Zdewastowane finanse samorządów. „Najbardziej pokrzywdzone są duże miasta”

Rząd mówi: owszem, ustabilizujemy wasze finanse, ale nie liczcie, że będziecie opływać w dostatki. Bo kasa państwa przypomina szwajcarski ser, solidnie wygryziony przez polityków PiS. A samorządowcy wcale nie są pewni, jak dopiąć budżety na następny rok, i czy będą mogli się schylić po napływające z Unii fundusze. Zdjęcie

Finanse samorządów zdewastowane przez PiS /123RF/PICSEL

Finanse samorządów zdewastowane przez PiS /123RF/PICSEL Reklama

Samorządowy Kongres Finansowy Local Trends odbył się po raz siódmy, ale pierwszy raz po podwójnych wyborach. Najpierw zmieniła się władza centralna, a kilka miesięcy potem – władze w miastach i gminach. Samorządowcy jasno mówią, że w modelu państwa, który wcielał PiS, nie było miejsca na lokalną autonomię czy samorządność. Sejmik, burmistrz i wójt mieli robić to, co rząd wskazał palcem, a jeśli się nie słuchali, nie mogli liczyć nawet na słynne tekturowe czeki.         

– Spotykamy się po raz pierwszy po wyborach (…) Rok temu mówiliśmy, że trzy upiory: strach, trud i „nie warto” nie zniechęcą nas do działania. Udało nam się z tymi trzema upiorami uporać, ale cały czas za rogiem czyhają – mówił Maciej Grabowski, dyrektor programowy Local Trends i prezes Centrum Myśli Strategicznych, organizatora Kongresu.

– Po wyborach, które były romantycznym zrywem, czeka nas praca u podstaw. Czeka nas zmiana w finansach samorządowych, bo ponad połowa polskich miast ma deficyt. Musimy wypracować nowe rozwiązania, finansowe, gospodarcze i społeczne – dodała Magdalena Czarzyńska-Jachim, prezydentka Sopotu.

Reklama

Żeby samorząd nie był jedynie instytucją fasadową, musi mieć własne źródła finansowania. I te właśnie odcinał samorządom PiS. Ich dochody własne pochodzą z części PIT i CIT płaconych przez mieszkańców i firmy. Tzw. Polski Ład spowodował drastyczne zmniejszenie dochodów z PIT, a w związku z tym – dochodów własnych samorządów.

Teraz samorządowcy mają dwa cele – przywrócenia samorządom ich miejsca w ustroju państwa poprzez odzyskanie niezależności finansowej oraz wyrównanie strat powstałych za rządów PiS. W skali kraju straty te szacują na ok. 8 mld zł. Tylko Gdańsk na skutek wprowadzenia „Polskiego Ładu” tracił 500 mln zł wpływów budżetowych rocznie.

– Pomimo umiejętnego korzystania z reformy samorządowej czy wejścia do Unii Europejskiej byliśmy świadkami ubezwłasnowolnienia władzy samorządowej i podporządkowania jej władzy centralnej. Wiele samorządów doświadczyło spadku dochodów własnych. Konieczne jest budowanie autonomii finansowej samorządów i na temat, w jaki sposób trzeba zmieniać dochody własne samorządów, będziemy rozmawiać – mówił Mieczysław Struk, marszałek Województwa Pomorskiego.

– Kwota ok. 8 mld zł ubytku dochodów samorządów nie została nam zrekompensowana do końca 2023 roku. Gdybyśmy otrzymali tę kwotę, może rozłożoną na trzy lata, moglibyśmy odbudować to, co tzw. Polski Ład zdewastował, czyli nasze deficyty operacyjne – dodała Stanisława Kozłowska, skarbniczka Białegostoku.

Jak PiS zdewastował finanse samorządów

Rząd PiS te ubytki dochodów rekompensował tylko wybranym gminom, z reguły tym, gdzie rządzili ludzie partii. Ponieważ PiS przegrało już poprzednie wybory samorządowe w lwiej części większych miast, te nie dostawały pamiętnych kartonowych czeków. Dlatego borykają się z rosnącymi deficytami.

– Zmianami w finansowaniu samorządów najbardziej pokrzywdzone są duże miasta i miasta na prawach powiatów powiedziała Magdalena Czarzyńska-Jachim.

– Żeby zrównoważyć nasze budżety, potrzebujemy 28,6 proc. wpływów z PiT i podatku ryczałtowego – dodała prezydentka Łodzi Hanna Zdanowska.

Samorządy mogą jeszcze czerpać własne dochody z podatków i opłat lokalnych. Ale nie mogą ich kształtować dowolnie, ponad ustawowe limity.

