Ogień wywołany odpaleniem ładunku wybuchowego – to wiodąca hipoteza w sprawie pożaru hali przy ul. Marywilskiej w Warszawie – wynika z ustaleń „Rzeczpospolitej”. W zgliszczach znaleziono fragmenty urządzeń wybuchowych. Za pożarem stali Rosjanie?
Spalona hala targowa przy ulicy Marywilskiej 44 w Warszawie
Grażyna Zawadka, Izabela Kacprzak
Ogień, który wybuchł 12 maja nad ranem, w ciągu kilku godzin zniszczył gigantyczne Centrum Handlowe Marywilska 44, w którym mieściło się blisko 1,5 tys. sklepów i punktów usługowych.
Zakończone właśnie oględziny hali przyniosły zaskakujące efekty. W pogorzelisku odnaleziono fragmenty urządzeń zapalających i wybuchowych, co wskazuje na celową ingerencję – dowiedziała się nieoficjalnie „Rz”.
Czy to kolejny atak sabotażu na zlecenie rosyjskich służb, które stały za serią innych podpaleń w kraju? – Dzięki zebranym na miejscu śladom są duże szanse, by to wyjaśnić – słyszymy nieoficjalnie od osób znających sprawę.
Śledztwo w sprawie sprowadzenia pożaru – „zdarzenia zagrażającego mieniu w wielkich rozmiarach”, na skutek którego właściciel kompleksu i najemcy stoisk ponieśli szkody „w łącznej nieustalonej wysokości przekraczającej 1.000.000 zł” prowadzi Mazowiecki Wydział do spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Warszawie. Przez 121 dni 55 prokuratorów z pionu PZ centrali i z kraju oraz 100 stołecznych policjantów przy wsparciu ekspertów od pożarnictwa przeczesywało zgliszcza. Od strony logistycznej była to operacja na niespotykaną dotąd skalę. Oprócz sejfów, bankomatów i kasetek z pieniędzmi (na łącznie 2 mln zł), które ocalały, w pogorzelisku znaleziono kluczowe w sprawie ślady i materialne dowody celowej ingerencji sprawcy lub sprawców.
Biegłych zapytano m.in. o to, które ślady i rzeczy zabezpieczone podczas oględzin miejsca pożaru „stanowią elementy urządzeń zapalających i wybuchowych”.
Co konkretnie, śledczy nie chcą ujawniać. Jednak „Rz” ustaliła w służbach, że prokuratura powołała biegłych z kilku ośrodków i różnych specjalności, zadając im serię pytań, które wskazują na wiodący trop.
I tak kluczowe pytania są adresowane do biegłych z Biura Badań Kryminalistycznych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Mają oni odpowiedzieć, „czy, a jeżeli tak, to które ślady i rzeczy zabezpieczone podczas oględzin miejsca pożaru stanowią elementy urządzeń zapalających i wybuchowych”. A co za tym idzie, wskazać, czy te zabezpieczone rzeczy i ślady „miały kontakt z substancjami i materiałami palnymi, zapalającymi, mieszaninami takich substancji – a jeżeli tak, to jakimi”.
Co dokładnie znaleziono, jakie fragmenty „urządzeń zapalających” – to pilnie strzeżona tajemnica. – Udało się zabezpieczyć konkretne rzeczy w konkretnym miejscu, które służyły do konkretnego celu – twierdzi enigmatycznie jedno z naszych źródeł.
Co więcej, według informacji „Rz” w zgliszczach hali udało się zabezpieczyć odciski palców i ślady biologiczne (prawdopodobnie pozwalające wyodrębnić DNA). One także zostaną poddane badaniom. W tym wątku prokuratura wystąpiła o opinię do biegłych z zakresu daktyloskopii oraz genetyki z dwóch niezależnych od siebie ośrodków – z Zakładu Medycyny Sądowej w Szczecinie i do laboratorium Komendy Stołecznej Policji.
Co z monitoringiem? Jest badany, a nad odczytaniem nagrań pracują najlepsi w kraju biegli – wynika z naszych informacji.
