mBank chce uciec spod topora frankowiczów. Pokazał w jaki sposób

Co zarobimy, musimy oddać frankowiczom – mówią bankowcy. Na razie nie dosłownie, ale w postaci rezerw tworzonych na ryzyko prawne związane z kredytami we frankach. Wskutek tego polski sektor bankowy się kurczy i powstają poważne obawy, czy będzie zdolny do finansowania gospodarki. Banki postanawiają uciec spod tego topora. mBank pokazał w jaki sposób. Zdjęcie

W sumie do końca III kwartału mBank utworzył 10,7 mld zł rezerw na kredyty frankowe /Arkadiusz Ziółek /East News

W sumie do końca III kwartału mBank utworzył 10,7 mld zł rezerw na kredyty frankowe /Arkadiusz Ziółek /East News

Reklama

– Kontynuujemy dobre wyniki operacyjne i płacimy na wąską grupę kredytobiorców frankowych – powiedział na konferencji prasowej poświęconej prezentacji wyników mBanku za III kwartał jego prezes Cezary Stypułkowski.

Popatrzmy na chwilę na wyniki banku. W trzecim kwartale miał on 83 mln zł straty. Spowodowana była utworzeniem dodatkowo 1,084 mld zł rezerw na ewentualne niekorzystne rozstrzygnięcia sądów w sprawach o kredyty we frankach. Gdyby nie rezerwy na franki, mBank miałby 3,55 mld zł zysku netto po trzech kwartałach tego roku.

W sumie do końca III kwartału mBank utworzył 10,7 mld zł rezerw na kredyty frankowe. Wyliczył, że przewalutowanie tych kredytów na złote kosztowałoby go ok. 4 mld zł. A to jeszcze nie koniec.  

– Nie uważamy, że jest to koniec odpisywania rezerw na ryzyko prawne – powiedział Cezary Stypułkowski.

Przypomnijmy, że generalnie banki – przynajmniej część osiąganych zysków – przeznaczają na zwiększenie kapitałów po to, żeby mogły dalej udzielać kredytów. Jeśli bank ma za małe kapitały, nadzór mógłby mu nawet zabronić akcji kredytowej. To, że przy wysokich stopach procentowych nie ma popytu na kredyt, to jedna sprawa. Druga polega na tym, że jeśli polska gospodarka ruszy do przodu, a przedsiębiorcy przestaną bać się inwestować, popyt na kredyt może bardzo mocno wzrosnąć. 

Banki się kurczą

Franki to niejedyny powód, dla którego banki nie mogą budować swoich kapitałów. „Wakacje kredytowe” zabrały im w ubiegłym i tym roku ok. 15 mld zł, a jeśli nowy rząd spełni obietnice odchodzącego rządu PiS – zabiorą im kolejne ok. 6 mld zł. Do tego dochodzą inne obciążenia, jak np. podatek bankowy, które zmniejszają zyski. Przecena obligacji skarbowych spowodowała, że kapitały całego polskiego sektora obniżyły się w szczytowym jej momencie o ok. 40 mld zł, choć teraz część tych strat została odrobiona.

Niemniej fakty są takie, że jeszcze w 2017 roku fundusze własne (czyli w uproszczeniu – kapitały) stanowiły 10,25 proc. PKB, a w tym roku będzie to 7,19 proc. Co z tego wszystkiego wynika? Poważne obawy, że banki nie będą w stanie finansować potrzeb polskiej gospodarki. A zwiększenie inwestycji będzie wymagać ich finansowania.

mBank postanowił także zwiększyć swój kapitał, choć zyski musi przeznaczać na rezerwy na kredyty frankowe. Współczynnik kapitału Tier 1 wzrósł dzięki temu do 14,6 proc. i jest teraz wyższy o prawie 4,6 punktu procentowego ponad wymogi regulacyjne. Jak to mBank zrobił?