– Opłata skarbowa i opłaty lokalne są na poziomie z 2006 roku, a poziom inflacji przekroczył już 70 proc. To niby drobiazgi, ale wpływają na dochody własne, a nie są rekompensowane (…) Z punktu widzenia gminy składają się w sumie na bardzo duże środki i zgłaszaliśmy już Ministerstwu Finansów potrzebę ich rewaloryzacji – mówiła Stanisława Kozłowska. 

Ubytek dochodów własnych w wyniku tzw. Polskiego Ładu to tylko jedna z przyczyn załamania się finansów samorządów. Drugą był brak rekompensat za zadania zlecone, takie jak np. finansowanie edukacji czy pomoc dla uchodźców z Ukrainy. Obniżanie dotacji na te cele było świadomą polityką PiS, ale ułatwiały ją mętne przepisy. Samorządowcy chcą wyraźnego określenia, co rząd i w jakim zakresie może im zlecać, i w jakim stopniu ma to rekompensować.  

– Nie sposób nie wrócić do minionych mrocznych ośmiu lat (…) Wołomin stracił na „Polskim Ładzie” 110 mln zł, musiał emitować obligacje, żeby pokryć wydatki na oświatę – powiedziała Elżbieta Radwan, burmistrz Wołomina.

– Fakt, że niektóre samorządy muszą dofinansować w 50 a nawet 55 proc. edukację odbiera im możliwości wykorzystania środków na zadania z KPO – dodał Mieczysław Struk.

Czy samorządy będą mogły inwestować?

Jak w starym dowcipie, tu właśnie pogrzebany jest pies. Bo deficyty w budżetach stawiają samorządy przed trudnymi wyborami. Albo okrawać komunikację publiczną, albo zamykać niektóre szkoły. Sięgać po środki europejskie jest tym trudniej, że w ciągu ostatnich lat z powodu spadku dochodów wiele samorządów musiało zadłużać się i osiągnęło ustawowe limity.

Samorządowcy mówią, że chętnie skorzystaliby z pożyczek, ale na inwestycje, które przyniosą stopę zwrotu lub oszczędności. Ale na programy społeczne, czy na edukację potrzebują bezzwrotnego finansowania.     

– Polska ma być może ostatnią szansę na pozyskanie środków europejskich. Co z tego jak wybuduję na wiele lat piękny żłobek, ale nie będzie nas stać na to, żeby później płacić osobom, które będą tam pracowały – mówiła Magdalena Czarzyńska-Jachim.

Na tym problem się nie kończy, bo zielona transformacja wymaga olbrzymich nakładów inwestycyjnych właśnie ze strony samorządów. Według danych przedstawionych podczas Kongresu, utylizacja tony odpadów kosztuje od nieco ponad 200 zł w tych gminach, które zainwestowały w spalarnie, do grubo ponad tysiąca zł tam, gdzie robi się to po staremu. Do tego dochodzi kluczowa sprawa, jaką jest termomodernizacja budynków komunalnych. 

– Wiele miast, jak Łódź potrzebuje wsparcia, żeby zakończyć proces transformacji społecznej (…) a także na realizację celów Zielonego Ładu – mówiła Hanna Zdanowska.

I być może najbardziej dotkliwy problem – czyli ogrzewanie. Ciepłownie spalają węgiel. Przestawienie ich na „ekologiczne” surowce, jak np. biomasa czy odpady komunalne to konieczny, ale nieuchronny wysiłek finansowy. I spoczywa on właśnie na samorządach. Jeśli nie będą mogły sięgnąć po unijne środki, nie będą w stanie przeprowadzić modernizacji ciepłowni, a mieszkańcy będą płacić krociowe rachunki.

– Spółki ciepłownicze funkcjonujące w powiatach przeżyły kryzys. Trzeba w nich przejść proces zmiany źródeł ciepła i ustabilizować ceny ciepła dla mieszkańców – mówił Krzysztof Kosiński, prezydent Ciechanowa.

W końcu wreszcie usuwanie składowisk niebezpiecznych odpadów. Samorządów na to nie stać. Jacek Karnowski proponuje, żeby obowiązki te przejęły państwowe fundusze ochrony środowiska. 

Samorządy zaczęły realizować inwestycje związane z Krajowym Planem Odbudowy, zanim unijne środki „zamrożone” przez rząd PiS zaczęły płynąć do Polski. Teraz oczekują od rządu refinansowania poniesionych nakładów z pieniędzy na KPO, już dostępnych.

– Apelujemy, żeby przemyśleć refinansowanie z KPO tych inwestycji, które już zrobiliśmy. Jeśli nie będzie ich refinansowania, będzie nam ciężko o pozyskanie nowych środków – powiedziała Magdalena Czarzyńska-Jachim.

