Ile zysku generują polskie banki z kredytów mieszkaniowych i czy te kredyty są naprawdę najdroższe w Europie? – te pytania ostatnio zaprzątają umysły opinii publicznej. Wokół tego tematu narosło mnóstwo dezinformacji, co sprawia, że konieczne jest wyjaśnienie tej sytuacji.
Kiedy niedoświadczeni ludzie na najwyższych stanowiskach rządowych zagłębiają się w kwestie kredytowe, jest to znak, że wybory są na horyzoncie. Jest to szczególnie prawdziwe, jeśli ci sami ludzie biorą udział w wyborach i są również znacząco zadłużeni w instytucjach finansowych. W rezultacie dyskurs publiczny został zalany mieszanką dezinformacji, częściowych prawd i wybiórczo prezentowanych statystyk.
Marża nie jest tym samym co marża. Zacznijmy od podstaw.
Zamieszanie zaczęło się w 2024 r., kiedy media zaczęły publikować nagłówki, w których twierdzono: „Polska ma najdroższe kredyty hipoteczne w Europie”. Choć sytuacja ograniczała się do sensacyjnych nagłówków, dało się ją opanować. Jednak problemy pojawiły się, gdy politycy, którym brakowało doświadczenia w tej dziedzinie (i być może w wielu innych), postanowili zająć się tematem, rozpoczynając lawinę populistycznych oświadczeń.
Zacznijmy od podstaw. Przede wszystkim to, co w Polsce nazywamy „kredytami hipotecznymi”, to w rzeczywistości „kredyty mieszkaniowe”. W scenariuszu kredytu hipotecznego hipoteka na nieruchomości służy wyłącznie jako zabezpieczenie należności banku. Odwrotnie, w Polsce mamy do czynienia z „kredytami mieszkaniowymi”, które są konkretnymi kredytami udzielanymi przez banki na zakup lub budowę nieruchomości mieszkalnych. W naszym kraju pożyczkobiorca odpowiada przed bankiem za wszystkie swoje aktywa i przyszłe zarobki. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, gdzie pożyczkobiorca, który nie spłaci kredytu, traci dom, ale odchodzi z czystą kartoteką, pozostawiając bankowi pozostałe zmartwienia.
Po drugie, rentowność (lub, z punktu widzenia pożyczkobiorcy, koszt) kredytu bankowego nie jest determinowana wyłącznie przez stopę procentową. Dla klienta miesięczna rata odsetek jest zazwyczaj znacznym kosztem, co sprawia, że niczego niepodejrzewający pożyczkobiorca błędnie sądzi, że stanowi ona czysty