Za rozdmuchanymi planami na rosnącą rolę gazu w energetyce i gospodarce stoją konkretne interesy, w tym Orlenu. Warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić, czy to na pewno droga do zwiększenia naszej konkurencyjności. Nadmiarowy import paliw kopalnych nam tego nie zapewni – pisze w opinii dla money.pl Michał Hetmański, prezes i współzałożyciel Fundacji Instrat.
Wydobycie ropy w USA (GETTY, Brett Coomer, Houston Chronicle)
Opinia Michała Hetmańskiego, prezesa think-tanku Instrat, powstała w ramach projektu #RingEkonomiczny money.pl. W naukach społecznych, w tym w ekonomii, na jedno pytanie istnieje często wiele różnych odpowiedzi. O takich spornych kwestiach dyskutują zaproszeni do Ringu ekonomiści. Tematem przewodnim piątej edycji tego projektu jest polityka klimatyczna UE i jej wpływ na konkurencyjność europejskiej gospodarki. Hetmański debatuje z Jackiem Tomkiewiczem, profesorem Akademii Leona Koźmińskiego oraz Piotrem Arakiem, głównym ekonomistą VeloBanku. W dyskusji udział wzięli również dr hab. Dorota Niedziółka oraz dr hab. Waldemar Rogowski, profesorowie Szkoły Głównej Handlowej.
Jeśli kogoś nie przekonują argumenty klimatyczne, to warto przypomnieć, że prawie cała Europa musi za surowce energetyczne płacić istotną część swojego PKB. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – praktycznie nie mamy surowców energetycznych, które pozwolą na niezależność i konkurencyjność przemysłu, a do węgla nie wrócimy.
Zobacz także:
20 lat Polski w UE. "Byliśmy bardzo oczekiwani przez Niemców w 2004 roku"
Co więc możemy zrobić w tej sytuacji? Chiny postawiły na odcięcie się od importu ropy i gazu, co motywuje ich ogromne inwestycje w OZE oraz przesiadkę na elektromobilność. U nas podobny kierunek został przede wszystkim uzasadniony polityką klimatyczną. Czy to wystarczy?
Zobacz także:
Europa stanie się zielonym muzeum? Ekonomiści oceniają politykę klimatyczną UE
Uzależnienie Polski od importowanych surowców będzie rosło
UE pokrywa średnio 63 proc. swoich potrzeb energetycznych w oparciu o importowane paliwa i surowce. Polska na razie plasuje się poniżej średniej z wynikiem na poziomie 46 proc. (dane Eurostat), ale będzie on rósł wraz z wykorzystaniem gazu w energetyce. To niestety krótkoterminowa i bolesna konieczność – trzymam kciuki za polski rząd, aby znalazł sposób na ograniczenie skali tego zjawiska.
Zgodnie z prognozami Gaz-Systemu czy Orlenu, ale też modelowaniem zapotrzebowania na gaz wykonanym przez Instrat – jego roczne zużycie wzrośnie z obecnych ok. 20 mld m3 do nawet 27 mld m3. I tu powinniśmy sobie postawić pytanie, jak z tego szczytu schodzić. Jeśli tego nie zrobimy, trwale pogłębimy nasze uzależnienie. Tymczasem zgodnie z intencją Orlenu, gaz stanie się paliwem stałym, a nie przejściowym. Na takie plany wobec tego paliwa wskazuje nowa strategia tego koncernu.
Kto na tym zarobi? Tu sprawa jest prosta – na ekspansji sektora gazowego zyska kilka krajów go wydobywających, w tym USA. To sektor o trwale wysokich marżach –amerykański gaz pozyskiwany metodą szczelinowania jest piekielnie tani w wydobyciu, ale dla nas nadal drogi w zakupie. Różnica zostaje w kieszeni kilkunastu firm, a nie naszej.
Orlen należy do grona tych, którym przypadnie coś z tego boomu, bo jako pośrednik w imporcie i współwłaściciel złóż w Norwegii czy potencjalnie w USA, zarobi na naszym uzależnieniu od gazu. Wszyscy inni – pozostałe 97 proc. gospodarki – za to zapłacą, a Polska i cała Europa staną się mniej konkurencyjne.
