Zofię Merle, która zmarła 13 grudnia w wieku 85 lat, widzowie zapamiętali z wielu doskonałych ról. Aktorka często występowała w komediach. Wielokrotnie zagrała m.in. u Stanisława Barei. Zofia Merle poważnie chorowała, a w ostatnich latach życie nie szczędziło jej ciosów.
Przekupka w „Misiu”, Lusia w „Rozmowach kontrolowanych”, gospodyni Stefania w „Klanie” — Zofia Merle była znakomitą aktorką charakterystyczną. Komedia była jej żywiołem. W wywiadach mówiła, że uwielbia rozśmieszać ludzi. Życie nie oszczędziło jej jednak dramatów.
Dwie wielkie tragedie
W 2013 roku zmarł jej jedyny syn, Marcin Mayzel. Studiował matematykę i zarządzanie. Potem trafił na produkcję filmową, zaczął reżyserować. Był drugim reżyserem „Na dobre i na złe” oraz „Prosto w serce”. W 2013 roku, w wieku 42 lat, zmarł na raka. Pani Zofia zdecydowała się wtedy na jakiś czas wycofać z zawodowej aktywności.
Od kiedy umarł mój syn, takie słowa jak teatr, film, telewizja, radio, dubbing, estrada i kabaret stały się dla mnie tylko pustymi dźwiękami oznaczającymi sprawy, z którymi nie chcę mieć już nigdy więcej nic wspólnego– opowiadała artystka Rafałowi Dajborowi, autorowi książki „Mój mąż jest z zawodu dyrektorem, czyli jak u Barei 2”.
Dwa lata temu jej życiem wstrząsnęła kolejna tragedia. Zofia Merle straciła ukochanego męża, Jana Mayzela, z którym spędziła sześćdziesiąt lat. Stan zdrowia aktorki był na tyle poważny, że nie zdołała wziąć udziału w ceremonii pogrzebowej. Zosia jest bardzo schorowana i nie mogła być na pogrzebie. Mieszka w bloku bez windy i już od pewnego czasu nie wychodzi z domu, bo nie jest w stanie wejść ani zejść po schodach — donosiła jej przyjaciółka „Super Expressowi”.
Do aktorstwa przez kabaret
Do aktorskiego zawodu weszła z komediowym impetem. Zofia Merle zaczynała w Studenckim Teatrze Satyryków. Mówiła, że przyszła tam dla towarzystwa.
Tak mnie zagadali, że zostałam. Wciągnęło mnie na amen. Myślałam, że skończę na przykład jakąś filologię i pogram sobie w teatrze studenckim. A potem Konrad Swinarski namówił mnie na udział w jego przedstawieniu. On był ojcem tej katastrofy – wspominała w wywiadzie udzielonym „Vivie”.
Zofia Merle: jestem od rozśmieszania
Ja jestem zawodowo rozrywkową panienką. Nigdy nie czułam, że mam jakąś misję, że niosę kaganek. Niech ważne rzeczy ludzie wynoszą z domu. My powinniśmy im dawać radość. Od wielkich rzeczy są autorytety, a Merle jest od rozśmieszania. A w ogóle w głębi duszy jestem gospodynią domową, która sobie dorabia jako aktorka – mówiła w „Vivie”.
Zofia Merle miała do siebie dystans
Aktorka w wywiadach mówiła, że uwielbia zajmować się domem i gotować. Miała ogromny dystans do siebie i powtarzała, że „tusza pomogła jej w karierze”. Dzięki niej stałam się rozpoznawalna. A nawet więcej… wiele z moich charakterystycznych ról było pisanych pod moje obfite kształty. Może gdybym doświadczyła jakichś nieprzyjemności z tego powodu, czy to w życiu zawodowym, czy prywatnym, to zabrałabym się za siebie… ale nigdy nic takiego się nie zdarzyło – tłumaczyła w „Super Expressie”.