W weekend Iran zaatakował Izrael. W poniedziałek jednak nie widać większych zawirowań na rynku. Niemniej każda eskalacja konfliktu będzie wpływać na ceny ropy naftowej, a to już bezpośrednie zagrożenie dla naszych portfeli – ostrzega Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej.
Zawirowania na rynku surowców będą wpływać na ścieżkę inflacji w Polsce (Licencjodawca, Dawid Wolski)
W nocy z soboty na niedzielę Iran dokonał odwetowego uderzenia na Izrael za ostrzelanie irańskiej placówki konsularnej w Damaszku, w którym zginęło kilku wyższych irańskich oficerów.
Teheran wystrzelił ok. 300 dronów i rakiet, jednak ogromną większość z nich udało się strącić siłom Izraela, USA, Francji, Wielkiej Brytanii oraz Jordanii.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Miał zrujnować rodzinną firmę, a teraz ma 120 salonów i podbija rynek w Polsce – Marcin Ochnik
Iran atakuje Izrael. To wpłynie na ceny ropy naftowej
Izrael wyegzekwuje od Iranu zapłatę za atak z ostatniej nocy w odpowiadającym mu czasie i w odpowiadający mu sposób – zapowiedział minister izraelskiego gabinetu wojennego Beni Ganc. Z kolei Reuters przekonuje, że rząd izraelski będzie chciał odwetu, pomimo tego, że nie dostanie na to wsparcia od Stanów Zjednoczonych.
Biały Dom obawia się, że izraelski kontratak po irańskim uderzeniu może doprowadzić do szerszej wojny regionalnej. Dlatego, wskazując na sukces wspólnej obrony w strąceniu niemal wszystkich rakiet i dronów z Iranu, Biden poradził Netanjahu, by „wziął zwycięstwo” i na tym zakończył wymianę ciosów z Iranem.
W poniedziałek rynki wyglądały dość spokojnie. W południe cena ropy naftowej Brent spada ok. 0,8 proc. do 89 dol. za baryłkę.
Czekamy na odpowiedź Izraela na irański (nieudany) atak. Zakładamy jednak, że będzie on umiarkowany, bo zarówno OPEC, jak i USA oraz prezydent Biden nie chcą wyższych cen ropy – wyjaśniają ekonomiści ING Banku Śląskiego.
Każda iskra może rozpalić pożar
Innymi słowy, inwestorzy zakładają, że weekendowy atak był jednorazowy i nie oczekują eskalacji konfliktu na Bliskim Wschodzie. Jednak sytuacja jest bardzo dynamiczna, a odwet rządu Benjamina Netanjahu nie jest wykluczony. A to z kolei oznacza, że nie może nas czekać kolejna fala niepokojów na rynku „czarnego złota”. Co to oznaczałoby dla Polaków?
– Już w piątek, przed sobotnim atakiem Iranu na Izrael, doszło do wzrostu cen ropy, wynikającego z faktu, że rynek wysoko wyceniał ryzyko konfliktu. Informacja, że Iran poprzestanie na tej akcji, spowodowała, że cena wróciła do około 90 dolarów. Teraz pytanie, na które odpowiedź może warunkować dalszą zmianę ceny ropy i innych surowców, to czy konflikt będzie miał ciąg dalszy, a jeśli tak to jak intensywny i jak długotrwały – mówi w rozmowie z money.pl Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej.
Według ekonomisty potencjalnie taki konflikt mógłby mieć spore skutki dla światowej gospodarki, a w krótkim okresie silnie podbiłby ceny ropy.
Najgorszym pod tym względem byłaby ewentualna towarzysząca konfliktowi blokada cieśniny Ormuz, która jest bardzo ważna dla handlu ropą. To szlak morski pozwalający na transport ropy naftowej z Zatoki Perskiej. Tamtędy transportowana jest istotna część globalnych dostaw ropy – tłumaczy Kotecki.
Cieśnina Ormuz położona jest na Morzu Arabskim, pomiędzy Zatoką Perską a Omańską. Wybrzeże dzielą tu Iran, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Oman (a konkretnie należąca do niego eksklawa). Przesmyk jest najważniejszym na świecie punktem tranzytowym ropy naftowej. Przepływa przez niego ok. 20 proc. światowego surowca. Każdego dnia jest to ponad 2 mln baryłek ropy.