Część samorządów będzie miała na jesieni duże kłopoty i potrzebna im będzie kroplówka ze strony rządu – dodał Jacek Karnowski.

Co na to rząd?

 – Podjęliśmy od razu próbę naprawy sytuacji na tyle, na ile jest to możliwe – powiedziała wiceminister finansów Hanna Majszczyk.

I samorządowcy przyznają ­- to fakt. Współpracują z rządem nad nowymi zasadami wyliczenia dochodów własnych, odbywają się prekonsultacje. Wiadomo, że jedną z zasad będzie powiązanie ich dochodów nie z wpływami z podatków należnych, ale z dochodami podatników. Będą progi wskazujące na zamożność samorządów, mają być tak ustawione, aby dochody pokrywały potrzeby gminy czy powiatu. Dochody własne będą obejmować część podatku ryczałtowego, który był wybierany przez wielu przedsiębiorców jako najbardziej korzystny po wprowadzeniu tzw. Polskiego Ładu.  

– Chcemy odseparować stabilność dochodów samorządów od zmian podatkowych, bo to było przyczyną ich ubytków w ostatnich latach – mówiła Hanna Majszczyk.

– Podstawowe założenie jest takie, że dochody dla jednostki samorządu terytorialnego będą powiększone, ale chcemy oprzeć reformę na przejrzystości i przewidywalności – dodała.

Czas goni, bo samorządy chciałyby wiedzieć na czym stoją najpóźniej do końca wakacji, żeby zająć się planowaniem budżetów na przyszły rok. Te, które ocierają się o limity zadłużenia, chciałyby, żeby dług zaciągany na współfinansowanie środków z pieniędzy unijnych lub pożyczki w ramach KPO nie były wliczane do limitów. 

– Nie możemy ani radnym, ani mieszkańcom powiedzieć, kiedy jakie zadanie będzie realizowane – mówił Jacek Brygman, wójt gminy Cekcyn i zastępca przewodniczącego Związku Gmin Wiejskich RP.

Zrobimy wszystko, żeby nowe zasady mogły obowiązywać od początku przyszłego roku – odpowiedziała Hanna Majszczyk.

Pusta kasa i gorące kartofle

Z podatkami i opłatami lokalnymi też jest problem, bo w 2023 roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że definicja budowli w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych jest niekonstytucyjna, gdyż odsyła do prawa budowlanego. W październiku orzekł, że niekonstytucyjne jest zróżnicowanie stawek opodatkowania garaży.

– Wskutek tych orzeczeń (…) do 1 stycznia 2025 roku powinniśmy mieć nowe definicje budowli, jak i opodatkowania garaży – mówił Paweł Grzybowski prawnik w Kancelarii Ziemski & Partners.

– Jesteśmy przed ustalaniem budżetów i jeśli nie pojawi się nowa definicja w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych w lipcu, będzie nam trudno projektować budżety na przyszły rok – powiedziała Izabela Kuś, skarbniczka Gdańska.

– Chcemy dokonać takich zmian w ustawie o podatkach i opłatach lokalnych, żeby samorządy mogły poczuć się trochę jak gospodarze (…) System poboru podatku od nieruchomości jest nie z tej epoki. Inicjatywa jak go zmienić powinna wyjść od samorządów – odpowiedział wiceminister finansów Jarosław Neneman.

Kwestia jest delikatna, bo podwyżki podatków i opłat lokalnych uderzą w kieszenie mieszkańców. Samorządy wolałyby, żeby o tym zdecydował rząd, rząd natomiast nie chce sobie poparzyć rąk gorącym kartoflem.

– Konieczne jest uszczelnienie i urealnienie podatków i opłat lokalnych, a będą to rzeczy niepopularne. Inicjatywa powinna wejść ze strony samorządów – mówił Jacek Karnowski, poseł na Sejm, a wcześniej wieloletni prezydent Sopotu.

Na razie pewne jest, że rząd zrekompensował samorządom podwyżki dla nauczycieli i nauczycieli w przedszkolach, co daje w sumie ponad 24 mld zł. Nie ukrywa jednak, że na jesieni będzie musiał podjąć decyzje o ograniczaniu wydatków, a to prawdopodobnie nie pozwoli na spełnienie aspiracji samorządów.

Według ścieżki, jaką finansom publicznym wytyczyły rządy PiS, dług publiczny miałby za dwa lata przekroczyć 60 proc. PKB. W opublikowanym ostatnio „Wieloletnim Planie Finansowym Państwa” rząd deklaruje, że nie dopuści do przekroczenia tego progu.

Jacek Ramotowski 

Wideo Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Poznań miastem na skalę europejską. „Mamy ku temu wielkie szanse” INTERIA.PL

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *