Nie tylko szef resortu sprawiedliwości Adam Bodnar, ale także NIK twierdzi, że spot z udziałem byłego ministra mógł naruszyć zasady finansowania kampanii wyborczych. Jednym z dowodów ma być opinia prawna, powstała jeszcze przed wyborami.
Zbigniew Ziobro
„Polska musi pozostać bezpieczna. To przestępcy mają się bać, a nie uczciwi ludzie” – głosił spot, emitowany w czasie kampanii wyborczej w 2023 roku przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Miał nietypowego lektora – Zbigniewa Ziobrę, który osobiście pojawił się pod koniec spotu, by pochwalić się zaostrzeniem kodeksu karnego. I było to „niecelowe i niegospodarne”, a spot miał „wiele cech wspólnych ze spotami wyborczymi”. Tak wynika z analizy Najwyższej Izby Kontroli.
Jako pierwszy o kontrowersjach, związanych ze spotem, zaalarmował obecny szef resortu Adam Bodnar
To kolejna odsłona kontrowersji wokół kampanii Ziobry, które rozpoczęły się w ubiegłym tygodniu, gdy minister sprawiedliwości Adam Bodnar wysłał informacje dotyczące spotu do Krajowego Biura Wyborczego. Uznał, że istnieje „prawdopodobieństwo naruszenia zasad udziału i prowadzenia kampanii wyborczej przez osoby pełniące funkcje publiczne, tj. ekspozycja wizerunku ministra sprawiedliwości, który prowadził narrację, będąc jednocześnie kandydatem” oraz związane z tym „prawdopodobieństwo naruszenia zasad finansowania kampanii”. Chodzi o to, że kampania wyborcza powinna być opłacana ze środków komitetu, a nie np. ministerstwa. Zdaniem Bodnara spot powinien być więc przeanalizowany przed podjęciem przez PKW decyzji o ewentualnym odebraniu subwencji PiS.
Pismo do KBW spotkało się z ripostą polityków Suwerennej Polski oraz Bartosza Lewandowskiego, adwokata reprezentującego m.in. byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego. „Jak się chcemy bawić w weryfikowanie finansowania spotów wyborczych (…), to KO ma spory problem” – napisał mec. Lewandowski. Przypomniał, że w trakcie kampanii samorządowej ze środków miasta stołecznego Warszawy powstał spot, dotyczący kładki nad Wisłą, będący w istocie promocją starającego się o reelekcję prezydenta Rafała Trzaskowskiego.
Zdaniem NIK, ministerstwo wiedziało, że spot może naruszać prawo
Problem w tym, że o kontrowersjach związanych z kampanią Ziobry, nie świadczy tylko pismo Bodnara, ale też raport NIK z wykonania budżetu ministerstwa w 2023 roku. Jest to standardowy dokument, opracowywany co roku przez NIK w ramach badania wykonania tzw. poszczególnych części budżetowych.
Z analizy wynika, że na kampanię telewizyjną oraz zakup dodatkowego czasu antenowego poszło 2,7 mln zł, co miało być „niecelowe i niegospodarne”, bo zdaniem izby „nie opracowano kluczowych dokumentów potwierdzających zasadność przeprowadzenia takiej kampanii”, a „w opracowanej dokumentacji nie wskazano korzyści z realizacji kampanii oprócz celu wizerunkowego”. Zdaniem NIK „nie ma podstaw ponoszenia wydatków na promowanie i reklamowanie realizacji zadań finansowanych ze środków budżetu państwa przez organy państwowe”.
Kluczowym dowodem na niecelowość kampanii ma być opinia prawna, sporządzona dla ministerstwa we wrześniu ubiegłego roku, czyli jeszcze przed wyborami. Zdaniem NIK, potwierdziła ona, że „spot ma wiele cech wspólnych ze spotami wyborczymi”.
Więcej na temat opinii napisała w poniedziałek Wirtualna Polska. Ujawniła, że autorem ekspertyzy jest Tomasz Darkowski, były wysoki urzędnik w ministerstwie. Zdaniem wp.pl, konkluzje nakazywały ministerstwu szczególną ostrożność i sygnalizowały ryzyko odrzucenia sprawozdania finansowego przez PKW.
„Spot Ziobry może pogrążyć PiS” – pisze Wirtualna Polska, zauważając, że mimo ostrzeżenia emisja filmu trwała aż do ciszy wyborczej. Mimo to mec. Bartosz Lewandowski mówi „Rzeczpospolitej”, że nie zmienia swojej oceny. – Gdybyśmy interpretowali kodeks wyborczy tak, jak domaga się tego strona rządowa, odrzuconych musiałoby zostać bardzo wiele sprawozdań komitetów, zwłaszcza z kampanii samorządowych, podczas których kandydaci nagminnie promowani są ze środków publicznych – mówi.