Wyższe ceny ropy to droższe produkty
– Konflikty, z którymi mamy obecnie do czynienia powodują, że cena dostaw jest około 20 dolarów wyższa niż jeszcze w końcu ubiegłego roku. Do tego w ostatnich miesiącach wzrosły ceny frachtu i ubezpieczenie ładunków z ropą naftową. To się przekłada na cenę dla klienta końcowego ropy i produktów ropopochodnych, i dalej na koszty podmiotów zużywających dla swoich celów, w tym produkcyjnych, te droższe produkty – kończy ekspert.
Dlatego też Rada Polityki Pieniężnej siłą rzeczy będzie musiała skupić się na czynnikach zewnętrznych, które mogą zmienić ścieżkę hamowania inflacji w Polsce.
– Zmiana cen na rynku surowców, w tym ryzyko podrożenia produktów ropopochodnych i zwiększenia kosztu obrotu nimi, to czynniki, jakie RPP zalicza do obszarów niepewności, mogących mieć negatywny wpływ na kształtowanie się zjawisk inflacyjnych w polskiej gospodarce oraz w oddziałującym na nią jej otoczeniu – mówi w rozmowie z money.pl Przemysław Litwiniuk, prawnik, również jeden z członków Rady.
Co więcej, jak dodaje, na tym etapie przyjmowanie istotnego prawdopodobieństwa zmiany prognozowanej ścieżki inflacji w kierunku niezgodnym z oczekiwaniami „jest co najmniej przedwczesne”.
W marcu inflacja wzrosła o 2 proc. Jednak ekonomiści nie mają wątpliwości, że w najbliższym czasie będzie ona sukcesywnie rosnąć. – Nadchodzące miesiące przyniosą wzrost inflacji w okolice 3 proc. W ciągu najbliższych 2-3 miesięcy zobaczymy efekty powrotu standardowej stawki VAT na żywności – powinna ona podnieść CPI o 0,8 pkt. Spodziewamy się też dalszego wzrostu cen paliw – wylicza kierownik zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE) Jakub Rybacki.
Jego zdaniem trwałe utrzymanie cen baryłki ropy w okolicach 90 dol. podwyższy inflację nad Wisłą o ok. 0,3 pkt. proc. w perspektywie roku. Wzrost ceny ropy do 100 dol. za baryłkę przełoży się na podniesienie ścieżki inflacji o kolejne 0,2 pkt. Łącznie to 0,5 pkt. proc.
Świat boi się wzrostu cen ropy?
O tym, że to rynki energii pozostają kluczowym mechanizmem przenoszącym napięcia na resztę światowej gospodarki piszą w najnowszym komentarzu analitycy Capital Economics. Podają, że ropa zdrożała od początku roku o ok. 20 proc.
Ceny ropy Brent wzrosły już z 83 dol. za baryłkę miesiąc temu do ponad 90 dol. za baryłkę w minionym tygodniu. Częściowo pod wpływem obaw o dostawy i ryzyko geopolityczne związane z konfliktem na Bliskim Wschodzie i Ukrainie (europejskie ceny gazu również wzrosły o około 10 proc. w ciągu ostatniego tygodnia po atakach rosyjskich dronów na magazyny na Ukrainie). Zgodnie z ogólną zasadą, wzrost cen ropy naftowej o 10 proc. powoduje wzrost inflacji zasadniczej w gospodarkach rozwiniętych o 0,1-0,2 proc. Jest mało prawdopodobne, aby miało to znaczący wpływ na decyzje polityczne banków centralnych – tłumaczą.
Capital Economics wskazuje, że znaczący wpływ na politykę pieniężną miałby dopiero większy i bardziej trwały wzrost cen ropy naftowej.
„Prawdopodobnie wymagałoby to wyższych cen energii, które przełożyłyby się na inflację bazową -np. dlatego, że producenci przenieśliby wyższe koszty energii na konsumentów. Jest to być może większe ryzyko w Stanach Zjednoczonych niż w Europie, biorąc pod uwagę względną siłę popytu konsumpcyjnego” – dodają.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl