Grupą, która najczęściej sygnalizuje nasilający się problem w służbie zdrowia są ankietowani z niewielkich miast, liczących do 50 tys. mieszkańców. Zaskakująco, najrzadziej ten trend jako niekorzystny oceniają osoby mieszkające na wsi – wynika z badania opinii publicznej IBRiS dla „Rzeczpospolitej”.
Dominika Pietrzyk
Reklama
Z niniejszego artykułu dowiesz się:
- Jak miejsce zamieszkania oddziałuje na postrzeganie służby zdrowia?
- Która kategoria wiekowa najczęściej zauważa pogorszenie się stanu służby zdrowia w ciągu ostatniego roku?
- W jaki sposób preferencje polityczne wpływają na ocenę kondycji służby zdrowia?
- Czemu rezultaty sondażu to ostrzeżenie dla polityków?
Blisko połowa Polaków uważa, że sytuacja w służbie zdrowia w poprzednim roku uległa pogorszeniu – wynika z badania IBRiS dla „Rzeczpospolitej”. Zaledwie 5,5 proc. ankietowanych sądzi, że sytuacja jest lepsza niż dwanaście miesięcy temu, a 8,9 proc. przyznało, że nie ma zdania w tej kwestii. Jednocześnie niemała grupa ankietowanych nie rejestruje ani pogorszenia, ani poprawy stanu służby zdrowia.
Reklama Reklama
– Status quo, zauważany przez prawie 41 proc. wszystkich ankietowanych, nie stanowi oceny pozytywnej – oświadcza „Rzeczpospolitej” dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, ekonomistka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego. Jak dodaje, badanie nie bada poziomu satysfakcji z systemu, lecz dostrzegalny progres bądź regres. – Dlatego, uwzględniając inne badania, w których odsetek osób wysoko oceniających system służby zdrowia jest bardzo mały, brak zmiany to zła wiadomość. Jednakże bardzo znaczny odsetek ankietowanych wskazujących na pogorszenie sytuacji to sygnał wręcz alarmowy – konstatuje Gałązka-Sobotka.
Jak Polacy oceniają służbę zdrowia? Zawiedzeni millenialsi
Najwięcej ankietowanych, którzy zauważają spadek jakości służby zdrowia w ostatnim roku, znajduje się w grupie wiekowej 30-39 lat. To aż 60 proc., co – jak zaznacza Małgorzata Gałązka-Sobotka – jest zaskakujące w względnie zdrowej części populacji. – Możliwe, że to symptom tak zwanego szoku pourazowego – po pierwszych zetknięciach z mało transparentnym i dostępnym publicznym systemem służby zdrowia. To osoby, które po raz pierwszy na prawdę wchodzą w system: mają dzieci, zaczynają mieć własne potrzeby zdrowotne, korzystają z pierwszych interwencji medycznych i w tym momencie dochodzi do ich konfrontacji z rzeczywistością – objaśnia.
Reklama Reklama Reklama
Nie zadziwiają natomiast rezultaty sondażu wśród młodych dorosłych i seniorów. Osoby w wieku 18-29 lat w zasadzie nie doświadczają pogorszenia. – Nie są oni w większości użytkownikami usług zdrowotnych. Nie korzystają z systemu, więc nie mają podstaw, by zauważyć poprawę. Wskazuje na nią wyłącznie 2 proc., a z kolei pogorszenie dostrzegło 8 proc. Ich doświadczenie sprowadza się więc do twierdzenia, że „jest tak, jak było” – komentuje dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego.
Narastające niedociągnięcia opieki zdrowotnej znacznie częściej odczuwają z kolei ankietowani w wieku 40-49. W tej grupie na pogorszenie się sytuacji w służbie zdrowia w ciągu ostatniego roku wskazało 56 proc. osób. W zakresach wiekowych 50-59, 60-69 i 70+ było to zaś odpowiednio 30 proc., 50 proc. i 54 proc.
Na wsi w służbie zdrowia było i jest źle
Rezultaty badania w zależności od miejsca zamieszkania wskazują, że grupą, która najbardziej sygnalizuje pogarszającą się kondycję w służbie zdrowia są ankietowani z niedużych miast do 50 tys. mieszkańców (62 proc.). Co ciekawe, najrzadziej ten trend jako negatywny oceniają osoby mieszkające na wsi (35 proc.), za to reprezentanci tej grupy najczęściej widzą polepszenie się sytuacji, choć zauważa je jedynie co dziesiąty (9 proc.).
– Można pokusić się o założenie, że ich sytuacja była tak tragiczna na starcie, że mniej poczuli skutki fatalnych trendów – metropolizacji medycyny, czyli wysysania kadr przez największe aglomeracje, oraz obecnego kryzysu finansowego Narodowego Funduszu Zdrowia – komentuje dr Maria Libura, kierownik Zakładu Dydaktyki i Symulacji Medycznej Collegium Medicum Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Jak przypomina, w Polsce wielkość miejscowości w dużym stopniu determinuje realną dostępność do świadczeń zdrowotnych. Osoby mieszkające na wsi mają do dyspozycji mniej placówek opieki zdrowotnej – ok. 3 na 10 tys. mieszkańców – w porównaniu z miastami, gdzie wskaźnik ten kształtuje się na poziomie 6-6,5. Rzadziej korzystają również z leczenia, rzadziej są hospitalizowani i w dużo mniejszym stopniu korzystają z rehabilitacji niż osoby mieszkające w miastach. – Wieś od lat cierpi z powodu braku specjalistów i aptek. To nie są „przypadkowe” różnice, tylko skutek koncentracji kadry i infrastruktury w dużych miastach, słabszej pozycji finansowej małych samorządów i nagromadzonych nierówności społecznych. Teraz efekty metropolizacji zaczynają odczuwać małe miasta – podkreśla Libura.
