Truli właścicieli mieszkań skażoną wódką, aby nie „przerwać hossy”, i przejmowali ich lokale. Przed sądem zagości kolejny proces tzw. gangu trucicieli. Na ławie oskarżonych zasiądzie dziewięć osób, w tym trzech adwokatów, którzy mieli wspierać zorganizowany proceder. W tej sytuacji szanse na wykazanie, że celowo doprowadzali do śmierci ofiar, wydają się większe niż podczas pierwszego procesu.
Jeden z oskarżonych w sprawie tzw. „Gangu trucicieli” na sali sądowej w Warszawie.
Grażyna Zawadka
Pierwszy wyrok (jeszcze nieprawomocny) dla organizatorów procederu zapadł w lutym – zostali uznani za winnych oszustw. Obecnie na wokandę wchodzi nowy akt oskarżenia dotyczący przejęcia kolejnych mieszkań. Obejmuje on dziewięć osób, w tym trzech prawników, którzy mieli brać udział w procederze. Negują oni swoje winy, a jeden z nich złożył wniosek o przekazanie sprawy do prokuratury – informuje „Rzeczpospolita”.
W środę w Sądzie Okręgowym Warszawa-Praga odbędzie się posiedzenie w tej sprawie, a także mają być wyznaczone terminy rozpraw.
Proces gangu trucicieli: Jeden z oskarżonych pisał, że „o taką Polskę walczył”
Sprawa jest niewiarygodna. Oskarżeni poszukiwali właścicieli mieszkań, po czym manipulowali pełnomocnictwami oraz przejmowali lokale. Ich ofiary były podtruwane wódką z izopropanolem, co prowadziło do ich śmierci. Prokuratura wskazuje, że w zarządzaniu tym procederem uczestniczyli Roman P. (Rom, analfabeta, z zawodu kotlarz), Robert S. (bezrobotny, z wykształcenia prawnik) oraz przedsiębiorca Tomasz G., który odkupował przejmowane lokale. Wspierać ich mieli także trzej adwokaci (jeden z nich zmienił profesję i został radcą prawnym).
Na przykład właściciel gruntów w Mazowszu otrzymywał „śmierdzący spirytus, nie nadający się do konsumpcji” – twierdził jeden ze świadków. Mężczyzna zmarł. Dzięki sfałszowanemu pełnomocnictwu (właściciel, alkoholik z demencją – biegły stwierdził, że nie mógł złożyć podpisu) przejęto lokal na warszawskim Żoliborzu i sprzedano go niczego nieświadomemu małżeństwu.
Lokum w Mińsku Mazowieckim również zostało przejęte; należało do starszej kobiety z tak zaawansowaną demencją, że nie była w stanie rozpoznać bliskich – rzekomo miała udzielić Robertowi S. pełnomocnictwa, ponieważ „ufała ludziom o niebieskich oczach”. Mieszkanie „sprzątnął” spadkobierca. W kontekście tej sprawy jeden z adwokatów w wiadomościach do S. pisał, że „święty Marcin czuwa nad nami” oraz że „o taką Polskę walczył”.
Aby przejąć działkę w Mazowszu, wartą około 170 tys., właściciel, będący w stanie otępienia, nie miał pojęcia, który jest rok, a szajka posłała „geodetę”, któremu żona właściciela miała grozić. W sieci również znalazła się kobieta, która udzieliła Robertowi S. pełnomocnictwa, aby pomógł jej w sprzedaży jednego mieszkania i nabyciu innego. Zanim jednak je odwołała, S. wypłacił z jej konta 260 tys. zł, tłumacząc, że kupuje dla niej dom na Florydzie. Miał już na koncie przeszłość za oszustwo przy nieistniejącej inwestycji.
Poszkodowany walczył o swoje mieszkanie, ale pod presją wycofał skargę
Najbardziej dramatyczna jest historia Michała S. – jego podpisy zostały podrobione, a on sam został eksmitowany z mieszkania w Warszawie. Informowaliśmy o tym w „Rzeczpospolitej” w 2023 roku, jednak obecny akt oskarżenia ujawnia rolę adwokatów w tej sprawie. Lokal (w 2016 roku wart 274 tys. zł) nabył członek grupy przestępczej – pełnomocnictwo oraz potwierdzenie odbioru gotówki były sfałszowane, co z całą stanowczością potwierdził biegły. Jak to się wydarzyło? Sprawcy zabrali Michała S. za granicę „do pracy”, a po powrocie porzuc
Źródło