do rozwoju nowotworów.