Politycy muszą postawić odważną odpowiedź na to pytanie – czy wolimy ratować europejski przemysł, czy pozwolić na to, aby krajowy koncern multienergetyczny czerpał przez kolejne dekady rentę ze stworzenia klimatu regulacyjnego pod siebie?
Zobacz także:
Prąd będzie tańszy. "Ceny nie powinny być powodem do obaw"
Kto ponosi winę za kłopoty europejskiego przemysłu
Wspominam o tym, bo widzę, że wiele osób publicznie wini europejską politykę klimatyczną za trudną sytuację gospodarczą.
Nie jestem bezkrytyczny wobec brukselskiej naiwności. Objawia się ona w bardzo ogólnych ocenach skutków unijnej polityki, kompletnie ignorujących różnice między krajami. Stoi za tym też założenie, że w każdym zakątku UE wszyscy zrozumieją intencje klimatyczne i chętnie odpowiedzą na sugerowane cele. Tak nie jest. Ale mimo to, powinniśmy znaleźć i zrozumieć odpowiedź na pytanie, jak utrzymać naszą konkurencyjność w Europie Środkowo-Wschodniej oraz dobrze opowiedzieć ją w innych krajach czy na szczytach UE.
Załóżmy, że wszystkie narzędzia wymyślone przez ostatnich pięć lat pod przewodnictwem Fransa Timmermansa byłyby wdrażane z uśmiechem na ustach. Niestety Europa nadal byłaby mniej konkurencyjna, bo w fazie przejściowej zwiększa zapotrzebowanie na gaz – nawet jeśli trafia on tylko do mniejszych elektrowni szczytowych. Musimy przeczekać ten trudny moment i przyspieszyć inwestycje w czyste technologie zapewniające nam trwałą niezależność od zewnętrznych dostaw gazu i ropy. To będzie prawdopodobnie największe źródło naszej konkurencyjności w przyszłości względem USA czy krajów bogatych w paliwa kopalne.
Deregulacja czy pogłębianie jednolitego rynku na pewno mogą w tym pomóc, ale ich skutki trudno zmierzyć i – szczerze przyznam – nie wierzę w zdolność instytucji publicznych do samoograniczania. Wierzę jednak w wykonalność politycznego projektu, jakim jest Europejski Zielony Ład i przejście na czystą energię.
Droga do niezależności energetycznej
Receptą na budowę konkurencyjności jest umiejętne uniezależnienie się od importowanych paliw kopalnych. W raporcie „Trzy dekady wyzwań” pokazujemy taką ścieżkę przechodzenia od węgla i importowanej ropy, przez gaz w wersji „light”, ku nowemu fundamentowi miksu energetycznego, czyli odnawialnym źródłem (OZE), które najprawdopodobniej powinny zostać uzupełnione atomem.
Zamiast utrzymywać szczytowe zapotrzebowanie na gaz na poziomie 27 mld m3 (zgodnie z szacunkami Gaz-Systemu czy Orlenu), pokazujemy, jak się z tego surowca jak najszybciej wycofać – dzięki budowie kolejnych wiatraków, elektrowni atomowych i rozwoju krajowych źródeł biogazowych. Dzięki temu możemy odciąć się od zewnętrznych dostaw gazu już do 2050 r. Z kolei dzięki rozwojowi elektromobilności w podobnym tempie możemy pożegnać importerów ropy i przestać finansować terroryzm na Bliskim Wschodzie.
Transformacja energetyczna przyniesie nam wiele korzyści. Umożliwi głęboką elektryfikację gospodarki, zmniejszenie kosztownego importu ropy czy gazu (na czym Orlenowi akurat nie zależy) i osiągnięcie neutralności klimatycznej. Prosta lekcja – nie masz złóż ropy i gazu? Czym prędzej przejdź na zieloną i czystą energię – raz dokonana inwestycja zwróci się w zaledwie kilka lat, biorąc pod uwagę koszty pozostania przy konwencjonalnych technologiach.
Kluczowe produkty energochłonne i sektory oparte o gaz czy ropę – np. produkcja nawozów albo sektor transportu – z zasady będą droższe w Europie niż tam, gdzie wydobywa się te surowce. Po co producenci gazu czy ropy mieliby sprzedawać je nam tanio, abyśmy mogli utrzymać tanią produkcję energochłonną, skoro mogą rozwijać produkcję u siebie, ciesząc się wysokimi marżami?