Zanim się tej operacji przyjrzymy, trzeba pamiętać, że kapitał musi utrzymywać wymagany poziom do aktywów ważonych ryzykiem. Takich aktywów jest cała lista, należą do nich m.in. kredyty, ale obligacje rządowe już nimi nie są, gdyż w ocenie regulatorów nie powodują ryzyka. Można zatem zwiększać kapitał, ale kiedy się nie da, można zmniejszyć aktywa ważone ryzykiem. I tak właśnie zrobił mBank.

– Transakcje sekurytyzacyjne uwalniają przestrzeń do tego, żeby móc rozwijać biznes – powiedział Cezary Stypułkowski. 

Sekurytyzacja pozwala wzmocnić kapitały

I nie chodzi wcale o to, że bank udzielał mniej kredytów, czy też wypowiedział umowy kredytowe. Przeciwnie, szykuje się do tego, żeby udzielać ich więcej. Po to dokonał syntetycznej sekurytyzacji istniejących kredytów i to największej w historii w naszym regionie. Była to trzecia taka transakcja banku w ciągu ostatnich 18 miesięcy.

Dzięki tym transakcjom z aktywów ważonych ryzykiem pozbył się w sumie 23 mld zł kredytów. Ten sekurytyzowany portfel pozostaje w bilansie mBanku, natomiast inwestorzy, wśród nich duże globalne fundusze sekurytyzacyjne, „kupili” ryzyko. Jeśli kredyt przestanie być spłacany, nabywcy będą mieli wskutek tego straty, a nie bank. Ponad połowę sprzedanego ryzyka było związane z kredytami gotówkowymi dla osób fizycznych a reszta z kredytami dla małych i średnich firm.

Transfer ryzyka odbył się poprzez emisję papierów zwanych Credit Linked Notes. Ta właśnie ostatnia transakcja poprawiła współczynnik kapitału podstawowego banku o ok. 0,9 punktu proc. w porównaniu z końcem czerwca tego roku, a wcześniejsze dwie – o ok. 1 punkt proc. Licząc rok do roku współczynnik kapitału Tier 1 mBanku wzrósł o 2,5 punktu proc.

– Dzięki temu pozycja kapitałowa banku jest ponad 4,5 proc. powyżej wymogów kapitałowych – powiedział Cezary Stypułkowski.

– To była największa transakcja sekurytyzacyjna w regionie. Trafiła do zdywersyfikowanej bazy inwestorów, wśród których byli inwestorzy z pierwszej piątki największych na rynku syntetycznej sekurytyzacji w Europie (…) Wpływ na kapitał jest bardzo znaczący – powiedział na konferencji Karol Prażmo, dyrektor zarządzający ds. skarbu i relacji inwestorskich.

Duży popyt na „zielone” obligacje

mBank wyemitował także „zielone obligacje” o wartości 750 mln euro jako papiery senioralne nieuprzywilejowane dla spełnienia wymogu MREL. Przypomnijmy, że banki do końca tego roku muszą spełnić wymogi MREL, czyli mieć obowiązkową wysokość kapitałów oraz innych instrumentów kwalifikowanych, żeby w przypadku upadku mogły zostać poddane uporządkowanej likwidacji. Gdy do tego dojdzie takie specjalne obligacje zamieniane są na kapitał pozwalający „odbudować’ upadłą instytucję. Popyt na te papiery mBanku prawie dwukrotnie przekroczył podaż. Było drogo. Stały kupon od czteroletnich obligacji wyniósł 8,375 proc. rocznie.

– Ta transakcja pozwala nam w pełni wymogi MREL spełnić – powiedział Karol Prażmo.

Pomimo rozmaitych obciążeń, w tym związanych z kredytami we frankach, banki szykują się na to, by odpowiedzieć na potrzeby gospodarki, gdy przedsiębiorcy przestaną się bać inwestować. Na razie popytu na kredyt nie ma, a wskaźnik kredytów do depozytów w mBanku spadł do 63,6 proc. Bardzo prawdopodobne jednak, że nowy cykl rozpocznie się już niedługo.

Jacek Ramotowski 

Wideo Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Przyśpieszona integracja w UE INTERIA.PL

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *