Rocznica zabójstwa policjantów we Wrocławiu. Oskarżeni tylko funkcjonariusze, morderca nadal diagnozowany przez psychiatrów
Wrocław. Funkcjonariusze policji oddali hołd poległym na służbie kolegom (fotografia z 5 grudnia 2023 r.)
Izabela Kacprzak
Rok temu, 1 grudnia 44-letni Maksymilian F. podczas transportu do zakładu karnego w radiowozie wyciągnął broń, z której zastrzelił dwóch konwojujących go policjantów. Dziś już wiadomo, że zawiedli ludzie – sami policjanci, którzy zatrzymywali go, ale nie przeszukali. Maksymilian F. w chwili zatrzymania go w obławie miał broń w kaburze zapiętej pod pachą.
To właśnie tylko policjanci zasiądą teraz na ławie oskarżonych – Łukasz K., Michał K. i Paweł W. Dlaczego? Do teraz psychiatrzy nie zdołali ustalić, czy morderca był poczytalny w chwili zabójstwa – a więc czy może odpowiadać za swój czyn. – Nadal czekamy na opinię biegłych w tej sprawie – mówi „Rzeczpospolitej” prok. Katarzyna Calów-Jaszewska z Prokuratury Krajowej.
Cztery godziny przed tragedią. Grupa poszukiwawcza zatrzymuje F. ale go nie rewiduje
Maksymilian F. miał zostać zatrzymany i doprowadzony do zakładu karnego, by odsiedzieć półroczny wyrok więzienia za oszustwo w internecie, wydany przez sąd w Białymstoku. Do domu w Kiełpinie pod Wrocławiem weszła więc ekipa trzech funkcjonariuszy z pionu poszukiwawczego.
Policjanci, choć mieli taki obowiązek, nie przeszukali go (wpisali to w protokół zatrzymania). Maksymiliana F. zabrano do nieoznakowanego radiowozu Hyundaia i odwieziono do komisariatu Fabryczna. Tu policjanci pobrali jego odciski palców.
F. miał jechać do izby zatrzymań na Krzykach. Do tego samego Hyundaia zaprowadziła go już inna ekipa – Daniel Ł. i Ireneusz M., kryminalni ubrani po cywilnemu. Jeden policjant usiadł z nim z tyłu. Zaledwie kilkaset metrów dalej, około godz. 22.30 przy ul. Sudeckiej porzucone auto na środku drogi znalazł przejeżdżający kierowca. W środku było dwóch mężczyzn z ranami postrzałowymi. To kryminalni, którzy mieli odtransportować F. „na dołek”. Obaj umarli w szpitalu.
Maksymilian F. został zatrzymany nazajutrz po pościgu dzięki informacji pracownika zoo. Broń, rewolwer czarnoprochowy na który nie potrzeba zezwolenia, miał zapiętą w kaburze na klatce piersiowej.
Dziewięć miesięcy śledztwa. Prokuratura oskarża tylko policjantów
Prokuratura oskarżyła o niedopełnienie obowiązków tylko trzech funkcjonariuszy, którzy nie sprawdzili zatrzymując go, czy F. ma broń. Zgodnie z procedurami przeszukanie zatrzymanego powinni dokonać także kryminalni – z powodu ich śmierci, wątek ten został umorzony.
Akt oskarżenia przeciwko trzem funkcjonariuszom w sierpniu trafił do sądu we Wrocławiu. Ale ten, jak ustaliła „Rzeczpospolita”, po wielu miesiącach uznał, że nie jest właściwy do jego prowadzenia –zatrzymanie Maksymiliana F. miało miejsce w jego domu w podwrocławskim Kiełbinie, który podlega Sądowi Rejonowemu w Oleśnicy. Dopiero kilka dni temu wpłynął do oleśnickiego sądu. „Rzeczpospolita” złożyła wniosek o wgląd w akt oskarżenia funkcjonariuszy. Chcieliśmy poznać okoliczności, które doprowadziły do tragicznych w skutkach zdarzeń. Ale sąd się na to nie zgodził. Prezes Sądu Wioletta Noworyta powołała się na wyrok NSA ze stycznia ubiegłego roku, który ocenił, że akt oskarżenia nie stanowi informacji publicznej. Proces ruszy dopiero w przyszłym roku.
Maksymilian F. – czy był poczytalny? Biegli nie potrafią ocenić
Nie wiadomo czy Maksymilian F. odpowie za zabójstwo. Zdecyduje o tym wynik obserwacji sądowo-psychiatrycznej, na którą od ponad pół roku czeka wrocławska prokuratura.
Jeśli opinia potwierdzi, że sprawca był poczytalny w chwili zabójstwa, grozi mu dożywocie. Maksymilian F. posiadał broń czarnoprochową na którą nie musiał mieć pozwolenia. Oddając strzał z tzw. przyłożenia można zabić. By ograniczyć dostęp do takiego rodzaju broni apeluje w petycji do Sejmu zarząd główny Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów. W MSWiA ruszyły prace zespołu, który ma wprowadzić zmiany w prawie.