Ochrona zdrowia Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć zarobki lekarzy. Znamy propozycje resortu
Środowisko lekarskie alarmuje, że ustanowienie limitu zarobków medyków na zasadach zaproponowanyc…
Reklama Reklama Reklama
Na problem nierówności w opiece zdrowotnej zwraca uwagę również Gałązka-Sobotka. Jej zdaniem system będzie można uznać za wchodzący w stan równowagi dopiero wtedy, gdy zacznie te nierówności minimalizować. – Nie chodzi bowiem o to, by tworzyć wyspy czy enklawy, w których wybrane grupy społeczne będą miały nowoczesną, szybką i kompleksową opiekę, podczas gdy reszta pozostanie na marginesie, wręcz w sferze wykluczenia zdrowotnego – mówi ekonomistka. Dodaje też, że monitorowanie i zarządzanie systemem opieki zdrowotnej powinno mieć jasno określony nadrzędny cel i nie jest nim wyłącznie poprawa dostępności. Zbyt często bowiem poprawa, którą chwalą się politycy, dotyczy w praktyce jedynie nielicznej grupy pacjentów w dużych aglomeracjach. – Prawdziwym miernikiem postępu i doskonalenia jakości oraz efektywności systemu opieki zdrowotnej powinien być stopień redukcji nierówności w dostępie do świadczeń porównywalnej jakości i realnej poprawy zdrowia populacji – ocenia.
Choć dostępność placówek opieki zdrowotnej jest większa w dużych ośrodkach miejskich, to na pogorszenie się sytuacji w służbie zdrowia zwracało uwagę 43 proc. mieszkańców miast powyżej 250 tys. osób. – W dużych miastach na problemy publicznego systemu opieki zdrowotnej nakłada się dziś kryzys systemu popularnych abonamentów prywatnych. Stały się one na tyle masowe, że pacjenci zaczęli być ustawiani w kolejkach – twierdzi Libura. Jak wyjaśnia, do niedawna abonament, jako dobro ekskluzywne, zapewniał klasie średniej poczucie bezpieczeństwa i niemal natychmiastowy kontakt z lekarzem dowolnej specjalizacji. – Dziś, przy upowszechnieniu tego produktu, sieciówki medyczne z powodzeniem odtworzyły wszystkie bolączki systemu publicznego, i to z naddatkiem. Aby szybciej dostać się do lekarza, nie wystarcza podstawowy pakiet, ale trzeba dopłacić za „upgrade” albo po prostu wykupić wizytę „z własnej kieszeni” – komentuje.
Zdrowie jest polityczne
Najbardziej krytyczni wobec minionego roku w służbie zdrowia są wyborcy Prawa i Sprawiedliwości – na pogorszenie się sytuacji wskazało 81 proc. z nich, w porównaniu do 26 proc. w elektoracie Koalicji Obywatelskiej. Zwolennicy KO znacznie częściej dostrzegają poprawę sytuacji (56 proc.), podobnie jak wyborcy Nowej Lewicy (55 proc.) i Trzeciej Drogi (52 proc.). Równie diametralnie wyniki sondażu układają się w kategorii dotyczącej poparcia w tegorocznych wyborach prezydenckich. Wyborcy Karola Nawrockiego w 82 proc. wskazali, że sytuacja w służbie zdrowia się pogorszyła, a wyborcy Rafała Trzaskowskiego w 64 proc. ocenili, że nastąpiła poprawa.
Rezultaty sondażu to jednak żółta kartka zarówno dla poprzedniej, jak i aktualnej ekipy rządzącej. – W kontekście starzenia się społeczeństwa, potężnego długu zdrowotnego nagromadzonego w czasie pandemii oraz słabej kondycji zdrowotnej Polaków mierzonej zarówno długością życia, oczekiwaną długością życia w zdrowiu, jak i wysoką zapadalnością na wiele chorób oraz ich późnym wykrywaniem, powinniśmy oczekiwać, a nawet domagać się istotnej poprawy efektywności i skuteczności systemu opieki zdrowotnej. Jeżeli więc ankietowani mówią, że nic się nie zmienia, a w rzeczywistości zdecydowana większość dostrzega pogorszenie sytuacji, to z pewnością nie jest to wynik satysfakcjonujący kogokolwiek. Nie może być zadowalający ani dla rządzących, ani dla opozycji, a dla obywateli i ubezpieczonych, którzy finansują system, stanowi szczególnie przygnębiającą informację – reasumuje Małgorzata Gałązka-Sobotka.
Ochrona zdrowia Nowa minister zdrowia: Niemówienie o pieniądzach w ochronie zdrowia było błędem
Nie możemy udawać, że wyzwania stojące przed sektorem ochrony zdrowia są takie same jak kilkanaśc…



