Ostatnio, gdzie nie spojrzę, widzę „Przegląd Sportowy”. To się zaczyna się od mojego przyjaciela. Nie wyobraża on sobie tego, że z jego osobistego przeglądu prasy ten tytuł mógłby kiedyś zniknąć. Systematycznie mi o nim przypomina. Na myśl przychodzą też katowicki „Sport” czy krakowskie „Tempo”. Tego drugiego już nie ma, a pierwszy funkcjonuje na cyfrowych rubieżach mediów.
/123RF/PICSEL
Znacznie mocniej zaznacza długie trwanie „Przegląd Sportowy”. Dumnie głosi na pierwszej stronie, że ukazuje się od 21 maja 1921 roku. Na pierwszej stronie, a nie „na stronie”, bo mamy tu do czynienia wciąż z papierem. Także kolory i krój liter są nieco vintage. Takie nie do końca nowoczesne. Wszystko to mówi, że coś tu jest solidnie osadzone w czasie, który jeszcze nie przeminął.
Inne świadectwa też dostarczają dowodów długowieczności. Czasem zupełnie znienacka. Oto w opowiadaniu Marka Hłasko, pod dziwacznym nieco tytułem „Sowa, córka piekarza” (taki tytuł dzisiaj to nie klikbajt), odbywa się następująca rozmowa:
Reklama
– Dlaczego nie czyta pan gazet? Ja także rzadko czytam gazety, ale sport to co innego. Nie czytał pan nawet „Przeglądu Sportowego?
– Nie.
– „Przegląd Sportowy” jest całkiem dobrym pismem. Oni wpadli teraz w euforię po tym, jak złapaliśmy tych siedem medali, ale za jakiś czas znów zaczną pisać normalnie. Mają dobrych reporterów.
„Sowa, córka piekarza” ukazała się drukiem w 1968 r., wydana przez Księgarnię Polską w Paryżu. W tym roku mija 90 lat od urodzin pisarza. Warto przypomnieć, że Sejm ustanowił rok 2024 rokiem Marka Hłaski.
„Takich nośników emocji jest już niewiele”
Piszę o „Przeglądzie Sportowym” i o tej prozie, która się w ogóle nie zestarzała i brzmi wręcz niezwykle nowocześnie, bo to nie są historyczne artefakty, lecz atrybuty teraźniejszości. Tyle że takich nośników znaczeń i emocji, nawiązujących do minionych epok, lecz wciąż żywych, jest już bardzo niewiele. Jak czarnych nosorożców.
Piszę o tym dlatego, że my – przedsiębiorcy, inwestorzy, pracownicy, często łączący te role – poddawani jesteśmy nieustannej zmianie. Zachodzi ona wszędzie i dotyczy każdego aspektu życia. Sięga spraw mających kiedyś status całkowicie prywatnych.
Rzeczywistość stawia nam zatem coraz większe wymagania. Trzeba się dostosowywać. I trudno zwolnić, odrzucając presję, skoro wszyscy wokół pędzą. Jesteśmy tego świadomi, podobnie jak problemów z samymi sobą, w które nas wkręca ta wirówka. Stąd popularność diagnoz, porad i wskazówek typu „jak żyć?” Media społecznościowe są ich pełne. Praktykujemy poppsychologię (w sumie sam to robię w tym akapicie). A Bogdan de Barbaro mówi o psychoterapeutyzacji kultury, czyli o przenikaniu wpływów psychologii do popkultury („Znak”, numer z lutego 2024).
Kolosalna zmiana zachodzi także w inwestowaniu na rynkach finansowych. Pisałem o tym tydzień temu. Robotyzacja, algorytmizacja, automatyzacja. Te wszystkie trudne słowa rynków kapitałowych zapowiadają radykalnie nowy sposób realizowania inwestycji. Tak jakbyśmy wszyscy byli stopniowo zamykani w kapsule, z malejącą kontrolą nad jej trajektorią.
„Bardzo wielu chciałoby sobie porozmawiać z Warrenem Buffettem”
Jestem przekonany, że już niedługo powstaną możliwości, oparte na silnikach sztucznej inteligencji, by sobie porozmawiać z wybitnymi a już nieżyjącymi inwestorami. Tak aby móc zasięgnąć ich rady. A przedsiębiorca będzie w stanie odbyć rozmowę ze Steve’em Jobsem. Oczywiście nie taką rozmowę, jak ta dwóch panów w pociągu do Wrocławia w opowiadaniu Hłaski. Tak jak nieżyjący lub odmłodzeni cyfrowo aktorzy już grają w filmach, tak samo wielkie modele językowe otworzą drogę do konwersacji z Jobsem, JFK, a nawet z Marilyn Monroe czy Ernestem Hemingwayem. Istnieją bowiem wystarczające zasoby informacji, by na ich podstawie rekonstruować osobowości i charaktery tych postaci. Przecież skoro bota można nauczyć prowadzenia zręcznej i naturalnej rozmowy z poirytowanym klientem, to na pewno da się porozmawiać z cyfrową osobą Hemingwaya na temat tego, czy łowienie wielkich ryb oceanicznych jest na pewno takie przyjemne.
Czy to będzie era nowych możliwości dla inwestorów giełdowych? Być może tylko pozornie. Bo zakładam, że bardzo wielu z nich chciałaby sobie porozmawiać z Warrenem Buffettem. Mówiąc ściślej, z quasi-Buffettem. A skoro wszyscy będą mieli dostęp do określonej wiedzy, sugestii, porady czy rekomendacji, to czy jej zdobycie i użycie dostatecznie kogokolwiek wyróżni? Może to nie określona odpowiedź zapewni przewagę, lecz bogata w niuanse treść pytania? Aczkolwiek sztuczna inteligencja na pewno będzie nam podpowiadać, jakie pytania są optymalne, zatem wszyscy odnajdziemy się w tej samej kapsule, na tej samej trajektorii, w jednym trendzie.
Nudny, ale i trudny świat się szykuje. Mam nadzieję, że przynajmniej „Przegląd Sportowy” będzie wychodził zawsze, i to w papierze (o ile nie zakażą tego standardy ESG). A proza Hłaski będzie tak samo aktualna w stulecie od jego urodzin, tak jak jest dziś, 90 lat od tamtej chwili. Człowiek powinien mieć jakieś stałe punkty odniesienia, przypominające o tym, że nie wszystko powstało rok, pięć czy najdalej dziesięć lat wcześniej.
Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, obecnie CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL