Wybory do PE – eurosceptycyzm w wersji light

PiS zrobił wiele, by obywatele zwątpili w sens pozostawania w Unii Europejskiej.
Wybory do PE – eurosceptycyzm w wersji light - INFBusiness

Foto: Adobe Stock

UE obrzydzano już nam na wiele sposobów: zaczęło się od krzywizny bananów, mówiono też o obowiązkowej konsumpcji robaków, zabieraniu samochodów i nihilizmie moralnym. To jednak nie zadziałało. Teraz czeka nas nowa odsłona straszenia Wspólnotą – w wersji light.

PiS musi odróżniać się od euroentuzjastów

PiS już wie, że Polacy chcą być w Unii. Musi więc przed wyborami znaleźć taki sposób mówienia o Brukseli, żeby wyraźnie odróżniać się od rządzących euroentuzjastów, a jednocześnie sprawiać wrażenie, że nie ma noża w zębach i wcale nie dąży do polexitu. Dla twardych przeciwników UE pozostaje niezawodny europoseł Suwerennej Polski Patryk Jaki, który uważa, że rząd PiS dawał się Unii oszukiwać, a Wspólnota „stosuje kryterium rasistowskie, dlatego, że uważa, że (…) w Polsce jest rzekomo gorsza kultura i gorsza tradycja”.

Pisowski mainstream słuchać będzie raczej europosłanki i byłej premier Beaty Szydło

Jaki mówi do swoich wyznawców, ale pisowski mainstream słuchać będzie raczej europosłanki i byłej premier Beaty Szydło. A ta już się zabrała do pracy. Straszy więc właśnie zatwierdzoną „dyrektywą budynkową”, „zmuszającą mieszkańców Unii do remontów swoich domów oraz wymiany źródeł ogrzewania według wytycznych KE”. Jej zdaniem nowe prawo „drastycznie zwiększy koszty życia Europejczyków. Podatki od samochodów, podatki od paliwa, podatki od emisji itd. – to wszystko w najbliższych kilku latach wydrenuje kieszenie Polaków i reszty mieszkańców UE. Zniszczy podstawy europejskiej gospodarki, co poskutkuje załamaniem rynku pracy”. Szykuje się apokalipsa. Dlaczego? Bo brukselscy urzędnicy mają „utopijne wizje, których koszty przerzucają na mieszkańców Unii” (co akurat nie jest prawdą, bo Unia na modernizacje budynków daje pieniądze i to od rządów państw zależy, czy i jak te środki wykorzystają).

Sedno nowej antyunijnej opowieści

Ten wymierny, finansowy strach to sedno nowej antyunijnej opowieści. Nieważne są argumenty stojące za dyrektywą: oszczędność energii, dostrzegalne gołym okiem zmiany klimatu i wpływ ogrzewania węglem na zdrowie. Sytuację należy tak przedstawić, by przerażeni obywatele zwątpili w sens pozostawania w UE, by utrącić chociaż kilka punktów procentowych tego trudnego do zniesienia dla byłej premier polskiego euroentuzjazmu.

Możemy się więc spodziewać kolejnych wpisów w mediach społecznościowych (tu się uprawia propagandę najłatwiej, bo nie trzeba odpowiadać na pytania), które będą budować poczucie zagrożenia i niechęci do „eurokratów z Brukseli”. Nie przeszkodzi to oczywiście politykom PiS bić się o miejsca do PE. Dzięki unijnym pensjom zbudują sobie nowoczesne energooszczędne domy tam, gdzie jeszcze da się oddychać.

Autorka jest wicenaczelną PAP

Источник

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *