W 2023 roku, przez wiele miesięcy przed wyborami do Sejmu, Konfederacja była uznawana za „trzecią siłę”. Ostatecznie jej wynik był rozczarowujący. Teraz Sławomir Mentzen jest pierwszym znanym kandydatem w wyborach prezydenckich.
Wydarzenia w samej Konfederacji musiały zaskoczyć nawet wprawnych obserwatorów sceny politycznej. Jeszcze kilka tygodni temu powszechne przekonanie dotyczące formacji Krzysztofa Bosaka i Sławomira Mentzena było takie, że dojdzie w niej do prawyborów prezydenckich, a jednym z faworytów jest właśnie Bosak, lider Ruchu Narodowego.
Bosak w niektórych sondażach (które powiedzmy sobie szczerze mają teraz głównie wartość psychologiczną, ale jednak) dostawał nawet mocny dwucyfrowy wynik. Szybkie decyzje w ramach samej Konfederacji i pod koniec sierpnia okazuje się, że to Sławomir Mentzen nie tylko jest kandydatem w wyborach, ale też zaczyna wręcz kampanię czy raczej pre-kampanię wyborczą. Jako pierwszy z całej stawki – „na dziś” jest jedyną osobą, która zadeklarowała start.
Co z Krzysztofem Bosakiem, który wcześniej nie wykluczał wspólnych z PiS prawyborów całej prawicy? – Decyzja Bosaka była bardzo mądra i rozumna. Wie, że szansa na wygranie wyborów teraz jest niższa niż w roku 2030 czy 2035 – mówił w poniedziałek rano w RMF FM Mentzen. Pytanie jednak, kto na dłuższą metę będzie hegemonem całego środowiska.
Szybki start Sławomira Menzena
Paradoksalnie szybki start Mentzena przypomina nieudaną kampanię Konfederacji z 2023 roku. W dzisiejszym ekosystemie politycznym i medialnym stopień „zużycia” kandydatów, postaci, tematów, spraw (czy nawet afer) jest wyjątkowo szybki. Jeśli podobnie jak w poprzednich latach celem kandydata Konfederacji jest uzyskanie statusu polityka „trzeciej siły” to może być tak, że szybki start doprowadzi tylko do jeszcze szybszego wypalenia się całego projektu. Nie bez powodu KO, Trzecia Droga czy też Lewica czekają z ogłoszeniem w wyborach prezydenckich.
Inny dylemat ma PiS, który jeśli postawi na mało znanego kandydata, to musi mu dać czas na zbudowanie się w oczach opinii publicznej. Ale nasi rozmówcy z Konfederacji sugerują, że tym razem pomysł jest odwrotny. I że wnioski z 2023 roku – w którym Mentzen miał kłopoty jako lider formacji – zostały wyciągnięte. A długi start ma sprawić, że Mentzen jako lider całego projektu będzie nabierał sił, a niekorzystne dla niego tematy „przepalą się” dużo wcześniej, niż zacznie się realna kampania prezydencka, czyli wiosną przyszłego roku.
Perspektywa PiS: Kto sięgnie po głosy prawicy?
Dla PiS deklaracja, że to Mentzen jest kandydatem w wyborach prezydenckich ma swoje konsekwencje. Niektórzy nasi rozmówcy twierdzą, że Mentzen nie będzie w kampanii – gdy ta się już realnie zacznie – odbierał tyle głosów wyborców PiS, co potencjalnie Krzysztof Bosak. I jednocześnie, że Mentzen stanowi zagrożenie przede wszystkim dla bardziej liberalnych (w sensie gospodarczym) kandydatów po drugiej stronie.
Interesujące jest jednak spojrzenie na całość z perspektywy układu sił w samej Konfederacji. Jeśli zamysł Mentzena się powiedzie i osiągnie – inaczej niż jego partia w 2023 roku – mocny dwucyfrowy wynik, to ugruntuje swoją pozycję jako współlidera czy wręcz lidera całego środowiska na najbliższe lata. To zaś oznacza, że wraz z końcem kadencji Sejmu w 2027 roku mocno problematyczna stanie się wówczas sytuacja samego Bosaka, który przestanie wtedy być wicemarszałkiem Sejmu. O ile oczywiście na prawicy nie dojdzie wcześniej do przesilenia i całkowicie nowego rozdania, gdzie Bosak, Mentzen i być może obecni politycy Suwerennej Polski jak Patryk Jaki czy politycy PiS nie będą odgrywać w nowym układzie sił nowych ról. Przed tym jednak kampania prezydencka: sprawdzian, czy Mentzen i jego otoczenie wyciągnęli realne lekcje z 2023 roku.