Całości obrazu mają dopełnić ustalenia kilku ekspertów z Akademii Pożarniczej – mają wyjaśniać przyczyny pożaru, źródło powstania ognia i m.in. prawidłowość działania zabezpieczeń.
Za pomocą urządzeń zapalających osoby werbowane przez rosyjskie służby podpalały lub próbowały podpalić różne obiekty w Polsce
Oficjalny komunikat Prokuratury Krajowej brzmi enigmatycznie: „W toku czynności zabezpieczono więc ślady i przedmioty, które mogły mieć związek z wybuchem pożaru”. Jakie?
– Nie możemy tego ujawnić, poza tym, że liczymy na to, że pomogą one ustalić przyczyny pożaru oraz ewentualnych sprawców – mówi „Rz” prok. Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Krajowej. I potwierdza, że jedną z hipotez jest podpalenie na zlecenie rosyjskich służb specjalnych. – W śledztwie dotąd nikt nie został zatrzymany, nie ma osób podejrzanych – dodaje.
Nie możemy ujawnić, jakie ślady i przedmioty znaleziono na miejscu. Poza tym, że liczymy na to, że pomogą one ustalić przyczyny pożaru oraz ewentualnych sprawców. Jedną z hipotez jest podpalenie na zlecenie rosyjskich służb.
Śledztwo prowadzą dwaj doświadczeni prokuratorzy – Arkadiusz Jaraszek i Wojciech Skóra. – Potwierdzamy zakończenie oględzin. Badamy wszystkie możliwości, jakie mogły doprowadzić do tego pożaru, poczynając od nieszczęśliwego wypadku, a kończąc na umyślnym działaniu sprawcy – mówi „Rz” prok. Arkadiusz Jaraszek z Mazowieckiego Wydziału PZ i ucina pytania o szczegóły.
Jeżeli badania – zwłaszcza zlecone ABW – potwierdzą, że znalezione w zgliszczach hali rzeczy to elementy urządzenia zapalającego, to w zestawieniu z ustaleniami z zakresu genetyki i daktyloskopii – wprost naprowadzą śledczych na trop sprawców.
Właśnie za pomocą urządzeń zapalających najemnicy werbowani przez rosyjskie służby dokonywali (lub próbowali) podpaleń najróżniejszych obiektów w Polsce. Np. centrum z farbami we Wrocławiu, koło bazy Orlenu z 56 mln litrów paliwa. Zatrzymano za to (w styczniu, na dworcu PKS) niejakiego Serhieja S. Podawał się za prorosyjskiego Ukraińca, pochodzącego z Odessy, a mieszkającego z żoną w Niemczech (jego historię opisała „GW”). Serhii był jednym z 17 zatrzymanych przez ABW i Prokuraturę Krajową, zwerbowanych do akcji szpiegowskich i dywersyjnych na terenie Polski przez rosyjskie FSB. Przyznał się, że stąd dostał zlecenie.
Czy za wywołaniem potężnego pożaru hali przy Marywilskiej 44 w Warszawie również stoją Rosjanie? To wielce prawdopodobne.
W zgliszczach hali znaleziono 33 sejfy i 48 kasetek z pieniędzmi, a także osiem bankomatów, w których znajdowało się łącznie prawie 1,2 mln zł.
Oględziny hali (prowadzone od 28 lipca do 28 listopada) objęły 1400 pawilonów z ciągami komunikacyjnymi. W zgliszczach prokuratorzy i policjanci znaleźli m.in. 33 sejfy, 48 kasetek z pieniędzmi i osiem bankomatów, w których znajdowało się łącznie prawie 1,2 mln zł. Na terenie hali działały dwa kantory i dwa salony jubilerskie.
Dotychczas – jak podaje PK – poszkodowanym zwrócono blisko 2 mln zł w formie niespalonych pieniędzy, prawie 1 kg złota w sztabkach i 3 kg biżuterii. Oprócz tego szereg nadpalonych banknotów i 33 kg spalonego bilonu.