Dlatego musimy podjąć działania, aby pozbawić ich tych rekordowych zysków. Orlen proponuje kupno (dla siebie, nie dla nas) złóż gazu w krajach gdzie się go wydobywa. Ja widzę z kolei zysk dla naszej europejskiej gospodarki z inwestycji w niezależność i niepodległość energetyczną w oparciu o budowę europejskich wiatraków czy samochodów elektrycznych.
Zobacz także:
Klimatyczne perpetuum mobile. Zielona transformacja szybko się zwróci?
Zamiast tankować na stacji paliw arabski hit eksportowy, załadujmy auto elektryczne (nierzadko z polską baterią) polskim prądem (póki co wciąż w połowie w oparciu o polski węgiel). Skorzysta na tym nie tylko klimat i środowisko uwolnione od smogu, ale też gospodarka.
Teoria kontra polityczna rzeczywistość
Tyle wizji i teorii, wróćmy do realiów polityki gospodarczej. Gdy słyszę krytyczne głosy premiera Tuska i innych przedstawicieli polskiego rządu o unijnej polityce klimatycznej, to brzmi to niebezpiecznie podobnie do tego, co słyszeliśmy od poprzedniego rządu.
Mam w sobie dwa wilki – jeden głośno wyje do księżyca z nadzieją o ambitną politykę klimatyczną. Drugi jednak szczerzy kły, gdy widzi brak pomysłu wśród polskiej klasy politycznej na jej wdrożenie i wynikłe z tego problemy i koszty.
Politycy muszą w oderwaniu od bieżącego chaosu zrozumieć prawdziwe wyzwania transformacji energetycznej. Dlaczego musimy wybudować nowe elektrownie gazowe, i czy może jest jakiś sposób, aby nie spalały tyle importowanego gazu? Czy na elektromobilności zyskują bardziej europejscy czy azjatyccy dostawcy? Czy potrzebujemy wspieranej przez rząd fabryki aut elektrycznych w Jaworznie? Czy promocja przejścia na gaz w programie „Czyste powietrze” jest naprawdę konieczna i czy można zmienić podejście Komisji Europejskiej w tej sprawie? Czy ETS2 jest jedynym sposobem na czyste ogrzewanie naszych domów i transport – jakie są tańsze alternatywy?
Od roku słyszymy stanowiska różnych przedstawicieli obozu rządzącego na temat tych dylematów. Europosłowie PO walczą o przesunięcie i rozmiękczenie unijnych celów transportowych, chociaż praktycznie większość branży motoryzacyjnej przestała z nimi walczyć i prosi o ich utrzymanie, bo dołączyła do wyścigu o najlepsze i tanie dla konsumenta auto elektryczne.
Ci nieliczni, jak Mercedes czy BMW, którzy przespali ten trend, przekonują polityków w całej Europie, aby ich uratowali. Taki protekcjonizm nie służy jednak ani nam, ani innym europejskim producentom, którzy dostają sygnał, że ta gra nie jest na serio. Polscy politycy swoją ignorancją wrzucają nam bieg wsteczny w tej dynamicznej jeździe ku zeroemisyjnej mobilności, nie zwracając uwagi na korzyści naszego przemysłu.
Polska 2050, ustami swoich przedstawicieli w rządzie, straszy nas ETS2 i przedstawia go jako zagrożenie dla konkurencyjności gospodarki – jaki to ma wpływ na sektor przemysłowy, objęty już teraz systemem ETS1? Pokazuje to głębokie niezrozumienie u liderów politycznych tego rządu.
Droga ku niezależności energetycznej jest wyboista i długa. Uczciwie należy powiedzieć, że nie na każdym nowym trendzie Polska tak łatwo zyska. Zielony wodór i pochodzące z niego zielone nawozy czy zielona stal będą dużo tańsze na południu i północy Europy, ale raczej nie u nas. Można to zmienić, ale trzeba – w oderwaniu od brukselskiego pędu wdrażania kolejnych aktów prawnych – zrozumieć i wymyślić krajową strategię na rzecz niepodległości energetycznej i konkurencyjności przemysłowej.
Autorem opinii jest Michał Hetmański, prezes i współzałożyciel Fundacji Instrat, think-tanku z misją zasilania polityk publicznych otwartymi danymi i badaniami. Badacz wizytujący w London School of Economics.